- W spółce panuje mobbing. Choć w umowach mamy 8-godzinny dzień pracy, pracujemy po 10-11 godzin, a miałem taki okres, że pracowałem po 14 - mówi money.pl Rafał Czerski, inicjator protestu listonoszy. - Gdy poszedłem do kontroli po zeszyt nadgodzin, zostałem wyśmiany - dodaje. Za organizowanie protestu został zwolniony. Poczta Polska zapewnia, że żadnych praw pracowniczych nie łamie.
Listonosze od dawna domagają się podwyżek, rozliczania nadgodzin, a także poprawy warunków pracy. Zorganizowali nawet ogólnopolski protest, którego jednak nie chciała wesprzeć ani pocztowa "Solidarność", ani żaden inny związek zawodowy działający w Poczcie Polskiej. Dlatego skrzyknęli się na Facebooku.
Rafał Czerski, organizator protestu, który założył profil "Listonosze Polska", został zwolniony, gdy tylko pojawił się w pracy. To samo spotkało Klaudiusza Wieczorka, koordynatora protestu na Śląsku. Obaj stracili pracę, choć zorganizowany w 20 miastach protest był legalny, a listonosze wzięli na ten dzień urlop.
Nie prowadzi się zeszytów nadgodzin
Choć Czerski w Poczcie Polskiej nie pracuje, wciąż stara się pomagać tym listonoszom, którzy nie chcą godzić się na skandaliczne - jego zdaniem - warunki pracy w spółce. Obaj liderzy walczą z byłym pracodawcą przed sądem, zarzucając mu bezprawne zwolnienie z pracy.
- W spółce panuje mobbing - mówi Czerski w rozmowie z money.pl i wyjaśnia, że listonosze są straszeni zwolnieniem, zmuszani do wykonywania wielu dodatkowych obowiązków, a także do ponadnormatywnej pracy.
- Choć w umowach mamy 8-godzinny dzień pracy, pracujemy po 10-11 godzin dziennie, a miałem taki okres, że pracowałem po 14 godzin - dodaje. - Normy bezpieczeństwa zakładają, że jesteśmy chronieni między 7:30 a 15:30, ale prawie zawsze pracujemy dłużej.
src="https://static1.money.pl/i/h/13/art417805.jpg"/>
Fragment umowy o pracę listonosza Poczty Polskiej
Money.pl zwrócił się do Poczty Polskiej o wyjaśnienie, jak wygląda sprawa nadgodzin listonoszy.
"Pracodawca, rekompensuje pracę wykonywaną w ramach godzin nadliczbowych poprzez oddanie dnia wolnego lub zapłaty dodatkowego wynagrodzenia" - czytamy w mailu od Poczty Polskiej. "Jeżeli nie ma możliwości oddania czasu wolnego za prace w godzinach nadliczbowych, wówczas pracownikowi wypłacany jest dodatek do wynagrodzenia" - wyjaśniono.
Rafał Czerski mówi jednak, że praktyka w spółce wygląda zupełnie inaczej.
- W teorii tygodniowy czas pracy ma się sumować do 40 godzin, ale w moim przypadku nigdy tak nie było i miewałem po 40 nadgodzin miesięcznie, za które nie dostawałem zapłaty - mówi.
Jak dodaje, problem polega na tym, że nadgodzin w Poczcie Polskiej w praktyce się nie rejestruje, więc ma duży problem z udowodnieniem ich przed sądem.
- Gdy poszedłem do kontroli po zeszyt nadgodzin, to wyśmiano mnie - mówi. - W moim urzędzie i w wielu innych w ogóle nie prowadzi się zeszytów nadgodzin - dodaje.
A zeznania innych pracowników? Jak przekonuje Czerski, szeregowi pracownicy Poczty Polskiej są tak zastraszeni, że nikt nie chce mu nadgodzin potwierdzić. Wszyscy boją się o pracę.
Minuta na doręczenie listu poleconego
Oprócz opisanego powyżej systemu równoważnego czasu pracy, Poczta Polska zatrudnia listonoszy w systemie podstawowego czasu pracy, a także w systemie zadaniowego czasu pracy.
