Panek bez ogródek mówi o tym, że miał w życiu potężne kłopoty, a koleje losu rzucały go ze szczytu na dno. I znowu na szczyt, ale bardzo wyboistą drogą. Niesamowita jest łatwość, z jaką biznesmen opowiada o swoich problemach i krętej drodze. Inni biznesmeni jak ognia unikają przyznawania się do porażek. Mieliśmy chwilowe problemy, sytuacja firmy uległa pogorszeniu, biznes przestał być opłacalny – twierdzą. Panek przyznaje wprost, że stracił wszystko, został bankrutem i w akcie desperacji wyprzedawał nawet meble z domu.
– Byłem zaszczepiony wcześniejszymi porażkami, a im więcej jest porażek, tym jestem bardziej odporny na kolejne – mówi Maciej Panek w rozmowie z money.pl.
Kiedy Maciej Panek opowiada historię swojego życia, udowadnia, że nie ma takiej sytuacji, z której nie można się wykaraskać. Urodził się w 1970 roku. Skończył zawodówkę i został elektromonterem w kopalni. Zrezygnował. Jego rodzice darzyli atencją służby mundurowe, więc młody Maciej trafił do szkoły wojskowej. Tam również długo nie zagrzał miejsca. Chciał wyjechać do Stanów, ale nie miał na to pieniędzy. Poszedł więc do liceum, skończył je.
– Sądzę, że 60 proc. mnie to część umysłu ścisłego, w 40 procentach jestem humanistą – mówi nam, gdy pytamy o to, jak określiłby siebie.
Uczciwie mówi, że wojsko z jednej strony było pełne patologii, ale z drugiej nauczyło go ścisłego sposobu myślenia. To zaś przydało mu się zarówno w szkole średniej, jak i studiach, na które się wybrał. Zaczął studiować (zaocznie) już po tym, jak nie dostał się w szeregi policji i został strażnikiem miejskim.
Wyłożył się na prostym myśleniu
– Tego „policyjnego” egzaminu nie zdałem nie dlatego, że nie chciałem. Szukali osób, które myślą w prosty sposób. Psycholog kazał mi narysować drzewko, a ja zadawałem mu bardzo dużo pytań: czy ma być liściaste, czy iglaste, czy ma mieć dużo gałęzi, czy w porze letniej, czy zimowej. Później, jak już nie zdałem, zapytałem psychologa „dlaczego?”. A on powiedział – chłopie, miałeś narysować drzewko. Nawet jakbyś narysował kreskę i powiedział, że to jest drzewko, to zdałbyś egzamin – wspomina Maciej Panek.
To już jest niezła historia życia, ale najciekawsze nadeszło później. Po studiach na politechnice wybrał się na podyplomowe związane z inwestowaniem.
– Teraz w końcu mogłem uczyć się tego, co chcę. Zrobiłem je w dwa lata – mówi Maciej Panek. Myślał nawet o tym, żeby zostać maklerem, ale wystraszył się trudnych ponoć egzaminów. Zaczął za to inwestować pieniądze na giełdzie. Ale nie w akcje, lecz kontrakty terminowe. Szło mu to znakomicie i w pewnym momencie doszedł do wniosku, że mógłby obracać pieniędzmi innych ludzi. Układ był prosty – zyskami dzielił się ze swoimi klientami pół na pół. Stratami też. Codziennie po kilka godzin śledził notowania.
Zobacz: Liderki biznesu powinny wspierać kobiety w karierze
– Ludzie ochoczo przekazywali mi swoje środki, a ja zarabiałem dla nich pieniądze, nawet bardzo duże. W pewnym momencie dotarło do mnie, że nie potrzebuję normalnej pracy. Skoro w godzinę na giełdzie mogłem zarobić tyle, co przez miesiąc w pracy, to uznałem, że marnuję tam czas. Złożyłem wypowiedzenie ze straży miejskiej – wspomina Panek.
Krach na giełdzie posłał go na dno
I wtedy przyszedł 11 września 2001 roku. Atak terrorystów wstrząsnął też giełdami i Maciej Panek w ciągu 3 tygodni stracił wszystkie środki. Wspomina, że na jego koncie w biurze maklerskim pozostała złotówka. Ale w portfelu Panka zrobiło się potężne manko. Był sam, nie miał pracy, został z długami do spłacenia. Postanowił więc handlować sprzętem elektronicznym. Kupował na giełdzie niesprawne telewizory, naprawiał je i sprzedawał na Allegro. Jako że nie był to szczególnie lukratywny biznes, razem z telewizorami wyprzedawał meble ze swojego mieszkania.
Wtedy – jak wspomina – doszedł do wniosku, że jest na dnie. Miał 30 lat i mieszkanie, ale środków do życia już nie. Co się robi w takiej sytuacji? Maciej Panek stwierdził, że to idealny moment na założenie własnego biznesu.
Urząd zachwycił się biznesplanem, ale nie klienci
Jako bezrobotny dostał dotację dzięki biznesplanowi, który zachwycił urzędników z pośredniaka. Postanowił wozić do Niemiec ludzi, którzy tam pracowali. Pożyczył samochód – busa. Jego biznesplan był wspaniały, ale kompletnie nie sprawdził się w rzeczywistości. Nikt nie chciał z nim jeździć. Znalazł ofertę leasingową, która pozwoliła mu kupić auto na raty. Postanowił je wypożyczać, nie bez problemów. Okazało się, że najlepiej sprawdził się model, w którym zostawiał auto ze swoimi reklamami na parkingu przed centrum handlowym. Tak pojawili się pierwsi klienci. Od tej pory z powodzeniem buduje firmę, choć nie ustrzegł się bardzo poważnych kłopotów.
Jego samochody były rozbijane przez klientów. Gdy były w naprawie – nie zarabiały. Zdarzali się klienci, którzy uznali, że wypożyczony samochód idealnie nadaje się do przemytu papierosów. Przez to Maciej Panek był regularnym gościem w komendach i komisariatach policji.
– Kiedyś dostałem telefon, że moje auto stoi na granicy i celnicy szykują się do przecięcia go na pół – wspomina. Udało mu się tego uniknąć. Ale kolejne problemy miał ze złodziejami, którzy wypożyczali samochód, dorabiali do niego kluczyki, a następnie kilka dni później kradli. Poważnym problemem było załamanie kursu franka, przez które raty leasingowe wzrosły mu kilkukrotnie. Niemal przypadkiem przeprowadził się z firmą do Warszawy. Chciał do Wrocławia, ale właściciel biura podnajął je innej firmie. A kiedy przedsiębiorstwo Panka znalazło się już w Warszawie, biznesmen stracił cel w życiu. Miał plan, by założyć ogólnopolską wypożyczalnię aut i ten plan stał się rzeczywistością. Sukcesem okazała się współpraca z klientami biznesowymi, pierwszymi poważnymi klientami były firmy ubezpieczeniowe. Zatrudnia już 230 osób.
Rewolucja na rynku wypożyczalni samochodów
Wydaje się nawet, że Panek nie umie żyć bez problemów. Kiedy coś mu się przydarza, idzie do parku wyciszyć się i pomyśleć w samotności. Tym razem wymyślił, że skoro ma już wypożyczalnię, to czas na car sharing. Dzięki temu odzyskał życiowy cel i ma co budować. Po Warszawie jeździ już 300 hybrydowych aut jego firmy dostępnych w formule car sharingu. A w całej Polsce na wypożyczenie czeka ponad 2000 samochodów, z których korzysta 40 tysięcy klientów rocznie. W tym sam Maciej Panek – dziś nie ma własnego samochodu i korzysta tylko z firmowych, tych samych, którymi jeżdżą jego klienci. Mówi, że to wygodne, jedyny problem miał z tym, by pamiętać, żeby nie zostawiać niczego w schowku.
– Mieliśmy różne okresy, jednak zawsze szukaliśmy nowych dróg rozwoju. Był czas, kiedy inwestowaliśmy w samochody specjalistyczne, jednak odcięliśmy tę "nogę", nie było na to zapotrzebowania. W tej chwili car sharing jest naszym najmłodszym dzieckiem. Jest finansowany przez naszą główną działalność, w przyszłości te relacje mogą się odwrócić. Nie można powiedzieć, że firma się kiedykolwiek zatrzymała. Jeśli szef się zatrzymuje, to wszystko stoi, jednak u nas to nie występuje. Szukamy nowych dróg rozwoju, mamy wiele pomysłów i sporo jeszcze w zanadrzu – mówi w rozmowie z nami.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl