Tak wielkich wzrostów dochodów państwa nie było nigdy w historii. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy 2017 roku do budżetu wpłynęło o ponad 10 mld zł więcej z podatków pośrednich niż rok wcześniej. Jeśli rząd utrzymałby takie wzrosty, to 500+ nie byłoby dla budżetu żadnym problemem. Sęk w tym, że w kwietniu sytuacja może się odwrócić, a imponujący wynik w styczniu i lutym może być efektem sprytnej sztuczki, którą zastosował PiS.
16,4 mld zł z podatków pośrednich (VAT, akcyza, podatek od gier) odnotował budżet państwa w lutym. To najwyższe wpływy w tym miesiącu roku w historii, a dynamika ich wzrostu jest imponująca.
Tempo, w jakim rosły dochody z podatków pośrednich, wyniosło w lutym aż 44 procent względem poprzedniego roku i by zdać sobie sprawę, jak wysoka to liczba, wystarczy podać, że większą dynamikę obserwowano dotąd tylko dwa razy w 2005 roku, gdy działał efekt podwyżki VAT na materiały budowlane - podatek podniesiono wtedy z 7 do 22 proc. Można więc powiedzieć, że to, co się zmieniło w gospodarce, dało budżetowi państwa tyle pieniędzy, ile ostra podwyżka podatku w 2005 roku.
Co więcej, od stycznia do lutego dochody z podatków pośrednich zwiększyły się o ponad 10 mld zł w porównaniu z poprzednim rokiem - w obu miesiącach po ponad 5 mld zł. To prawie połowa planowanych wydatków na 500+ (23 mld zł). Takich wzrostów dochodów z podatków pośrednich nie było w historii - dotychczasowy rekord należał do stycznia 2005 roku, gdy dochody wzrosły o 4,5 mld zł w porównaniu ze styczniem 2004 r.
W tym roku jak wskazuje resort finansów, kierowany przez Mateusza Morawieckiego mamy do czynienia z działaniami państwa w kwestii luki podatkowej i to one zapewniły wpływy.
- Pozytywnie oceniając dobre dane o dochodach VAT za luty, należy jednak pamiętać, że dochody z VAT były w lutym sztucznie podwyższone przez likwidację kwartalnych rozliczeń podatku dla części przedsiębiorców - wskazał wiceminister finansów Leszek Skiba. - Dlatego, choć dochody te wyraźnie rosną, należy ostrożnie podchodzić do wyciągania przedwczesnych wniosków. Pełnym obraz tempa poprawy ściągalności będzie widoczny dopiero po kilku miesiącach.
Od 1 stycznia 2017 r. firmy nie mogą rozliczać VAT-u kwartalnie z wyjątkiem w postaci tzw. małych podatników (do 1,2 mln euro rocznych obrotów). Zmianę wprowadzono, by utrudnić nadużycia przedsiębiorcom, którzy wykorzystywali różnicę w terminach rozliczeń dostawcy (kwartalne) i odbiorcy (miesięczne). Przed upływem kolejnego kwartału nieuczciwi dostawcy znikali, nie płacąc podatku, a urzędy skarbowe musiały zwracać podatek nabywcy.
Zmiana spowodowała, że rozliczenia podatku, które przedtem odbywały się po trzech miesiącach roku, teraz z konieczności są robione co miesiąc.
Ekspert: budowlanka dołożyła około 2 mld zł
To jednak niejedyny powód. W opinii ekspertów największa część z 5-miliardowego wzrostu dochodów budżetu wzięła się z nowych, bardziej restrykcyjnych regulacji, jakie nałożono na branżę budowlaną.
- Sprzedaż detaliczna jest wyższa, likwidacja rozliczeń kwartalnych też miała wpływ na wzrost dochodów z VAT. Wiele podmiotów składało deklaracje w końcu kwietnia, a teraz złożyło je na koniec lutego - wylicza w rozmowie z WP money Arkadiusz Łagowski, menedżer w GrantThornton, wiceprzewodniczący Grupy VAT Rady Podatkowej Konfederacji Lewiatan. - Ale naszym zdaniem ogromny, być może największy wpływ ma odwrotny VAT w budownictwie.
PiS wzięło się w tym roku za uszczelnianie podatku w branży budowlanej. Od stycznia wprowadzono tzw. odwrotne obciążenie VAT. Firmy, realizujące usługi jako podwykonawcy, są zobowiązane do wystawiania faktury bez wykazywania w niej VAT - podatek ten rozlicza generalny wykonawca, na rzecz którego wykonywana jest usługa.
Od 2017 r. podwykonawcy nadal dokonują zapłaty za nabywane towary i usługi wraz z VAT, przy czym mogą go odzyskać dopiero poprzez zwrot z urzędu skarbowego. Dotąd po prostu kompensowali sobie podatek z faktur wystawionych i zakupowych (np. na materiały budowlane), czyli wpłacali, lub odbierali tylko różnicę - teraz będą musieli wpłacić całość i poczekać na zwrot.
Jak podaje ekspert Lewiatana, ta "pożyczka" dla budżetu może wynieść nawet 8,5 mld. Tej wartości pieniądze budżet będzie przetrzymywał, zanim dokona zwrotu. Na kwartał daje to ponad 2 mld zł.
- To i tak dość ostrożne szacunki - wskazuje Łagowski. - Wyliczyliśmy te kwoty na bazie kosztów własnych w budownictwie z 2015 roku, kiedy wyniosły 95 mld zł i przy założeniu, że tylko połowę z nich ponoszą podwykonawcy. Realnie podwykonawcy prawdopodobnie mają większy udział w kosztach własnych branży.
Zmiana ograniczy płynność branży, bo firmy będą musiały czekać na należne im pieniądze, oddając duże kwoty „na przechowanie”. W międzyczasie muszą wspierać się kosztującym przecież konkretne pieniądze kredytem.