Największe kontrowersje dotyczą systemu zadaniowego, w ramach którego pracodawca może wyznaczać pracownikowi zadanie do wykonania, a jednocześnie zwolniony jest z kontrolowania i ewidencjonowania czasu pracy.
Kodeks pracy mówi, że pracodawca musi wyznaczać pracownikowi takie zadania, które są możliwe do wykonania w czasie wynikającym z ogólnie przyjętych norm czasu pracy, czyli osiem godzin na dobę. Jak jednak przekonuje Rafał Czerski, to jednak tylko teoria, ponieważ w Poczcie Polskiej praktykuje się zaniżanie norm dotyczących czasu pracy listonosza.
- Poczta Polska dwa razy w roku przeprowadza badania czasu pracy listonoszy, ale zawsze robi to w dwóch najsłabszych miesiącach roku i na tej podstawie wylicza średnią - wyjaśnia. - Teraz na dostarczenie listu poleconego jest minuta, a na wypłatę emerytury - półtorej. Wiadomo, że jak zaniży się wskaźniki, to w statystykach wszystko będzie się zgadzało - stwierdza lider protestu listonoszy.
Kwietniowy protest listonoszy, fot. Rafał Czerski
Co na temat zadaniowego trybu pracy i nadgodzin mówią eksperci prawa pracy?
- Zadaniowy system czasu pracy nie oznacza, iż pracownikowi nie należy się dodatkowe wynagrodzenie i dodatek za nadgodziny - mówi money.pl mec. Adam Kostrzewa, ekspert prawa pracy, partner w kancelarii SPCG.
- Zadania powinny być bowiem tak wyznaczone, aby pracownik miał możliwość ich wykonania w podstawowej normie czasu pracy, czyli ośmiu godzin w ciągu doby. Jeżeli pracownik wykaże, że jest to nie możliwe i regularnie musi wykonywać powierzone mu zadania w dodatkowym czasie - np. dwóch godzin - wówczas może domagać się zapłaty dodatkowego wynagrodzenia wraz z dodatkiem za te dwie godziny - tłumaczy mec. Kostrzewa.
Według spółki żadne nieprawidłowości w kwestii zliczania nadgodzin nie występują. "Poczta Polska podlega kontrolom Państwowej Inspekcji Pracy m.in. w obszarze prawidłowości ewidencjonowania oraz rozliczania czasu pracy pracowników. Poczta Polska stosuje się do wniosków pokontrolnych oraz zaleceń wydanych przez Państwową Inspekcję Pracy" - czytamy.
Nosimy makra, selgrosy, sprzedajemy znicze, słodycze
Nierozliczanie nadgodzin to niejedyny problem listonoszy Poczty Polskiej. Jak mówi Rafał Czerski, doręczyciele zmuszani są do wykonywania czynności, które daleko wykraczają poza standardowy zestaw obowiązków listonosza.
- Nosimy makra, selgrosy, sprzedajemy znicze, słodycze - wymienia Czerski. - Są też druki bezadresowe, czyli po prostu ulotki. Ktoś za to bierze duże pieniądze, ale my za to nie dostajemy ani grosza - mówi.
Listonoszom każe się nawet roznosić różne gadżety reklamowe, ostatnio nawet karmę dla zwierząt.
- Pracodawca wymaga od nas, żebyśmy kojarzyli, który z mieszkańców ma kota, a który psa i wrzucali te opakowania do odpowiednich skrzynek - wyjaśnia. - Nie mamy z tego żadnego ekwiwalentu finansowego - podkreśla.
Wszystko to za około 1500 złotych na rękę miesięcznie, bo tyle wynosi obecnie typowa płaca listonosza. To niewiele więcej, niż wynosi płaca minimalna. Listonoszom nie podoba się też to, że płace prawie nie są podnoszone, ale wciąż zwiększa się zakres ich obowiązków.
- Gdy pojawił się InPost i przejął dużą część przesyłek, zwiększono nam rejony. Gdy InPost wycofał się z rynku pocztowego, rejonów już nam nie zmniejszono - tłumaczy Czerski.
Skąd pomysł na założenie profilu na Facebooku i organizowanie protestów bez działających związków zawodowych, głównie "Solidarności"?
