Kto zarobi na strajku w LOT? Firmy odszkodowawcze. Od pierwszego dnia trwania strajku działy marketingowe i promocyjne takich firm wrzuciły wyższy bieg. Często to właśnie od przedstawicieli tej branży wychodziły pierwsze informacje o odwołanych lotach. Do komentowania wydarzeń cały czas byli gotowi eksperci licznych firm. Na bieżąco przypominali o prawach pasażerów. A te są jasne: nie ma lotu, są za to pieniądze. I prowizja dla tego, kto je wywalczy.
Każdy dziennikarz w czasie sporu był bombardowany propozycjami rozmów i gotowymi materiałami."5 dzień strajku", "8 dzień strajku", "Prawa pasażerów" - to tylko część z góry e-maili, które lądowały na skrzynkach dziennikarzy. Wiadomości już nie ma, bo strony usiadły do rozmów. A to sprawiło, że i odwołanych lotów nie ma.
Zobacz także: Strajk w PLL LOT. Przewoźnik wynajął samoloty z załogami
Skąd zapał firm odszkodowawczych? Gdyż walka toczy się nawet o 10 mln zł. Jak wynika z szacunków money.pl - takie pieniądze mogą trafić do kancelarii i firm odszkodowawczych. Bardzo często kasują 20 lub nawet 25 proc. od kwoty odszkodowania. Często to cena za wysłanie jednego wniosku.
Odszkodowania uszczuplą budżet LOT
Jak wynika z szacunków money.pl, LOT na odszkodowania dla pasażerów będzie musiała wyciągnąć nawet kilkadziesiąt milionów złotych.
Ile dokładnie? Sama spółka nie chce tego komunikować, ale prezes Rafał Milczarski w rozmowie z money.pl mówił wprost: spółka na każdym dniu bez latania traci. I mowa nie tylko o przychodach, których nie ma. Przede wszystkim problemem są odszkodowania i świadczenia dla pasażerów, które należy wypłacać.
Ci mogą liczyć na trzy progi odszkodowania. Najniższy to 250 euro w przypadku lotów o długości do 1,5 tys. km. Drugi próg to 400 euro za loty od 1,5 tys. km do 3,5 tys. km. Pozostałe, długodystansowe loty, gwarantują odszkodowanie w wysokości 600 euro. Dla pasażerów oznacza to - w przeliczeniu - od 1 tys. zł do nawet 2,5 tys. zł. Dla spółki oznacza to wydawanie pieniędzy z własnej kasy.
Przepisy unijnego rozporządzenia, które reguluje kwestie odszkodowań za odwołane loty, nie dotyczą wprost strajków personelu linii lotniczych. W tym roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał odpowiedzialność linii lotniczych za takie sytuacje. Zakłócenie lub odwołanie lotu wynikające ze strajku pracowników obciąża budżet firmy. Dlatego strajk może być rozpatrywany jako uzasadnienie odszkodowania.
467 tys. zł na odszkodowania dla każdego pasażera z odwołanego rejsu musi wyłożyć linia w przypadku rejsu z Warszawy do Toronto, który się nie odbył. Wiemy to, gdyż money.pl dotarł do wezwań, które otrzymali piloci odwołanych rejsów. Jeżeli to oni odeszli od sterów, LOT wysyłał od nich wezwania do zapłaty. A w nich szczegółowo opisywał rozkład szkody. W tej chwili spółka zrezygnowała z tych roszczeń, gdyż trwają rozmowy. Ale dzięki dokumentom można oszacować, ile pieniędzy trafi do poszkodowanych. Adrian Furgalski, ekspert rynku transportowego jest przekonany, że najwyższe koszta generuje właśnie odwoływanie lotów długodystansowych. To, co dla LOT jest kosztem, dla innych jest zarobkiem.
Dreamliner latający dla LOT na tym kierunku może wziąć nawet 290 pasażerów. Licząc, że dla każdego trzeba byłoby wypłacić po 600 euro za odwołany lot już mamy sporą sumę ponad 174 tys. euro. Kwota 467 tys. zł, którą w dokumentach wpisywał LOT, nie jest wcale nierealna. Krajowe połączenia oznaczać mogą około 200 tys. zł na minusie. Europejskie od 400 do 600 tys. zł. - Zresztą tak też szacuje to LOT, wręczając pilotom protestujących załóg faktury o wartości od 400 do 800 tys. zł, za to, że lot się nie odbył - mówi money.pl Furgalski.