- Budżet odda pieniądze po maksymalnie 60 dniach od złożenia wniosku - informuje Łagowski. - Jeśli ktoś kupił materiały w styczniu, to deklarację mógł złożyć 25 lutego i od tego momentu fiskus ma 60 dni. W praktyce za poprzedni rok - aż do listopada - było to średnio 55 dni - dodał.
Zmiany w zasadach rozliczenia VAT sprawią, że państwo dostanie część pieniędzy wcześniej, a część odda później. Generalnie rząd zwiększy sobie płynność kosztem firm.
W ten sposób zadłużające się wciąż państwo może pożyczyć pieniądze na rynku kilka miesięcy później, za to przedsiębiorstwa będą musiały pożyczać więcej. Banki prawdopodobnie się ucieszą z nowego pomysłu PiS, bo zwiększy się popyt na kredyty dla przedsiębiorców.
Ciekawe właśnie, że w danych budżetu za luty widać znaczny spadek kosztów obsługi długu przez państwo. W ciągu dwóch miesięcy tego roku wyniosły one 4,1 mld zł, czyli o 1,2 mld zł mniej niż rok temu. Do tego w samym lutym koszty te wynosiły zaledwie 0,4 mld zł, podczas gdy w styczniu 3,7 mld zł.
W kwietniu sytuacja się odwróci. A strach będzie działać dalej
Ekspert Lewiatana informuje, że sztuczne zwiększenie dochodów budżetu potrwa prawdopodobnie tylko do kwietnia.
- Jeżeli terminowość zwrotów zostanie utrzymana i będzie wynosiła ok. 55 dni, to w końcu kwietnia sytuacja budżetowa powinna się wyrównać - przynajmniej w kwestii zmian rozliczeń kwartalnych i odwrotnego VAT w budownictwie - wskazuje Łagowski.
Jednocześnie wylicza inne potencjalne przyczyny dobrych wyników budżetu.
- Skoro więcej zwrotów dokonano w grudniu, to w styczniu i lutym musiały się one zmniejszyć - wskazuje Łagowski. - Skoro rząd daleko był od celu budżetowego w ubiegłym roku, to przyśpieszył zwroty, tak psując statystykę za 2016 rok, żeby zmieścić się w celach w 2017 roku. Wszystko po to, żeby nie przekroczyć 3 proc. deficytu budżetowego. W ten sposób Polska uniknie unijnej procedury nadmiernego deficytu.
W 2017 roku wpływy do budżetu będą niższe. Nie będzie pieniędzy z LTE, NBP pewnie też mniej wpłaci, więc takie przesunięcie jest bardzo ważne. W rezultacie - jak podaje ekspert - zamiast w styczniu i lutym zwrotów dokonano w grudniu, przez co w pierwszych dwóch miesiącach roku były one niższe, a więc i oficjalne dochody z VAT wyższe.
Kolejna sprawa, na którą wskazuje Łagowski, to fakt, że podatnicy mogli się wystraszyć nowych przepisów. Ten strach prawdopodobnie utrzyma ich w niepewności, zapewniając dodatkowe wpływy do budżetu.
- Zaostrzenie kar do 25 lat za błędnie wypełnione faktury i ewentualna sankcja 30-proc. VAT w przypadku wątpliwości interpretacyjnych - lepiej zapłacić VAT niż być narażonym na dodatkową wpłatę - ocenia. - W sytuacji gdy są wątpliwości - podatnicy będą płacić, a dopiero potem żądać zwrotu podatku nadpłaconego, czyli pieniądze otrzymają dopiero po decyzji organu - dodaje.
- Nie można też zapominać o wątku sprzedaży galerii handlowych - kwestionowany VAT - nawet to mogło zrobić dodatkowe miliardy (dochodów budżetu - red.) - domyśla się Łagowski.
Niskie [bezrobocie](https://www.money.pl/gospodarka/inflacjabezrobocie/archiwum/bezrobocie/) i sprzedaż detaliczna też mają znaczenie
Wpływ na dobre wyniki budżetu miały też inne wskaźniki. Dochody z VAT rosły też dzięki dynamice sprzedaży w sklepach.
W styczniu sprzedaż detaliczna wzrosła o 11,4 proc. rok do roku, a w lutym o 7,3 proc. Tak dobrych danych nie było od pięciu lat.
Do tego po długim czasie z deflacją pojawiła się inflacja - 1,7 proc. w styczniu i 2,2 proc. w lutym, czyli po czterech latach przerwy ceny znalazły się w obszarze celu inflacyjnego NBP. A inflacja to ulubiony podatek Ministerstwa Finansów - bez oficjalnego podwyższania podatków wpływy z VAT rosną.
Jakby dobrych wiadomości dla budżetu państwa było mało, w lutym bezrobocie spadło do 8,5 proc. z 10,2 proc. rok wcześniej, a jeśli liczyć systemem unijnym, czyli z wyłączeniem osób, które pracy nie szukają do 5,5 proc. z 6,9 proc. To rekordowo niskie poziomy.
Dzięki temu w budżecie państwa pojawiły się w okresie styczeń-luty wyższe wpływy z PIT - 8,4 mld zł, czyli o 0,4 mld zł więcej niż rok wcześniej. Dzięki temu dotacje do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych były niższe o prawie miliard (8,3 mld zł zamiast 9,2 mld zł). W konsekwencji po dwóch pierwszych miesiącach roku zrealizowano 18,7 proc. wpływów i 15,6 proc. wydatków. I mimo że deficyt w lutym wyniósł 5,9 mld zł, to po dwóch miesiącach 2017 roku nadal widać w budżecie nadwyżkę 0,9 mld zł.