O tym, że Anna Streżyńska zostanie odwołana, mówiło się na długo przed styczniową rekonstrukcją rządu. Była "pewniakiem" do dymisji. Partii władzy nie podobały się jej szczere wypowiedzi. Czarę goryczy przelała odmowa przystąpienia do jednej z koalicyjnych partii.
Była szefowa resortu cyfryzacji wprost przyznała, że kluczowa w jej odwołaniu była apartyjność. - Dziś bym przestrzegała wszystkich fachowców przed wiarą w to, że mogą coś trwale zmienić bez zaplecza politycznego. Mówię to bez goryczy. Po prostu takie są fakty - stwierdziła w rozmowie z portalem TVN24.pl. Bardzo szybko dodała, że nie musi już pracować z ludźmi, którzy nie podzielają jej myślenia o tym, że w rządzie jest się po to, by służyć.
Upokorzenie
Z opowieści byłej minister wyłania się obraz brutalnej walki politycznej, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet, jeśli uderzą w obywateli lub poniżą kolegę z rządu. - Czułam się upokorzona. Odwoływanie mnie trwało prawie cztery miesiące. I przez ten czas nikt nie chciał i nie czuł się w obowiązku wytłumaczyć mi, co się dzieje, zaprzeczyć lub potwierdzić - mówiła. Równocześnie przyznała, że nawet premier Beata Szydło w przededniu rekonstrukcji wiedziała i otwarcie opowiadała o tym, że "polityczne zapadają gdzie indziej".
Według Streżyńskiej jej głównym przeciwnikiem w rządzie nie był Antoni Macierewicz, jak mówiono, ale Mariusz Błaszczak. Odmienne podejście miał prezentować sam Jarosław Kaczyński. - Z tego, co słyszałam od ludzi z Nowogrodzkiej, prezes był jedyną osobą, która wspierała moją obecność w rządzie. Do końca. Wbrew temu, co się mówi, prezes nie rządzi w ten sposób, że mówi, jak ma być i reszta kładzie uszy po sobie. W PiS-ie duże znaczenie ma komitet polityczny. A tam są Antoni Macierewicz czy Mariusz Błaszczak - ujawniła była minister. Zgodnie z jej słowami, gdy decyzja o dymisji zapadła, nie mogła nawet umówić spotkania się z Jarosławem Kaczyński,choć wcześniej mieli wielokrotnie o cyfryzacji rozmawiać.
Czarne charaktery
By osłabić Streżyńską i doprowadzić ostatecznie do jej dymisji, ówczesny szef resortu spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak miał dopuszczać się blokady "korzystnych społecznie ustaw, na przykład o mDokumentach, o krajowym węźle tożsamości elektronicznej i platformie integracji usług i danych"
Takie działanie określiła jako polityczne "strzały zza węgła" stanowiące normalną taktykę Błaszczaka. Zupełnie odmienną od sposobu działania byłego już szefa MON. - Antoni Macierewicz walczy z otwartą przyłbicą. Nikt, kto jest na linii jego strzału, nie ma wątpliwości, że tam jest. On staje na wprost, w samo południe, wyciąga kolta i strzał - obrazowo tłumaczyła Streżyńska.
I choć obraz jest wyjątkowo ponury, była minister cyfryzacji, jasno stwierdziła: "To był jak dotąd najszczęśliwszy czas w moim życiu".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl