Organizowała strajk w LOT, walczyła o warunki pracowników, teraz sama straciła pracę. Jak wynika z informacji money.pl, Monika Żelazik - przewodnicząca związku zawodowego została zwolniona dyscyplinarnie. Z pracodawcą chce się spotkać w sądzie.
- Spółki skarbu państwa mają wieloletnią tradycję zwalniania związkowców. Z LOT spotkam się w sądzie - zapowiada w rozmowie z money.pl Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. I potwierdza, że w spółce już nie pracuje.Od firmy będzie się domagała przywrócenia do pracy lub przynajmniej należnych jej odpraw.
Jak przekonuje, o zwolnieniu dowiedziała się od przedstawicieli działu kadr. W sobotę wysłała do załogi wiadomość: "Dziękuję za wszystko. Trzymajmy się razem, żadnych podziałów i kłótni. Jesteśmy najlepszą załogą".
LOT nie chce komentować informacji o Żelazik. - Nie możemy komentować indywidualnych spraw dotyczących naszych pracowników. Byłoby to niezgodne z zasadami ochrony danych osobowych oraz dobrym obyczajem - wyjaśnia w wiadomości SMS Adrian Kubicki, rzecznik LOT.
Działaczka związkowa w rozmowie z money.pl wyjaśnia, że firma jednak uznaje ją za zwolnioną. - Zostałam ustnie poinformowana, że już od 28 maja [poniedziałek - red.] nie jestem pracownikiem LOT. Za pracę w takim czasie otrzymałam wynagrodzenie, służbowa skrzynka mailowa przestała działać, karta dostępu do budynku również. Co zabawne, jeden z ostatnich maili, który otrzymałam, to wiadomość z życzeniami urodzinowymi od firmy - opowiada.
Monika Żelazik jest szefową Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego - jednego z dwóch największych w LOT. Była też jedną z inicjatorek i prowadzących referendum strajkowe w spółce. Ale oprócz związkowej roli, była - do czasu zwolnienia - też normalnym pracownikiem - stewardesą obsługującą połączenia LOT. Gdy jej związek organizował referendum i strajk, ona jednocześnie latała.
Niespełna tydzień temu do związków zawodowych przyszło zapytanie o zgodę na zwolnienie Żelazik (bez wypowiedzenia). Informowaliśmy o tym w money.pl.
Wymagają tego przepisy - zwolnienie członka związku zawodowego nie jest takie łatwe. Związek zgody nie wyraził. Oficjalnie LOT chciał skorzystać z art. 52 Kodeksu Pracy, który mówi o ciężkim naruszeniu przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych. Zdaniem LOT - Żelazik stworzyła zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników i pasażerów. Chodzi o... maila, którego wysłała na kilka dni przed terminem planowanego strajku. Miał sie odbyć w majówkę, ostatecznie żaden samolot nie stanął.
"My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało” - napisała w mailu do członków związku. "Jesteśmy prawdziwą siłą, zresztą zawsze byliśmy, ale duch w nas jakoś podupadł. Trzeba w życiu pozostawić po sobie jakiś ślad, zbudować fragment historii, być z dumnym z tego, kim się jest i żyć tak, aby nikogo nie krzywdzić" - pisała dalej. O mailach pisaliśmy tutaj.
To właśnie na te pierwsze słowa powołał się LOT. Podkreślał w liście do związku zawodowego, że w efekcie trzeba było wzmocnić ochronę na lotnisku im. Chopina w Warszawie. Podobno, po tej jednej wiadomości, do pracy ściągnięto o 20 proc. więcej kadry.
Zarząd LOT złożył również zawiadomienie do prokuratury. Ta bada sprawę. Jednocześnie firma podkreślała, że wypowiedzi Żelazik działały na szkodę spółki. LOT podkreśla, że przewodnicząca zachęcała do strajkowania, choć w tej sprawie sąd wydał już zabezpieczenie - i nakazał wstrzymanie się z akcją do momentu sprawdzenia poprawności referendum. Spółka w dokumencie zaznaczała, że Żelazik w ten sposób z pewnością nie broniła praw pracowniczych, a po prostu nadużyła wolności wypowiedzi.
- Jestem już 25 lat w tej branży, to kawał czasu. W podziękowaniu za te lata w powietrzu, z pasażerami, w nie zawsze komfortowych sytuacjach i warunkach zrobili ze mnie terrorystkę. Przeżyłam wielu prezesów w tej firmie, ale takiej atmosfery pracy nie pamiętam. Nie będę się tłumaczyć w nieskończoność z jednego maila, z wyrwanej z kontekstu wypowiedzi. Pracodawca szukał pretekstu i go znalazł. A chyba każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek wie, że miałam na myśli jedynie pokazanie, że w jedności pracowników jest moc, bo żadnych siłowych rozwiązań nie planujemy, bo byłoby to kuriozalne. Nie paliliśmy opon - mówi. Nie chce jednak mówić wprost, że to zemsta zarządu.
- Pracownicy LOT w referendum strajkowym pokazali, że firma musi obrać inny kierunek. Zwolenienie mnie nie sprawi, że nagle kilkaset osób zmieni zdanie, co do sposobu zarządzania spółką. Każdemu pracownikowi zależy na komfortowej pracy i dobrej sytuacji pracodawcy. Pokład to dla wielu drugi dom - mówi.
"Każdy pracownik LOT-u jest odpowiedzialny za swoje słowa i działania, zwłaszcza w kwestiach związanych z bezpieczeństwem naszych pasażerów i innych pracowników. Naszym obowiązkiem jest odpowiedzialne reagowanie zawsze, gdy istnieją realne przesłanki wskazujące, iż bezpieczeństwo naszych pasażerów i pracowników mogłoby być w jakikolwiek sposób zagrożone" - tak LOT odpisał na pytania money.pl, gdy do mediów trafiły informacje o planach zwolnienia Żelazik.
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach prezes Rafał Milczarski w rozmowie z money.pl podkreślał, że nie czuje się wygramym sporu ze związkami zawodowymi. Przepraszał pracowników za napiętą sytuację. Podkreślał jednak, że będzie domagał się od związków zawodowych zadośćuczynienia - za utracone bilety i mniejszy ruch w okresie potencjalnego strajku.
Do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pytania o sytuacje w LOT wysłaliśmy 40 dni temu. Pytaliśmy, czy premier będzie interweniować w tej sprawie, czy spotykał się z prezesem LOT Rafałem Milczarskim i jakie bieżące informacje premier Morawiecki ma w tej sprawie. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy do dziś.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl