Polska ma okazję uczyć się na cudzych błędach. Brytyjczycy od lat 60. zlikwidowali setki kilometrów linii kolejowych. Teraz je odbudowują, ponieważ system transportowy na Wyspach stał się niewydolny. Do polskich polityków właśnie trafił apel, żeby powstrzymać likwidację linii w naszym kraju.
"PKP SA od mniej więcej 3-4 lat - pomimo wielu głosów sprzeciwu - intensywnie rozbiera lokalne linie kolejowe. Co więcej pas ziemi pozostały po rozebranej linii kolejowej jest niejednokrotnie przerywany przez sprzedaż pojedynczych działek, co definitywnie uniemożliwia ewentualną odbudowę" - czytamy w liście do parlamentarzystów.
Wielką rozbiórkę linii kolejowych przerabiali już Brytyjczycy. Zlikwidowali setki kilometrów linii. Minęło kilkadziesiąt lat i już wiadomo, że przynajmniej część z nich trzeba odbudować. Inaczej kraj zakorkuje się zupełnie.
Argument przemawiający za rozbiórką nieużywanych linii kolejowych jest zawsze ten sam: skoro pociągi nie jeżdżą, to tory niszczeją, są rozkradane i nie ma sensu wydawać pieniędzy na ich utrzymanie. - Nigdy nie słyszałem, by ktoś argumentował, że po jakiejś drodze jeździ mało samochodów, więc trzeba ją zamknąć, bo się nie opłaca jej utrzymywać. Natomiast w przypadku linii kolejowych ten argument pada ciągle - ironizuje prezes Fundacji ProKolej Jakub Majewski, jeden z sygnatariuszy listu.
Kto woli drogę, kto pociąg
W Polsce mamy sieć dróg publicznych o długości około 420 tysięcy kilometrów. Sieć kolejowa liczy około 18 tysięcy kilometrów. Przy czym ta drogowa się systematycznie rozwija, a ta druga - zwija.
- Jeśli liczyć od czasu transformacji, to zlikwidowaliśmy niemal jedną trzecią sieci kolejowej. Od wejścia do Unii Europejskiej wybudowaliśmy prawie 3 tysiące kilometrów nowych dróg, ale tylko 36 kilometrów linii kolejowych. To najlepiej pokazuje, że mamy zupełnie sprzeczne strategie rozwoju infrastruktury transportowej - wylicza Majewski.
Okazuje się, że mimo zmiany rządów tendencja spadkowa się utrzymuje. - Od kliku lat PKP próbuje łatać swój budżet sprzedając na złom nieużywane szyny, po których ok kilkunastu lat nic nie jeździ. Ale okazuje się, likwidacja nieużywanych linii nie przynosi spodziewanych zysków. Bo koszty rozbiórki są wyższe niż cena uzyskana za złom, a teren trzeba jeszcze zrekultywować. W rezultacie PKP ogranicza sieć transportową i jeszcze do tego dopłaca - mówi ekspert.
Pociąg do tartaku
Tymczasem nawet nieczynne od lat linie kolejowe mogą się przydać. Tylko z perspektywy centrali PKP w Warszawie i ministerialnych gabinetów nie zawsze to widać.
Przykład? Pomorska Kolej Metropolitalna, która jeździ po trasie nieczynnej od czasów wojny. Ale dzięki temu, że nie została sprzedana, można było ją odbudować i przywrócić do eksploatacji. PKM okazała się ogromnym sukcesem. Kolejny przykład: linia do Trzebnicy na Dolnym Śląsku, którą PKP porzuciło i próbowało zlikwidować. Po przejęciu przez urząd marszałkowski i remoncie obsługuje mieszkańców Dolnego Śląska. A do przewoźnika trafiają listy, żeby uruchomić tu więcej pociągów, bo jest więcej chętnych niż miejsc.
- Albo linia na Opolszczyźnie, która zdążyła zarosnąć drzewami, a właśnie wraca do życia, i będą nią jeździć pociągi towarowe do potężnego tartaku. Gminie i mieszkańcom to bardzo na rękę, bo ciężarówki z drewnem nie będą im rozjeżdżać lokalnych dróg. Dla kolei to też czysty zysk, dzięki lokalnej linii wagony trafią na główną sieć kolejową i pojadą dalej jeszcze kilkaset kilometrów - mówi Jakub Majewski.
Kolejny problem to nieprzyjazne prawo. Jest przepis mówiący, że jeśli linia jest nieużywana przez trzy lata, to powstaje obowiązek podatkowy i trzeba zapłacić podatek od nieruchomości. Sytuacja jest kuriozalna, bo państwowe PKP ma płacić podatek państwu za linię, która też jest państwowa. Wyprostowanie tego przepisu to kolejny postulat skierowany do parlamentarzystów.
Pod apelem podpisały się najróżniejsze organizacje, stowarzyszenia hobbystów, organizacje ekologiczne, muzea i skanseny, koleje drezynowe, gminy, powiaty, a nawet cztery urzędy marszałkowskie. - Chcemy żeby posłowie powstrzymali rozbiórki. Żeby był czas, żeby spokojnie się zastanowić, co z takimi liniami zrobić - podsumowuje Majewski.
Nigdy nie słyszałem, by ktoś argumentował, że po jakieś drodze jeździ mało samochodów, więc trzeba ją zamknąć, bo się nie opłaca jej utrzymywać. Natomiast w przypadku linii kolejowych ten argument pada ciągle Jeśli liczyć od czasu transformacji, to zlikwidowaliśmy niemal jedną trzecia sieci kolejowej. Natomiast od wejścia do Unii Europejskiej wybudowaliśmy prawie 3 tysiące kilometrów nowych dróg ale tylko 36 kilometrów linii kolejowych. To najlepiej pokazuje, że mamy zupełnie sprzeczne strategie rozwoju infrastruktury transportowej