Kolejne trzy stacje do ładowania elektryków uruchomił właśnie Lidl – dowiedział się money.pl. Sieć inwestuje w punkty, licząc, że przyciągnie tym zamożnych klientów. I ma ich więcej niż... Orlen. Na razie jednak to raczej ciekawostka. Rząd, choć obiecuje milion elektrycznych aut, w żaden sposób na razie nie zachęca do inwestowania w stacje doładowań.
Obecnie samochód elektryczny naładować można na stacjach zlokalizowanych przy Lidlach na Puławskiej i Modlińskiej w Warszawie, przy Wilkońskich w Poznaniu oraz w Gródkowie na Śląsku przy centrum dystrybucyjnym sieci. Wszędzie "tankowanie" prądem jest darmowe.
- Nie zamierzamy stawiać stacji do ładowania przy każdym nowym sklepie, ale chcemy rozbudowywać liczbę takich miejsc – mówi money.pl Piotr Rogowski, członek zarządu Lidl Polska.
Sieć współpracuje tu z firmą ABB. To jej sprzęt stoi przy każdym ze sklepów. Szwajcarska ładowarka pozwala naładować elektryka w 80 proc. w czasie od 15 do 30 minut. Sklep to więc idealne miejsce na tego typu usługę.
- Lidl wyznacza dla branży retail dobry kierunek. Ładowanie pojazdów elektrycznych przy sklepach wielkopowierzchniowych, galeriach i biurach będzie zyskiwało na popularności. W czasie, w którym robimy zakupy czy odbywamy spotkania, mamy możliwość doładowania samochodu - uważa Wojciech Dziwisz z ABB.
Obie firmy współpracują od ponad roku. W sumie w całej Europie postawiono przy dyskontach już 100 ładowarek. Teoretycznie to dużo, ale patrząc na skalę Lidla, okazuje się, że stacje znajdują się przy mniej niż 1 proc. sklepów – w sumie sieć liczy bowiem ponad 10 tys. placówek.
Z drugiej strony w całej Polsce działa tylko ok. 250 stacji ładowania. Tych szybkich, zdolnych "zatankować" auta w kilkanaście minut, a nie godzin, niespełna 25 (niespełna, bo sami właściciele nie do końca są w stanie określić ostateczny czas szybkiego ładowania). Poza Lidlem uruchomiły je także Ikea (np. w Poznaniu, Bydgoszczy), Auchan (Gdańsk) czy galerie handlowe, takie jak np. Tarasy Zamkowe w Lublinie. Nadal jednak stacje do ładowania elektryków to raczej ciekawostka.
Dla porównania stacji benzynowych w Polsce jest ok. 7 tys. A trzeba pamiętać, że na jednym baku samochód przejeżdża 700-900 km. Na jednym ładowaniu często tylko 100-150 km.
Pod koniec zeszłego roku rząd obiecywał ofensywę związaną z punktami doładowań. W ramach popularyzacji elektryków obiecał, że do 2020 roku powstanie 400 szybkich punktów ładowania oraz 6,5 tys. zwykłych. Aby dotrzymać słowa, dziennie powinny być uruchamianych co najmniej siedem nowych lokalizacji. Trzeba też pamiętać, że tak duża liczba stacji do ładowania ciągnie za sobą ogromne koszty. Szacuje się, że może to być nawet 500 mln zł.
- Po co inwestować w samochód elektryczny, skoro nie będzie gdzie go ładować. Ludzie nie są głupi i samej nowinki technicznej nie kupią – mówi money.pl anonimowo przedstawiciel branży motoryzacyjnej.
Nawet państwowe koncerny się tu ociągają. Orlen ma obecnie mniej stacji e-tankowania niż Lidl, bo dysponuje jedynie dwoma punktami (w Kostomłotach i Katowicach). Lepiej na tym tle wypada Lotos. Ta ma kilka ładowarek, które stawie we współpracy z koncernem energetycznym Energa.
Rząd obiecuje milion aut elektrycznych już za osiem lat. Na razie jednak marnie to wygląda. Jak informowała nas niedawno wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz cały czas trwają jeszcze prace nad zachętami do budowy stacji.