Na lotnisku w Radomiu ruch był tak mały, że żadna firma nie chce z niego latać. Nie zraża to Polskich Portów Lotniczych, które chcą w nie wpompować setki milionów złotych. Ofiarą padłoby lotnisko w Modlinie, które pęka w szwach i potrzebuje natychmiastowej rozbudowy. Dla niego jednak pieniądze raczej się nie znajdą.
Państwowe Porty Lotnicze i prezydent Radomia mają podpisać list intencyjny dotyczący radomskiego portu na Sadkowie w ciągu najbliższych dni. To ukoronowanie wielomiesięcznych rozmów, którym patronuje wicemarszałek Senatu Adam Bielan. Państwowe przedsiębiorstwo zarządzające lotniskami miałoby przejąć od miasta większość udziałów w radomskim porcie.Bielan ma nadzieję, że stanie się to przed Nowym Rokiem albo kilka dni po.
Tym samym PPL - a więc pośrednio państwo - stanie się współwłaścicielem trzeciego już lotniska na Mazowszu - po warszawskim Lotnisku Chopina i lotnisku w Modlinie. A w perspektywie dziesięciu lat w tym samym województwie ma jeszcze powstać Centralny Port Komunikacyjny - sztandarowa inwestycja infrastrukturalna rządu PiS.
Kto nie lata z Radomia
W zamyśle lotnisko w Radomiu miałoby przejąć z Warszawy ruch czarterowy i tanie linie. Tyle że do tej pory to było zadanie lotniska w Modlinie, w którym PPL również mają udziały. Modlin stoi właściwie jednym przewoźnikiem, czyli irlandzką linią Ryanair. Ale to wystarczyło, by lotnisko obsłużyło w pierwszym półroczu br. niemal półtora miliona pasażerów. To piąte miejsce wśród wszystkich polskich lotnisk.
Radom natomiast - według tych samych statystyk Urzędu Lotnictwa Cywilnego - mógł się pochwalić w tym czasie 5749 pasażerami. Przegonił ostatni w zestawieniu port w Zielonej Górze o nieco ponad 100 osób. Ale to Zielona Góra wciąż obsługuje pasażerów, natomiast port w Radomiu stoi pusty. Pod koniec października wylądował tam ostatni samolot linii SprintAir. Od tego czasu rejsowych połączeń nie ma.
- Decyzja o angażowaniu się w nowy projekt, podczas gdy ma się już inny, działający, jest dla mnie nieracjonalna - mówi money.pl ekspert rynku transportowego Adrian Furgalski. - Ten pomysł po prostu nie trzyma się kupy. Ale tu problem leży w polityce. PPL nie jest w stanie rządzić samodzielnie w Modlinie, więc szuka innego miejsca - dodaje.
Kredyt? Nie ma mowy
Lotnisko w Modlinie ma czterech właścicieli: PPL, Agencję Mienia Wojskowego, województwo mazowieckie i miasto Nowy Dwór Mazowiecki. Statut jest przy tym tak sformułowany, że każdy z udziałowców ma równy głos. Każdy więc może zablokować pozostałych.
I tu jest problem, ponieważ udziałowcy nie mogą się porozumieć co do planów rozbudowy portu. Zarząd lotniska miał uzgodniony kredyt w wysokości 60 mln zł, który miał być przeznaczony na inwestycje. Przepustowość portu miałaby się podwoić do 7 mln pasażerów rocznie. Prezes lotniska Leszek Chorzewski mówił w lecie money.pl, że lotnisko może zaczynać rozbudowę natychmiast. Ale nie zaczęło, bo jeden z udziałowców nie zgodził się na zaciągnięcie kredytu. Właśnie PPL.
Wkrótce szef PPL Mariusz Szpikowski udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że nie widzi szans na porozumienie i jest gotów odsprzedać udziały w Modlinie. Przy okazji ujawnił, że marzy mu się lotnisko, które w cztery lata osiągnie przepustowość 6 mln pasażerów i przejmie loty czarterowe i niskokosztowe z Warszawy. Koszty? Mało precyzyjne, bo między 500 a 900 mln zł. Najprawdopodobniej te pieniądze trafią właśnie do Radomia.
Gdzie Modlin, a gdzie Radom
Tajemnicą poliszynela jest to, że za różnicą zdań stoi polityka. Szpikowski objął stanowisko w PPL już za rządów PiS. Na Mazowszu rządzi natomiast od lat koalicja PO-PSL, przy czym lotnisko jest dumą wywodzącego się z PSL marszałka Adama Struzika.
- W Radomiu niby też rządzi PO, ale władze miasta mają z tamtejszym lotniskiem problem i chętnie by się go pozbyły. Zamknąć go jednak nie mogą, bo podniesie się krzyk, że zamykają okno Radomia na świat. I co z tego, że to okno z powybijanymi szybami. Dlatego to, że jest ktoś, kto to lotnisko chce kupić, dla władz miasta jest bardzo wygodne - komentuje Furgalski.
Jeszcze do niedawna PPL forsował pomysł duo-portu, czyli Lotniska Chopina przeznaczonego dla tradycyjnych linii i pasażerów latających na długich dystansach, oraz Modlina dla tanich przewoźników i czarterów. Podobną wizję roztaczał wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za lotnictwo Jerzy Szmit. Ale Szmit pożegnał się ze stanowiskiem, a rząd zaczął mówić o Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Wizja więc też się zmieniła.
Lotnisko w Radomiu nie jest obecnie w stanie obsłużyć takich potoków pasażerskich, jakie marzą się szefowi PPL. To wymaga rozbudowy zarówno terminalu, jak i pasa startowego. Do tego Radom ma ten sam problem, co Warszawa. Czyli pas startowy blisko terenów zamieszkanych. - Jeśli taka rozbudowa ruszyłaby na serio, to jestem przekonany, że zaczęłyby się protesty, bo samoloty latałyby ludziom nad głowami. Jakie byłyby koszty odszkodowań? Nie wiadomo, bo zdaje się, że nikt tego jak dotąd nie policzył. Nie ma też mowy o lotach w nocy. Modlin nie ma tego typu ograniczeń - wskazuje Adrian Furgalski.
Pozostaje jeszcze sprawa dojazdu. Każdy, kto próbował dojechać na lotnisko w Modlinie, wie, o co chodzi. Ale prace nad dociągnięciem linii kolejowej pod sam terminal postępują. Tymczasem na linii Warszawa-Radom trwa remont, a nawet jak się skończy, to i tak pociąg będzie jechał do miasta, a nie na lotnisko. Efekt? Dwa razy dłuższa podróż na sam samolot.
Nie wiadomo jeszcze, co o pomyśle przeniesienia tanich linii mają do powiedzenia same tanie linie. Na razie Ryanair okopał się w Modlinie, a WizzAir już dawno uznał, że inne lotniska są za daleko i lata z Okęcia. Jako prywatne przedsiębiorstwa też musiałyby się na jakiekolwiek przeniesienie zgodzić. - Obawiam się, żeby te całe kombinacje nie zakończyły się ze szkodą dla pasażerów - przestrzega Furgalski.