Pracownicy portu lotniczego zarzucają Mariuszowi Szpikowskiemu
utrudnianie działalności związkowej i zastraszanie pracowników, a także niegospodarność i zagrażanie bezpieczeństwu największego lotniska w Polsce. Powołanego na stanowisko w styczniu dyrektora naczelnego PPL broni Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury i budownictwa.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", Rada Pracownicza Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze już 26 października wysłała do Adamczyka pismo, w którym przedstawiła całą litanię zarzutów do Szpikowskiego.
Pracownicy lotniska piszą, że dyrektor PPL nie potrafi przeprowadzić rekrutacji do Służby Ochrony Lotniska, przez co zatrudnienie w tej jednostce jest o 20 proc. niższe, niż wymagają tego przepisy. Tylko od połowy czerwca do końca września około 300 pracowników SOL miało wypracować aż 21 tysięcy nadgodzin.
RP PPL podkreśla, że efektem takiej sytuacji jest przemęczenie pracowników, co negatywnie odbija się na bezpieczeństwie lotniska. Jak przekonuje informator gazety, problemem jest bardzo niska pensja, jaką oferuje się kandydatom do pracy w tej służbie - 2,6 tys. zł brutto (to niecałe 1,9 tys. zł netto).
Choć rekrutacja do SOL trwa, a docelowo zatrudnionych ma być aż 550 dodatkowych pracowników dbających o bezpieczeństwo, rzecznik PPL Przemysław Przybylski przekonuje, że liczba pracowników SOL jest "wystarczająca". Podważa też dane RP PPL dotyczące liczby nadgodzin.
Rada Pracownicza skarży się też na "atmosferę strachu", jaka ma panować w przedsiębiorstwie. Przykładem ma być przeprowadzony z zaskoczenia, w nocy, egzamin ze znajomości ustawy o ochronie osób i mienia. Po tym, gdy pracownicy go oblali, mieli usłyszeć, że muszą wybrać osobę, która zostanie zwolniona.
Mariusz Szpikowski jest według RP PPL skonfliktowany z większością związków zawodowych, które działają w przedsiębiorstwie, a zamiast prowadzić z nimi dialog, miał dążyć do powołania nowego podmiotu - "męża zaufania". W tej sprawie złożono nawet zawiadomienie do prokuratury.
Za dyrektorem generalnym przemawiają jednak wyniki finansowe kierowanego przez niego przedsiębiorstwa. Do końca września wypracowało bowiem ponad 200 mln zł zysku, najwięcej od 7 lat. Na pensje też nie można narzekać - średnio pracownicy PPL zarabiają 9,2 tys. zł brutto (prawie 6,5 tys. zł netto). Ale część związkowców i tak chce podwyżek.
Szanse na odwołanie Mariusza Szpikowskiego są niewielkie, ponieważ wstawił się za nim minister Adamczyk. W odpowiedzi na pismo RP PPL napisał, że analiza przeprowadzona przez jego resort nie wykazała, żadnych nieprawidłowości w jego pracy.
W tej sytuacji związki zawodowe rozważą przeprowadzenie strajku - w najbliższych dniach ma zostać zorganizowane referendum strajkowe.