Gdyby przyjąć, że każdy odwołany lot będzie tyle kosztował, to LOT musiałby wyciągnąć z portfela nawet 50 mln zł. W tym układzie firmy odszkodowawcze walczyłyby o 10 lub 12,5 mln zł (20 proc. / 25 proc. kwoty odszkodowań. Spółka odwoływała jednak i loty na krótkich trasach, i długodystansowe. I tak na liście były odwołane rejsy krajowe do Krakowa, Zielonej Góry, ale również Seulu, Toronto, Moskwy, Los Angeles. Rozkład odszkodowań będzie przez to nieco inny.
Do szacunków przyjęliśmy, że średnia odszkodowań wyniesie po 400 euro. Gdyby uznać, że każdy rejs miał podobne obłożenie jak lot Warszawa - Toronto, na odszkodowanie z każdego odwołanego lotu trafiałoby 311 tys. zł. Sto odwołanych lotów to już 31 mln zł dla pasażerów. Z tego firmy odszkodowawcze mogłyby wyszarpać nawet 8 mln zł prowizji. To oczywiście tylko szacunki, ale pokazują, jak atrakcyjny jest ten rynek.
Firmy chciały wykorzystać zainteresowanie tematem
- To oczywiście realna kwota, ale zakłada, że każdy pasażer zwróci się o odszkodowanie. Tak się nie dzieje. W Polsce po odszkodowania sięga mały procent podróżujących. I firmy odszkodowawcze doskonale o tym wiedzą, więc przy okazji nośnego tematu strajku rzuciły się z działaniami promocyjnymi. Jak nie teraz, to kiedy edukować? - mówi Furgalski. Jednocześnie ekspert wskazuje, że firmy odszkodowawcze doskonale zdają sobie sprawę, w jakiej sytuacji jest LOT. - Firma ma nadszarpniętą opinię wśród części klientów. Odwołane loty co prawda stanowią tylko 3 proc., ale informacje się rozchodziły. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby firma teraz odmawiała odszkodowań. To byłby kolejny cios - dodaje. - I dlatego firmy odszkodowawcze chcą wyciągnąć z tej sytuacji, ile się tylko da - mówi Furgalski.
W tej chwili rynek opanowany jest głównie przez podmioty zagraniczne - to startupy technologiczne, które zautomatyzowały proces wysyłania wniosków o odszkodowanie. Mało tego - Polska jest na tyle atrakcyjnym krajem, że centrum dowodzenia ma tutaj na przykład jedna z amerykańskich spółek. Zatrudnia blisko 300 osób, obsługuje podróżnych z całego świata. Polska spółka A2017 rok zakończyła z zyskiem 3 mln zł netto. Odszkodowania od LOT to ponad dwa raz więcej środków do wzięcia.
Ekspert dodaje, że na lotniskach w czasie strajku znów pojawili się przedstawiciele kancelarii.
Dlaczego? Kancelarie prawne nie mogą się nigdzie reklamować, więc w wojnie o pasażerów chcą jakkolwiek zaistnieć. Zbiór Zasad Etyki Adwokackiej i Godności Zawodu określa, że o żadnej formie reklamy nie ma mowy, więc adwokaci bardziej edukują o prawie do odszkodowania, niż się po prostu reklamują. A do kogo pójdzie pasażer, który właśnie dowiedział się o możliwości wyciągnięcia ręki po pieniądze? Do tego prawnika, który mu o tym powiedział.
Ruszają więc w teren, bo innego sposobu nie ma. Po cichu, bez wielkich banerów, po prostu informują klientów o ich prawach. Niektórzy mają ulotki, inni na kartkach zamiast imienia podróżnego wypisują "Należy ci się odszkodowanie za lot".
Zgarnięcie pasażerów jednego Boeinga 737 to zarobek od 37 tys. do 90 tys. zł dla tego, kto wywalczy im odszkodowanie. A w sporej części spraw wystarczy do tego... jedno pismo, czyli skarga do Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
- Nie mamy danych dotyczących tego, ilu klientów ostatecznie korzysta z usług kancelarii prawnych i za ich pomocą stara się o odszkodowanie. Ale takie praktyki nie są nowe, to można tak powiedzieć wieloletnia tradycja w niektórych miejscach. Oczywiście najczęściej dzieje się to na dużych lotniskach: w Warszawie, Krakowie, Katowicach - mówiła money.pl Karina Lisowska, rzecznik Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Na lotniskach kancelarie pojawiły się na przykład w szczycie sezonu wakacyjnego. Pisaliśmy o tym tutaj.
Jak informuje Urząd, Komisja Ochrony Praw Pasażerów (która działa przy Urzędzie Lotnictwa Cywilnego) otrzymuje informacje telefoniczne od pasażerów, że takie firmy funkcjonują i zwracają się do nich z ofertą również w portach lotniczych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl