Popierali protest przeciwko reformie sądów, po kieszeniach chowają pieniądze, na wycieczki jeżdżą do Berlina. Po co? Najpewniej konspirować. Protestujący lekarze w ostatnim czasie stali się ofiarą ataków internetowych trolli. - W sieci znów króluje stare powiedzenie "Lekarzu, pokaż, co masz w garażu". W moim przypadku to łatwa sprawa. Nie mam garażu, a mieszkam u rodziców - odpowiada jeden z rezydentów.
- To nie jest historyjka z tabloidu. To codzienność. I to codzienność za marne pieniądze - mówi Piotrek. To lekarz rezydent z dużego warszawskiego szpitala.
- Co oznacza być lekarzem w Polsce? To bycie pod ciągłą presją. Ludzie nie wiedzą często, przed jakimi decyzjami stoimy. Możemy albo przyjąć staruszkę do szpitala i ją leczyć, albo odesłać do domu, bo jutro w jej miejsce ma przyjść ktoś z łatwym i wysokopłatnym zabiegiem - opowiada.
- Jak się zlituję nad staruszką, to dostanę wezwanie od ordynatora lub dyrektora placówki. I zjedzie mnie od góry do dołu, że zmarnowaliśmy miejsce, bo w babcię trzeba wpakować dużo płynów i nie wiadomo, jak długo trzeba będzie się nią zajmować - dodaje. I przekonuje, że rezydenci protestują, by takich dylematów nie mieć. Chcą po prostu dobrze leczyć.
Trwa kolejny dzień protestu głodowego lekarzy rezydentów. Żądają podniesienia wydatków na służbę zdrowia. Większych pieniędzy na oddziały, sprzęt, szpitalne jedzenie. Do tego dochodzi realna walka z kolejkami, mniejsza biurokracja i - na końcu - podniesienie pensji. Wszystkim pracującym w służbie zdrowia, nie tylko rezydentom.
Dyskusja z hejterem
Pierwsze rozmowy z ministrem Konstantym Radziwiłłem i premier Beatą Szydło nie przyniosły rezultatu. Wstrzymany na dobę protest został odwieszony. Lekarze głodują dalej.
Coraz częściej spotykają się nie tylko z krytyką polityków. Część lekarzy należących do Porozumienia Rezydentów właśnie walczy z atakami internetowych trolli. W mediach społecznościowych muszą odpowiadać, dlaczego nie protestowali przez ostatnie osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej.
- Studiowaliśmy. Niektórzy właśnie odbierali pierwsze indeksy. Żyliśmy nadziejami, że pensje będą rosły. O ile w ogóle jeszcze wtedy to nas obchodziło - odpowiada Marcin, też rezydent.
Specjalistą będzie za kilka lat. Na Twitterze dyskusje o służbie zdrowia coraz częściej zamieniają się w personalne wycieczki. Podpisani imieniem i nazwiskiem przedstawiciele rezydentów muszą odpowiadać na anonimowe zarzuty. Niezwiązane z protestem.
Niektórych członków Porozumienia anonimowe profile chcą zdyskredytować. A to za obecność na marszu dotyczącym reformy sądów. A to za zdjęcie profilowe z Berlina.
Swoje trzy grosze dorzuciła też Telewizja Polska. W publicznej sondzie dziennikarz pytał, czy ktoś zna biednego lekarza. Nie znał nikt. Nie padły pytania o to, czy ktoś jest zadowolony z polskiej służby zdrowia. Odpowiedź byłaby oczywista.
- Czasami robi się z nas sieroty, które nie potrafią jeszcze leczyć. I dlatego po sześciu latach studiów mamy dostawać grosze. Bo się niby uczymy. Chociaż lekarz rezydent to lekarz z możliwością wykonywania zawodu. Opiekujemy się pacjentami, ratujemy życie. I z drugiej strony czasami robi się z nas cwaniaków, którzy zarabiają na boku tysiące. Do tego najczęściej obrzuca się nas błotem. Głupi, pazerni, za PO nie protestowali. Ot tak, chociaż wszystkie wskaźniki pokazują dobitnie, jak niedofinansowana jest służba zdrowia - dodaje Piotrek. - Czasami myślę o akcji "Hejterze, lecz się sam!" - żartuje.
Zarobki lekarzy wyglądają tak. Po specjalizacji I stopnia przeciętne wynagrodzenie to zaledwie 3,4 tys. zł brutto miesięcznie. II stopień specjalizacji lekarza do 40. roku życia - wciąż nie przekracza 4 tys. zł miesięcznie. Ci lekarze średnio otrzymują 3,9 tys. zł miesięcznie. Dopiero po 40. roku życia pensja osiągnie poziom 4074 zł brutto.
17,77 zł za uratowanie ręki
Protest lekarzy rezydentów uruchomił lawinę. Pracownicy służby zdrowia pod nazwiskiem pokazują, na ile mogą liczyć. A liczyć mogą na niewiele. Media społecznościowe są przepełnione historiami i wyciągami z kont bankowych. To mieszanka rozgoryczenia, smutku i nadziei.
Nicole. Sama jest ginekologiem, prowadzi bloga. Obiecała sobie, że tematu strajku nie będzie poruszać. Ale poruszyła. Jej mąż skończył zagraniczną uczelnię, w Polsce jednak nie praktykuje. Nie opłaca mu się. Założył firmę. Zarabia. A jako lekarz dorabia w Wielkiej Brytanii.
Beata. Jej mąż jest lekarzem, chirurgiem. Wrzuciła do sieci skan jego przelewu z jednego z wrocławskich szpitali. 17,77 zł za 9 godzin operacji. Tyle kosztowało uratowanie ludzkiej ręki. Netto za ten miesiąc ze szpitala przyszło 2,5 tys. zł. Mąż łączy kilka etatów.
Bernadetta. Sama była pielęgniarką, więc wie, jak to jest pracować w służbie zdrowia. 12 lat przepracowała na oddziale internistycznym. W prostych słowach: nowotwory. 2,2 tys. zł na rękę nie wystarczało. Zrobiła prawo jazdy kategorii D i została kierowcą miejskich autobusów. Pieniądze podobne, ale przynajmniej z rodziną się widzi częściej. I nie ogląda umierających ludzi.