To pokłosie sporu, który trwa pomiędzy związkami zawodowymi w LOT a zarządem i prezesem Rafałem Milczarskim. Sporu, który doprowadził firmę na skraj strajku generalnego.
Do zapowiadanego przez tydzień protestu jednak 1 maja nie doszło, ale związkowcy nie zamierzają odpuścić. Emocje wcale nie opadły. Teraz czekają na propozycję rozwiązania konfliktu i podtrzymują wolę strajkowania. Na dojście do ugody czekają maksymalnie do połowy miesiąca. Więcej o sprawie można przeczytać tutaj.
W sprawie właśnie wypowiedział się Piotr Szumlewicz, szef struktur mazowieckich Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Napisał list do premiera Morawieckiego. I podbił stawkę.
Już nie chodzi o sposób wynagradzania i zatrudniania personelu pokładowego. OPZZ żąda dymisji Rafała Milczarskiego. To ma być sposób na rozwiązanie wszystkich problemów. - Obecna sytuacja w firmie jest napięta i wymaga pana pilnej interwencji - pisze Szumlewicz.
- Proszę również o podjęcie pilnych działań, mających na celu likwidację nieetatowych umów w branży lotniczej oraz wprowadzenie regulaminów wynagrodzeń. Ze względu na prawdopodobieństwo prowadzenia przez zarząd firmy nielegalnych działań, które są groźne dla pracowników i pasażerów, a co się z tym wiąże bezpieczeństwa publicznego, apeluję też o interwencję prokuratury i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - dodaje.
Fragment listu przedstawicieli OPZZ do premiera Mateusza Morawieckiego
W wiadomości do Morawieckiego szef mazowieckiego OPZZ zaznacza, że sytuacja w LOT jest "patologiczna" i "fatalnie wpływa na sytuację pracowników i może się odbić negatywnie na bezpieczeństwie pasażerów". Do tego ma prowadzić np. powszechne w LOT samozatrudnienie, a nie umowy o pracę.
- Oszczędzając na pracownikach, zarząd PLL LOT ogranicza bezpieczeństwo pasażerów. Rozwiązania przyjęte przez zarząd spółki są też sprzeczne z Kodeksem Pracy, gdyż praca w transporcie lotniczym jest prowadzona pod bezpośrednim nadzorem zarządu, w określonym czasie i miejscu. Są spełnione wszystkie warunki etatowego stosunku pracy i nie ma żadnego powodu, aby część pracowników PLL LOT była zmuszona do niestandardowych form zatrudnienia - dodaje.
Adrian Kubicki, rzecznik LOT widział już pismo Szumlewicza. Kwituje je krótko: jest pełne przekłamań i nie ma nic wspólnego z sytuacją w spółce.
Kubicki zwraca uwagę, że już sama kwestia samozatrudniania dla pilotów i stewardów/stewardes była wielokrotnie sprawdzana przez państwowe organy. Państwowa Inspekcja Pracy wielokrotnie sprawdzała, czy taka forma zatrudnienia jest dopuszczalna w LOT i nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Nie nakazała również zamiany kontraktu B2B na umowę o pracę.
Rzecznik spółki odnosi się również do zarzutu dotyczącego pomniejszania bezpieczeństwa przez korzystanie z pilotów na samozatrudnienie. Zwraca uwagę, że kwestie dotyczące czasu pracy i zdrowia pilotów dokładnie reguluje prawo lotnicze. W przepisach nie ma jednak rozróżnienia względem różnych form zatrudnienia. Chory pilot nie powinien się znajdować w kabinie - bez względu na to, czy ma etat, czy działa jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Jeżeli się tam zjawia i chce ukryć chorobę, to łamie po prostu prawo. I - jak podkreśla Kubicki - nie ma znaczenia jego forma zatrudnienia.
W tej chwili LOT pracuje nad dokładną odpowiedzią na zarzuty Szumlewicza. Spółka chce w punktach odnieść się do każdego zarzutu.