- Chcę powiedzieć jasno i wyraźnie: Jesteśmy przygotowani do przeprowadzenia tej reformy - poinformowała premier Beata Szydło na konferencji prasowej po wtorkowym posiedzeniu rządu.
- To, że dzisiaj Rada Ministrów przyjęła te projekty ustaw, jest dowodem na to, że nie tylko jesteśmy zdeterminowani, ale uruchamiamy cały proces, w tej chwili już legislacyjny. Projekt ustawy zostanie skierowany do Sejmu. Wierzę w to głęboko, że zostanie bardzo dobrze ten proces w Sejmie przeprowadzony i też, że Sejm będzie poczuwał się do tej współodpowiedzialności za przyszłość polskiej szkoły - powiedziała. - Mamy pieniądze zabezpieczone w budżecie - dodała.
Likwidacja gimnazjów była - obok zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków - sztandarową obietnicą wyborczą Prawa i Sprawiedliwości dotyczącą edukacji. Zręby reformy ujrzały światło dzienne późną wiosną, projekt po akceptacji rządu trafi do dalszych prac w parlamencie.
Propozycja rządu zakłada zastąpienie dzisiejszego systemu z sześcioletnią podstawówką, trzyletnim gimnazjum i trzyletnim liceum wersją sprzed reformy rządu Jerzego Buzka. Czyli wróci 8-letnia podstawówka – która teraz ma się nazywać szkołą powszechną – i 4-letnie liceum bądź 5-letnie technikum. To powrót do systemu wprowadzonego na początku lat 60 i który przestał działać zaledwie kilka lat temu.
Bezkosztowa reforma
Minister edukacji potwierdziła słowa premier Szydło, że "są pieniądze zabezpieczone w budżecie". Zapowiedziała, że na skutki reformy oświaty wydane zostanie 900 mln zł. - Pojawia się 5 tysięcy dodatkowych oddziałów, dodatkowe etaty. Jednocześnie mamy pieniądze, ponad 300 mln zł wprost dedykowanych i 168 mln zł w rezerwie budżetowej na dostosowanie - powiedziała Zalewska. Podkreśliła, że kwota 900 milionów to środki "wprost dedykowane na reformę".
Jeszcze w czerwcu szefowa MEN Anna Zalewska przedstawiała założenia reformy, eksperci wskazywali, że bez gotowego projektu trudno rozmawiać o konkretach. - Bardzo chcielibyśmy ten projekt zobaczyć – mówił money.pl przewodniczący ZNP Sławomir Broniarz. – Szczególnie ocenę skutków regulacji, gdzie przedstawia się szacowane koszty zmian. Wtedy moglibyśmy rozmawiać konkretniej, bo na razie nikt nie wie, ile ta cała zmiana ma kosztować - dodawał.
Projekt znamy, ale wyliczeń, ile dokładnie ma kosztować likwidacja gimnazjów, do tej pory trzeba było ze świecą szukać. - Nikt nie wie, ile ta operacja ma kosztować - mówił money.pl Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. - Poszczególne samorządy robią wyliczenia na swoje potrzeby, zakładam, że rząd też liczy, ale nie ma żadnych ogólnie znanych szacunków - zauważył.
Minister edukacji uspokajała kilka miesięcy temu, że "reforma jest tak zaplanowana, żeby zmieścić się w pieniądzach, które są". Czyli w subwencji oświatowej. MEN wylicza, że skoro dzieci w szkołach jest mniej - bo jest niż demograficzny i w szkołach nie będzie sześciolatków - to kwota na jedno dziecko będzie wyższa. Podobne wytłumaczenie można znaleźć w uzasadnieniu projektu. Ogólna kwota subwencji oświatowej powinna być mniejsza w przyszłym roku o 1,7 mld zł - jednak rząd jej nie zmniejszy właśnie dlatego, by sfinansować nakładane przez ustawę zadania.
Puste szkoły
- Samej subwencji oświatowej nie starczy - uważa Marek Pleśniar. - Ona rzeczywiście mniej więcej pokrywa koszty funkcjonowania szkół, ale na dodatkowe wydatki tych pieniędzy będzie za mało. Tym bardziej, że większość samorządów dokłada do szkół. Zwłaszcza te, które chcą mieć u siebie dobrą edukację - mówi.
Pomysł likwidacji gimnazjów oznacza zamknięcie 7684 szkół, w których uczy się ponad milion dzieci. Uczniowie, którzy mieli iść do gimnazjum, pójdą do nowych klas w szkołach powszechnych. Budynki szkół będzie trzeba do tego przystosować - to oznacza koszty. Warto też przypomnieć, ile trwały dyskusje o przygotowaniu szkół na przyjęcie sześciolatków. Tym razem do szkoły dojdzie nie jeden dodatkowy rocznik, ale dwa.
- Wszelkie szacunki co do kosztów byłyby w pewnym stopniu nieodpowiedzialne - mówi Pleśniar. - Ale mogą one wynieść nawet kilka milionów złotych na jedną gminę - zauważa. Gmin jest w Polsce 2,5 tysiąca. Są również duże miasta, w których szkół jest najwięcej, najwyższe będą też koszty.
Gimnazja już pochłonęły gigantyczne kwoty. Jak wyliczył Związek Miast Polskich, wybudowanie i prowadzenie gimnazjów pochłonęło dotąd około 130 mld zł z publicznych pieniędzy. Z tego 8 mld to wydatki majątkowe.