Awaryjne lądowanie Bombardiera Q400 na Okęciu dla ludzi z branży nie jest zaskoczeniem. Ten model ma notoryczne problemy z podwoziem. Cud, że jeszcze nikomu się nie stało. Tylko, że LOT powinien o tym wiedzieć.
- września 2007 r., Aalborg, Dania. Do lądowania podchodzi samolot skandynawskich linii lotniczych SAS. Załoga zauważa problem. Prawe podwozie nie chce się zablokować. Maszyna jeszcze przez godzinę krąży nad lotniskiem. Piloci próbują naprawić usterkę ręcznie, zanim nie podchodzą w końcu do awaryjnego lądowania. Feralne podwozie przy przyziemieniu nie wytrzymuje, prawe skrzydło uderza w pas startowy. Pojawiają się iskry, a potem ogień. Na szczęście udaje się go ugasić, nim się rozprzestrzenia. Na drobne urazy narzeka tylko kilku pasażerów.
12 września 2007 r. Samolot SAS ma ponownie problemy z podwoziem. Tym razem w czasie lotu do Połągi na Litwie. Bombardier ląduje tym razem na lotnisku w Wilnie. Znów, szczęśliwie, obyło się bez ofiar.
27 października 2007 r. Podczas lotu z Kopenhagi do Bergen w Norwegii podczas lądowania ponownie zawiodło podwozie. Ale tym razem obyło się bez pożaru czy obrażeń wśród pasażerów.
Po tym ostatnim wypadku szefostwo SAS mówi: dość. Prezes SAS Mats Jansson oświadcza, że jego firma rezygnuje z Bombardierów Dash 8 Q400, których miała na stanie aż 27. Odwołanych jest dziesiątki lotów.
SAS miała pecha, bo w 2007 r. było aż osiem podobnych incydentów na całym świecie. Wychodzi więc, że niemal połowa dotyczyła Skandynawów. Nie mieli oni jednak wątpliwości, jaką w tej sytuacji podjąć decyzje.
Ciągłe problemy
- Rzeczywiście, w powszechnej opinii słabszym elementem tego samolotu jest system podwozia. Ten model ma już trzydzieści lat. Dziwne, że w kolejnych wersjach zdarza się ta sama usterka – mówi Money.pl Oskar Maliszewski, pilot i ekspert lotniczy. Problem w tym, że LOT powinien doskonale o tym wiedzieć. Bo to wprawdzie pierwszy incydent z Bombardierem, ale tylko pierwszy w tym roku.
We wrześniu 2017 r. miało miejsce inne lądowanie awaryjne lotowskiego Q400. Samolot z 80 pasażerami leciał do Krakowa. Gdy okazało się, że ma problemy z sygnalizacją prawidłowego działania podwozia, załoga zdecydowała o powrocie do Warszawy. Na pasie startowym na maszynę czekało trzynaście zastępów straży pożarnej. Na szczęście lądowanie przebiegło bez przeszkód.
Trzy miesiące wcześniej Bombardier, który miał lecieć z Warszawy do Gdańska, przerwał procedurę startu i zawrócił z kołowania. Powód? Oficjalnie: „usterka techniczna”.
W październiku 2016 r. pasażerowie LOT-u z Budapesztu do Warszawy dostają informację o opóźnieniu. Q400 miał wystartować o 20:35. Start opóźnia się jednak o trzy godziny. Samolot nie zabiera wszystkich, którzy mają bilety. Przed odlotem z pasażerami spotyka się pilot. Mówi, że doszło do usterki. Wprawdzie została ona naprawiona, ale samolot będzie leciał wolniej, na niższym pułapie i z wysuniętym podwoziem. Kto nie chciał lecieć, mógł liczyć na zakwaterowanie. Na wejście na pokład decyduje się ok. dwudziestu pięciu osób.
Marzec 2016 r. We Wrocławiu ląduje rejsowy Bombardier z Warszawy. Po wylądowaniu doszło do „uszkodzenia opon jednej z golenie podwozia”. Mówiąc po ludzku, pękły dwie opony.
LOT też ma dość
Wedle naszych nieoficjalnych informacji od osoby pracującej w LOT, doszło także do co najmniej jednego incydentu, kiedy nie mogło się otworzyć główne podwozie. Potencjalnie mogło to doprowadzić do tragedii, ale na szczęście sytuację udało się opanować. Jednak problemy z układem elektrycznym i sygnalizacją pracy podwozia są w Q400 notoryczne.
Obecnie na stanie LOT-u jest 10 Bombardierów. Aż osiem z nich to nowe maszyny, które zakupiono w 2012 r. Feralny Q400, który zarył wczoraj nosem w Warszawie, to właśnie jeden z tych samolotów. Co ciekawe, ogólnie Bombardiery Dash 8 Q400 cieszą się uznaniem wśród pilotów. - Jak na samolot turbośmigłowy jest bardzo szybki o dobrym wznoszeniu. Zabiera dużą liczbę pasażerów i w przypadku awarii jednego z silników, jest w stanie bezpiecznie lecieć dalej. Do latania to fajny samolot – twierdzi Maliszewski.
Niemniej wydaje się, że sam LOT ma już dość swojego stosunkowo nowego nabytku. Wprawdzie w 2025 r. narodowy przewoźnik chce mieć flotę liczącą 88 samolotów, ale już bez Bombardierów. Ostatni z nich ma skończyć służbę już za cztery lata.