Choć Polacy kochają papier rumiankowy, to cały czas można też kupić u na zwykły szary, szorstki i luźno zwisający z rolki. To z takim prezentem poszliśmy na rozmowę z prezesem firmy Sofidel, producentem m.in. papieru Regina. Nie krył zaskoczenia. - Dwadzieścia lat temu w Polsce można było kupić właściwie tylko taki - śmieje się Luigi Lazzareschi, z którym money.pl rozmawia o tym, jak się zmieniły toaletowe gusta Polaków i jaki papier cenimy sobie najbardziej.
Agata Kalińska: Wie pan w ogóle co to jest?
Luigi Lazzareschi: Oj, to coś, co było sprzedawane wiele lat temu. Jak wchodziliśmy do Polski dwadzieścia lat temu, to były cztery firmy, które produkowały taki papier. Zajmował aż 80 proc. rynku. Niektórzy w naszej spółce byli przekonani, że jeszcze za wcześnie żeby wchodzić do Polski, że ten rynek jeszcze jest za biedny na papier lepszej jakości i - co za tym idzie - droższy. Ale założyliśmy, że będzie ewoluował. I tak też się stało.
A skąd pani to wzięła?
Z supermarketu niedaleko redakcji. Osiem rolek kosztuje 1,99 zł. Taki papier pamiętam z dzieciństwa. Innego nie było. Ale nadal można go kupić.
Rzeczywiście, taki szary papier - nazywamy go krepą - nadal jest dostępny. Ale teraz to już co najwyżej 10 proc. rynku. To zresztą pokazuje najlepiej, jak dużo się tutaj zmieniło.
A czy w Polsce nie pokutuje nadal przekonanie, że kupowanie droższego papieru jest bez sensu? Bo papier to papier i nie warto wyrzucać pieniędzy na luksusy?
Wydaje mi się, że nie. Polacy naprawdę polubili lepszą jakość. Nie dotyczy to tylko papieru toaletowego, ale też ręczników papierowych czy chusteczek higienicznych. Lubią, żeby papier był miękki, trwały, ale też był swego rodzaju ozdobą w toalecie. Ta rolka, którą pani pokazała nie jest ani miękka, ani trwała, a już na pewno nie jest ozdobą.
Szary papier, zwany również krepą. Jeszcze dwadzieścia lat temu to on królował na rynku.
To ja ją już schowam. A jaki papier Polacy lubią najbardziej?
Jako pierwsi wprowadziliśmy na polski rynek papier rumiankowy. Znakomicie się przyjął, a my doczekaliśmy się naprawdę wielu naśladowców. Wczoraj byłem w Biedronce i ta sieć też sprzedaje papier rumiankowy marki własnej. A nie ma wielu krajów, gdzie rumiankowy papier byłby tak popularny. Poza Polską jeszcze tylko we Włoszech i w Niemczech.
Polski rynek jest łatwy czy trudny?
Łatwe rynki nie istnieją. Ten polski na pewno bardzo szybko ewoluuje. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że pod względem technologicznym i produkcyjnym, możliwości Polski są znacznie wyższe niż średnia europejska. Głównie dlatego, że inwestycje w moce produkcyjne z reguły nie są starsze niż 20 lat. To samo tyczy się dystrybucji. Sieci dystrybucyjne są nowoczesne, świetnie zorganizowane. I nie mają czego zazdrościć swoim odpowiednikom na Zachodzie.
Działacie tu od dwudziestu lat.
Rzeczywiście. W latach dziewięćdziesiątych zainwestowaliśmy w Ciechanowie. Z perspektywy tych lat mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony. Zarówno jeśli chodzi o ludzi i kadrę zarządzającą, jak i ogólnie kondycję polskiej gospodarki. Dwa i pół roku temu zdecydowaliśmy się na rozbudowę zakładu w Ciechanowie, która zwiększy moce produkcyjne trzykrotnie: z 30 do 90 tysięcy ton rocznie. To też przełoży się na zwiększenie liczby miejsc pracy.
O ile?
O około 100 dodatkowych miejsc. Zakładamy, że na koniec roku w zakładzie będzie pracować około 400 osób. Ale też warto pamiętać, że te inwestycje dają nam możliwość dalszego zwiększania mocy produkcyjnych. Teraz potrzebujemy kilku miesięcy, by dostroić wszystkie maszyny. A później będziemy mogli produkować w Ciechanowie wyroby już nie tylko na rynek polski, ale także na przykład na niemiecki.
Kieruje pan koncernem działającym na kilkunastu rynkach, ale Sofidel jest nadal firmą rodzinną. W Polsce działa około 2 mln 300 tysięcy firm, z których zdecydowana większość to małe i średnie przedsiębiorstwa, często właśnie rodzinne. Co by pan im poradził?
Ostatni kryzys zmiótł z rynku mnóstwo małych firm. Szczególnie w Zachodniej Europie, bo w Polsce to wygląda nieco inaczej. Czego tam zabrakło? Przede wszystkim odwagi. Odwagi, żeby inwestować, by rosnąć. Kryzys gospodarczy właśnie się do tego przyczynił. Firmy jeszcze bardziej niż wcześniej boją się ryzyka. Tymczasem w globalizującym się świecie firmy po prostu muszą stawać się coraz większe, muszą się łączyć, większe muszą przejmować mniejsze. We Włoszech mamy takie powiedzenie, że małe jest piękne....
W Polsce też tak mówimy.
Ale niestety nie dotyczy to firm. Także w Polsce one po prostu muszą rosnąć, by przetrwać. Moja rada dla polskich przedsiębiorców jest taka, by się nie bali. By śmielej inwestowali. Bo jeśli zostaną zbyt długo zbyt mali, to po prostu znikną.
Czy to znaczy, że nadchodzi zmierzch dla małych rodzinnych firm?
Niekoniecznie. Jeżeli nie zabraknie im odwagi. Są dwie rzeczy, które takim firmom przeszkadzają rosnąć. Po pierwsze politycy bardzo chronią model małej firmy rodzinnej, bo to są ludzie, którzy oddają głos w wyborach. Drugie ograniczenie jest natury finansowej. Banki wolą udzielać finansowania wielu małym podmiotom, bo wtedy ryzyko jest rozproszone. Dlatego politycy i przedstawiciele świata finansowego powinni bardziej wspierać ambicje firm, na przykład w konkurowaniu na zagranicznych rynkach.
To co mówię, oczywiście nie przysporzy mi sympatii wśród polityków, ale trudno. To przekonanie, że małe jest piękne nie jest dobrym punktem wyjścia do konkurowania na rynku globalnym.