- Cały oddolny protest powstał z tego względu, że "Solidarność" nas nie reprezentuje - wyjaśnia Czerski i przekonuje, że Poczta Polska stara się dobrze żyć ze związkowcami, którzy mogą liczyć na różnego rodzaju korzyści.
- W Poczcie Polskiej funkcjonują kasty: osoby, które są blisko "Solidarności" jeżdżą regularnie na wycieczki finansowane przez spółkę - mówi. - Ciągle te same osoby zapraszają swoje rodziny, a ci pracownicy, którzy nie są w "Solidarności", na takie wycieczki nie jeżdżą - dodaje Czerski.
Gdyby przestrzegać prawa pracy, firma miałaby olbrzymie kłopoty
Rafał Czerski przytacza też wypowiedź szefa pocztowej "Solidarności" Bogumiła Nowickiego, który w maju podczas posiedzenia senackiej komisji infrastruktury przyznał, że problem nadgodzin istnieje, ale związek nie chce, by Poczta Polska miała z tego powodu problemy.
- Listonosze mówią, że pracują po 10-11 godzin dziennie. To nie są godziny, które są całkowicie rozliczane, ale jest to wyraz życzliwości pracowników wobec firmy - mówił Nowicki. - Gdyby przestrzegać prawa pracy, to podejrzewam, że firma miałaby olbrzymie kłopoty - dodał szef związku.
Nowicki na stronie internetowej NSZZ "Solidarność" Pracowników Poczty Polskiej przekonuje jednak, że związek wcale nie odpuszcza spółce w kwestii nadgodzin.
- We wszystkich miejscach, gdzie pracownicy zdecydowali się formalnie wystąpić do "Solidarności" w kwestii przekraczania norm czasu pracy zgłaszaliśmy te przypadki do PIP - zapewnia.
Fragment stanowiska pocztowej "Solidarności" z 26 czerwca
19 lipca z zarządem spółki, w tym z prezesem Przemysławem Sypniewskim, spotkała się reprezentacja Prezydium Komisji Międzyzakładowej NSZZ "Solidarność" Pracowników Poczty Polskiej. Jak czytamy na stronie związku, "spotkanie dotyczyło przede wszystkim spraw wyrażonych w stanowiskach i wystąpieniach przyjętych przez Prezydium KM w dniu 26 czerwca".
Stanowiska, o którym piszą związkowcy, dotyczą głównie nieprawidłowości, jakie Poczcie Polskiej zarzuca pocztowa "Solidarność", m.in. "chybionego projektu" angażowania listonoszy w odczytywanie gazomierzy. Jednak najmocniejszym punktem były zarzuty dotyczące "nieprzestrzegania Kodeksu pracy" przez Pocztę Polską. Mowa jest nawet o narastającym kryzysie zarządczym w spółce.
Innego języka związek zawodowy nie stosuje
Money.pl próbował skontaktować się z Bogumiłem Nowickim, ale jego telefon nie odpowiadał. Udało nam się porozmawiać z wiceprzewodniczącym związku, Pawłem Jędrzejewskim, którego zapytaliśmy o efekty spotkania z 19 lipca.
- To było zwyczajne, bilateralne spotkanie, żadnych sensacji. Monitorujemy sytuację - powiedział Jędrzejewski. - Było spotkanie na nasz wniosek i zarząd w pełnym składzie spotkał się z nami. Omówiliśmy te zagadnienia, którymi strony były zainteresowane - dodał. Wiceprzewodniczący związku nie chciał jednak mówić o żadnych konkretach.
A co z nadgodzinami i czy "Solidarność" ma z nimi problem?
- Jak gospodarka rozwija się, to mogą występować nadgodziny i chodzi o to, żeby to było wyjaśnione, objaśnione, czy jest taka potrzeba, czy to jest w takiej skali - powiedział.
Zwróciliśmy uwagę, że w stanowisku związku mowa jest jednak o "uchybieniach wobec Kodeksu pracy".
- Innego języka związek zawodowy nie stosuje - przyznał wiceprzewodniczący pocztowej "Solidarności".