1,5 proc. brutto - według najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego właśnie tyle w skali roku można dziś średnio zarobić w Polsce na lokacie w banku. Słowo "brutto" jest tu dość istotne, bo nie możemy zapominać, że przy tak marnym oprocentowaniu depozytów nikt nie zdjął z klientów banków obowiązku odprowadzania 19-proc. "podatku Belki". Ten daje przecież budżetowi około 3 mld zł rocznie, z czego większość to właśnie danina za lokaty, a także zyski z funduszy inwestycyjnych.
Mówiąc inaczej te 1,5 proc. w skali roku, po uwzględnieniu podatku, daje nam zysk netto na poziomie około 1,2 proc. (dokładnie to 121,5 zł rocznie na każde 10 tys. zł oszczędności). Gdy dołożymy do tego inflację (ostatni jej odczyt to 1,7 proc. w ujęciu rocznym), to okaże się, że w większości przypadków realna wartość naszych oszczędności w bankach spada. Tym bardziej że klienci zwykle ponoszą jeszcze dodatkowe koszty za prowadzenie konta, przelewy czy karty płatnicze.
Banki nie rezygnują z tego typu opłat z prostego powodu: rekordowo niskie stopy procentowe w Polsce nie tylko nie pozwalają klientom zarabiać na lokatach, ale również powodują, że oprocentowanie kredytów jest niskie. Według NBP średnie oprocentowanie kredytu hipotecznego w złotych to obecnie 3,7 proc. w skali roku, podczas gdy w poprzednich latach potrafiło przekraczać 7 proc.
Tylko tych kilka danych wystarczy do tego, by zrozumieć, dlaczego - pomimo tego że wciąż są instytucje, które przekonują w reklamach, iż 2 proc. w skali roku to świetny interes - klienci uciekają od depozytów i szukają innych możliwości lokowania pieniędzy. Nawet jeżeli taka operacja wiąże się z większym ryzykiem. Są jednak tacy, którzy nie widzą sensu w zakładaniu lokat terminowych, nie szukają też alternatyw i całe oszczędności trzymają na rachunkach bieżących.
By się o tym przekonać, wystarczy rzucić okiem na informacje publikowane co miesiąc przez NBP. Tylko od początku roku z lokat terminowych w bankach, wyparowało ponad 15 mld zł (dotyczy to tylko gospodarstw domowych). W tym samym czasie suma środków na bieżących rachunkach zwiększyła się o ponad 20 mld zł.
Skoro oprocentowanie lokat jest kiepskie, to po co zadawać sobie trud, by je w ogóle zakładać? Średnie oprocentowanie zwykłych rachunków to 0,5 proc. w skali roku, środki są dostępne bez konieczności zrywania umowy jak w lokacie, i przynajmniej nikt nie łudzi się, że można tu mówić o jakimkolwiek zysku.
Okazuje się jednak, że okresie rekordowo niskich stóp procentowych sporą popularnością cieszą się obligacje Skarbu Państwa. W ich przypadku również trudno przekonywać o wysokich zyskach, ale bezpieczne 2,1 proc. w skali roku (to oferta dla obligacji dwuletnich) już pozwala uchronić środki przez inflacją.
Tylko w czerwcu Polacy wydali na obligacje skarbowe 475 mln zł - to ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu ubiegłego roku. Tegoroczny rekord padł w maju, gdy drobni klienci wyłożyli na obligacje skarbowe prawie 600 mln zł.
Niskie oprocentowanie bankowych depozytów bez wątpienia sprzyja też giełdzie. Chociaż inwestowanie na niej jest dość ryzykownym sportem, wymaga wiedzy i - co najważniejsze - wiąże się z ryzykiem, to i tak nie brakuje chętnych, którzy po okresie długiego zastoju zaczęli próbować swoich sił na tym rynku.
Jak pokazują najnowsze statystyki warszawskiej giełdy, drobni inwestorzy w pierwszym półroczu zrobili na akcjach obrót (kupno i sprzedaż) na poziomie 45 mld zł. To dwa razy więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Nie bez znaczenia są tu oczywiście trwające od końca ubiegłego roku wzrosty na GPW (te zwykle przyciągają największą rzeszę drobnych graczy już "na górce").
Możemy założyć, że odwrót Polaków od tradycyjnych lokat potrwa tak długo, jak długo stopy procentowe w Polsce będą rekordowo niskie. Ekonomiści raczej nie spodziewają się, by miały one pójść w górę przed końcem 2018 r. Jednak najpewniej też nie spadną.
Wbrew pozorom to dobra wiadomość dla oszczędzających. Rekordowo niskie stopy procentowe w strefie euro już w 2014 r. doprowadziły do absurdalnej sytuacji, gdy niemiecki Deutsche Skatbank zaproponował swoim zamożnym klientom oprocentowanie rachunków na poziomie minus 0,25 proc. W ślad za nim poszło też kilka innych podmiotów, dobitnie pokazując w ten sposób, że trzymanie pieniędzy w banku może być traktowane jak luksus, za który trzeba dodatkowo płacić.
W Polsce na razie równe 0 proc. na lokacie dawał niedawno tylko Toyota Bank. Później na szczęście okazało się, że był to tylko błąd techniczny w ofercie tej instytucji.