Straty szacowane na szybko przekraczają miliard złotych.
Według najnowszych danych zebranych przez leśników, nawałnice zniszczyły 44,6 tysięcy hektarów lasów. - Ok. 8,5 mln m sześc. drewna leży pokotem. To liczby, które laikom mało mówią, ale wystarczy wspomnieć, że roczne pozyskanie drewna z Lasów Państwowych to 38 mln m sześc. drewna - powiedział Tomaszewski na konferencji prasowej.
W samym nadleśnictwie Rytel, gdzie nastąpiło apogeum nawałnic, straty szacowane są 1,5 mln m sześc. drewna. To właśnie w tych okolicach na obozie harcerskim zginęły dwie dziewczynki.
- To straszna tragedia ludzka. Rozpoczęliśmy zbiórkę pieniężną wśród leśników - powiedział dyrektor.
Pytany o koszty finansowe, dyrektor przyznał, że drewno ze zniszczonych lasów będzie sprzedane. Ale te pieniądze w całości będą przekazane na sprzątanie zniszczonego terenu i odtworzenie lasu. Straty szacowane na szybko przekraczają miliard złotych.
Lasy Państwowe nie będą występować o pomoc do budżetu państwa. - Od 90 lat kierujemy się filozofią "jeśli chcesz liczyć, to licz na siebie". Oby nam tylko politycy za bardzo nie przeszkadzali, a sobie poradzimy - powiedział Konrad Tomaszewski.
- Obserwując zjawiska klimatyczne, my się spodziewaliśmy, że takie zjawisko może wystąpić. Nasze drzewostany w przeszłości nie wykształciły się tak, by wytrzymywać takie duże uderzenia wiatru - mówił. - Jako społeczeństwo nie jesteśmy jeszcze ocenić, jaka jest skala tego zjawiska i konsekwencje dla całego ekosystemu - dodał.
Leśnicy szacują, że sprzątanie po nawałnicach i nasadzenia potrwają do 2019 r.
Dyrektor wydał w środę decyzję o wprowadzeniu tzw. stanu siły wyższej o zasięgu ponadlokalnym w związku z nawałnicami, które przeszły nad Polską w nocy z 11 na 12 sierpnia. Ta decyzja jest niezbędna, żeby leśnicy mogli przystąpić do sprzątania zniszczonych terenów.
W Rytlu był reporter WP. Jak opisuje, pierwsze oznaki tego, że zdarzyło się tam coś strasznego, pojawiają się ok. 40 km od Rytla, zazwyczaj spokojnej, kaszubskiej wsi. - Najpierw w rowach wzdłuż szosy pojawiają się sterty gałęzi, które wiatr zerwał z przydrożnych, starych drzew. Dalej leżą pojedyncze, wyrwane drzewa. Z każdym kilometrem robi się coraz gorzej - relacjonuje Jarosław Kociszewski.
Jak dodaje, widać, gdzie zawierucha uderzyła w ścianę lasu. - Młodsze, bardziej elastyczne drzewa wygięły się w łuki. Niektóre opierają się o siebie. Inne koronami sięgają ziemi. Kilka nie wytrzymało naprężenia. Złamały się na wysokości trzech, może czterech metrów - opisuje kataklizm.
Aż trudno uwierzyć w "pospolite ruszenie", które przez internet zwołał sołtys Łukasz Ossowski. W porównaniu z wysiłkiem i zaangażowaniem ludzi z całej okolicy blado, jeśli nie na miejscu, wypadają rządowe limuzyny i ministerialne garnitury.