W Sądzie Najwyższym ma być 36 ławników, ale na razie jest tylko 12. Chętnych brakuje, choć wynagrodzenie jest atrakcyjne.
Magazyn "Polska i Świat" stacji TVN poinformował, że rezygnację z wyboru na ławnika Sądu Najwyższego właśnie złożyła Małgorzata Kuśmierczyk-Balcerek, nauczycielka historii. W przesłanym do SN oświadczeniu wyjaśniła, że jej decyzja spowodowana jest politycznym sporem wokół zmian w sądownictwie.
Rzecznik Sądu Najwyższego Michał Laskowski przekazał, że kobieta przysłała na piśmie rezygnację z tego wyboru i oświadczyła, że nie złoży ślubowania przed pierwszym prezesem. Kandydaturę Kuśmierczyk-Balcerek niedawno zatwierdził Senat, ale wyłącznie głosami senatorów PiS.
Po tej rezygnacji nieobsadzonych stanowisk ławników w Sądzie Najwyższym jest 24. Chętnych brak, choć warunki zatrudnienia są bardzo atrakcyjne.
Ustawa o SN przyznaje ławnikom prawo do zasiadania w składzie orzekającym 20 dni w roku z opcją wydłużenia w "uzasadnionych przypadkach". Za każdy dzień w Warszawie ławnik otrzyma wynagrodzenie w wysokości 5 proc. przeciętnego wynagrodzenia, dietę oraz zwrot kosztów noclegu i dojazdu.
Oznacza to, że dzień pracy ławnika wyceniono na 213,58 zł. Do tego 30 zł diety, kwota wyszczególniona na hotelowej fakturze i bilecie. Zysk tylko rośnie, jeśli ławnik wykorzysta własne auto - każdy przejechany kilometr to 83 gr.
Dla porównania - ławnik w sądzie powszechnym może za dzień pracy dostać 81,16 zł. Nie powinien jednak uczestniczyć w rozprawach częściej niż 12 razy w roku. Daje to niespełna tysiąc złotych rocznie.
Co istotne, ławnicy na zasiadaniu w składach orzekających nie tracą ani złotówki ze swojej pensji w głównym miejscu pracy, choć nie wykonają faktycznie żadnej pracy. Szef nie może także odmówić wysłania pracownika do sądu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl