- Obywatele biedniejszych państw często nie mogą sobie pozwolić na bardzo drogie terapie rzadkich chorób, idące w dziesiątki tysięcy dolarów. Dlatego czasami słyszymy, że nie można w Polsce dostać leku, który w USA jest standardem - mówi Maciej Wieczorek, szef firmy farmaceutycznej Celon Pharma. Przedsiębiorca wprowadził ostatnio spółkę na giełdę i pozyskał od inwestorów prawie 245 mln zł. W money.pl przekonuje, że zamierza walczyć na globalnym rynku farmaceutycznym. Jednak konkurowanie z wielkimi koncernami nie jest łatwe. - Ta branża charakteryzuje się tym, że przez długi czas prowadzi się organiczną pracę i ponosi gigantyczne koszty, a potem trzeba liczyć na to, że coś "zaskoczy" - podkreśla.
Łukasz Pałka, money.pl: Często mówi pan o konieczności tworzenia leków innowacyjnych. Tymczasem zbudował pan biznes na tzw. lekach generycznych, a więc zamiennikach leków oryginalnych. Rozumiem, że teraz przyjdzie czas na nowoczesne farmaceutyki?
Maciej Wieczorek, prezes Celon Pharma: We wszystkim, co robimy, potrzebne są dwie rzeczy.
Pieniądze i pieniądze?
Wola i kompetencje. W tym biznesie po pierwsze trzeba bardzo chcieć coś osiągnąć, a po drugie - mieć bardzo duże umiejętności. Obie te cechy mamy.
Dla nas leki generyczne były trampoliną. Dzięki nim stworzyliśmy fundamenty spółki, wiemy, jak wytwarzać i rozwijać leki. Pozwoliły nam zapewnić "chleb" na to, byśmy mogli pomyśleć o tworzeniu leków innowacyjnych. Czujemy się też bardzo mocni w segmencie tzw. generyków plus, a więc udoskonalaniu leków generycznych.
Więc pieniądze są ważne.
Oczywiście, że tak. Chodzi mi tylko o to, że w tej branży zwrot z inwestycji jest olbrzymi. I w zasadzie firma, która ma atrakcyjne pomysły i technologie, bez większych problemów powinna znaleźć finansowanie swoich projektów, pozyskać inwestorów. Gospodarka stwarza jej takie możliwości.
A polskie uczelnie są w stanie zapewnić kompetencje, o których pan wspomniał?
Zdecydowanie. Większym problemem jest brak woli niektórych instytucji naukowych czy urzędników. Mam wrażenie, że brakuje u nas zrozumienia tego, że stworzenie nowego leku, który powalczy na globalnym rynku, nie zależy tylko od pomysłu jednego przedsiębiorcy.
Nie jest tak, że wstaję rano i mówię sobie, że samodzielnie stworzę lek na nowotwory. Muszę stąpać twardo po ziemi. Muszę mieć świadomość, że liczba problemów jest duża, że do ich pokonania potrzebujemy wspólnego przekonania o tym, że razem tworzymy nową wartość.
Razem, czyli kto?
Przedsiębiorcy, instytucje państwowe, inwestorzy, uczelnie. Polska jest mocarstwem, w badaniach klinicznych, ale tylko przy rekrutacji pacjentów. Tymczasem prawdziwa wartość jest tam, gdzie jesteśmy autorem projektu, właścicielem patentów.
Obywatele biedniejszych państw często nie mogą sobie pozwolić na bardzo drogie terapie rzadkich chorób, idące w dziesiątki tysięcy dolarów. Dlatego czasami słyszymy, że nie można w Polsce dostać leku, który w USA jest standardem.
Ta sytuacja dokładnie pokazuje, w którą stronę idzie rynek farmaceutyczny i w których segmentach będzie rosła jego wartość: mowa o tych kilku procentach rzadkich chorób, gdzie stosuje się bardzo drogie leki.
W tym upatruje pan szans na stanie się globalnym graczem?
To mocne słowa, a ja zawsze lubiłem słowo "pokora".
Jakie są w takim razie pana ambicje?
Chcielibyśmy doprowadzić do stworzenia i wprowadzenia na rynek nowych, innowacyjnych leków. Będziemy do tego dążyć, najpewniej wchodząc w różne alianse z partnerami, których szukamy, np.: wśród narodowych instytucji naukowych. Jeżeli pyta pan, czy chcemy być graczem globalnym, to odpowiem, że tak. Mam jednak świadomość, że nie jest to proste.
Do 2020 roku chcecie zainwestować ponad 100 mln zł w stworzenie leku, który powalczy na rynku antydepresantów. To najbardziej kosztowny z prowadzonych obecnie projektów.
Jeden z najważniejszych. Chcemy wykorzystać w leku substancję, która jest doskonale znana, ale do tej pory nie była wykorzystywana w antydepresantach. To ketamina, która - jak się okazuje - ma wyjątkowe właściwości antydepresyjne, zwłaszcza u pacjentów, na których inne leki nie działają.
Na rynku mamy sporo leków antydepresyjnych, ale są one głównie oparte na teorii monoamin, m.in serotoniny. Próby zrozumienia depresji w ostatnich latach stanęły w miejscu. Zastosowanie ketaminy może przynieść naprawdę przełomowe efekty i być szansą dla wielu pacjentów chorych na jej lekooporną postać.
Na jakim etapie są wasze badania?
Substancja jest znana, mamy zielone światło od Europejskiej Agencji Leków do prowadzenia badań. Jesienią przyszłego roku rozpoczniemy drugą fazę badań klinicznych na pacjentach z depresją lekooporną. Te badania potrwają do połowy 2018 r. i wtedy zdecydujemy, co dalej. Będzie to zależało od tego, jak satysfakcjonujące będą wyniki.
Prowadzicie też badania w zakresie terapii antynowotworowych. Tworzy pan lek na raka?
W dużym uproszczeniu. Szukamy leku na raka, ale u pacjentów, którzy mają określone zmiany genetyczne. Inaczej mówiąc, szukamy zastosowania naszego leku w nowotworach wybranych nie przy pomocy klasyfikacji narządowej, ale takiej, która wskaże genetyczne cechy wspólne nowotworów i określonej grupy pacjentów. Nasz flagowy projekt - rozwój inhibitora kinazy FGFR - będzie miał zastosowanie w guzach litych, u których występuje aberracja genetyczna właśnie tej kinazy.
Będzie to przełom w medycynie?
Wszystkie projekty mają w sobie pierwiastek przełomowości. Jednak trzeba mieć świadomość, że wszystkie mają też w sobie sporą dawkę ryzyka. I może się okazać, że to, o czym mówię, np. za trzy lata sprawdzi się na przykład tylko w połowie.
Duże nadzieje wiążę też z projektem leku, który będzie pomagał w takich schorzeniach jak łuszczyca, choroba Crohna czy reumatoidalne zapalenie stawów. Ich wspólnym mianownikiem jest to, że są to tzw. choroby autoimmunologiczne, polegają na tym, że organizm upatruje sobie wroga w zdrowym narządzie i zaczyna go atakować i wysyłać m.in. całą armię prozapalnych białek, tzw. cytokin.
W tego typu chorobach, które dotyczą kilku procent społeczeństwa, obecnie najczęściej stosowaną terapią są sterydy. One działają jednak jak "bomba atomowa", która uderza w cały organizm. Dlatego unika się stosowania długoterminowo sterydów zwłaszcza u pacjentów wrażliwych, a także u dzieci.
Rozumiem, że chce pan stworzyć lek bezpieczniejszy?
Istnieje ogromna potrzeba stworzenia nowych leków, równie skutecznych jak sterydy, ale jednocześnie łagodniejszych. Takimi lekami są właśnie tzw. inhibitory kinaz JAK, które mają efektywność sterydów w wielu wskazaniach. Nasz inhibitor kinazy JAK może być jedną z najlepszych molekuł w swojej klasie.
Sam rynek chorób autoimmunologicznych jest ogromny i szybko rosnący. Przykładowo rynek samych inhibitorów antyTNF- alpha , jednej z prozapalnych cytokin, jest wart około 30-40 mld dol. Prace nad bezpiecznymi inhibitorami JAK prowadzą firmy europejskie, amerykańskie, japońskie, jak i również my. To wyścig.
Kto go wygra?
Zakładam, że na całym rynku jest miejsce na kilka leków, które zapewnią długoterminowe bezpieczeństwo terapeutyczne w tym obszarze. Wygra ten, kto stworzy dobrze zbalansowany, bezpieczny lek, który będzie działał niezależnie od innych leków, oraz będzie długoterminowo bezpieczny dla organizmu pacjenta, w tym przede wszystkim jego układu krążenia, nerek czy wątroby.
Mamy już związek, o którym wiemy, że ma pewne przewagi. Być może nasz lek pojawi się po innych lekach, ale będzie w stanie powalczyć z konkurencją o rynek.
Skoro o konkurencji mowa... pozwała pana firmę o naruszenie praw autorskich w inhalatorze do jednego z waszych leków.
To prawda. Sprawa nie jest nowa, pozew wpłynął do sądu w 2013 r. Wyraźnie chciałbym podkreślić, że nie chodzi tu o naruszenie patentów, do których prawa wygasły, a o kwestię prawa autorskiego. Konkurent uznał, że naruszamy prawa do pewnych elementów inhalatora, czyli np. kształtu, tak jak można naruszyć prawo autorskie w przypadku dzieła sztuki. Nie zgadzamy się tym. A ponieważ prawo autorskie jest dość miękkie, to konkurencja postanowiła nas zaatakować.
Takie spory są powszechne w pana branży?
Nazwałbym to standardem rynkowym. Rynek jest mocno regulowany, więc jednym z podstawowych elementów sukcesu jest opóźnienie wejścia konkurencji na rynek.
Standardem jest wykorzystywanie do tego patentów, bo leki są dość łatwe do skopiowania. Dlatego firmy szukają możliwości przedłużenia ich ochrony patentowej, np. przez delikatną modyfikację produktu, by starą wycofać, a nową ochronić. To cały gąszcz strategii. Trzeba się do tego przyzwyczaić i rozumieć ryzyko.
Wydaje mi się, że obecnie mamy do czynienia z pewną aberracją prawa patentowego. Lepszą drogą byłby powrót do korzeni patentów, a więc udzielania ich na rzeczy totalnie nowe, nieoczywiste, mające nowe zastosowanie.
Czego spodziewa się pan po waszej sprawie sądowej?
Proces się toczy. Nie wykluczamy zawarcia umowy ugodowej.
Czyli bierze pan pod uwagę możliwość zapłaty odszkodowania?
Tak, ale nie jest to kwota znacząca w porównaniu do skali prowadzonego przez nas biznesu.
W październiku wprowadził pan spółkę Celon Pharma na Giełdę Papierów Wartościowych. Oferta spotkała się z ogromnym zainteresowaniem inwestorów, a firma pozyskała z rynku prawie 245 mln zł. To największy debiut w tym roku.
Zgadza się. Bardzo mnie to cieszy.
A kilka dni później w felietonie dla "My Company Polska" Adam Maciejewski, były prezes GPW, napisał, że nie widzi w debiutach giełdowych nic prestiżowego, a "elita polskiego biznesu jest poza rynkiem publicznym, bo niewiele on daje".
No to ładną laurkę nam wystawił.
Zatem po co panu giełda?
Bo zawsze marzyłem o tym, żeby zadzwonić tym dzwonkiem na giełdowym parkiecie.
Miał pan już taką okazję, wprowadzając na giełdę Mabion.
To prawda. I od debiutu kurs akcji zyskał ponad 400 proc. Oczywiście, można krytykować różne aspekty funkcjonowania rynku kapitałowego w Polsce. Jednak według mnie giełda jest ważnym instrumentem, który daje spółkom szansę na rozwój i możliwość finansowania inwestycji. Nasza branża jest bardzo kapitałochłonna, ale jednocześnie daje dużą perspektywę wzrostu.
A nie przeszkadza panu to, że jako spółka giełdowa musieliście ujawnić wiele informacji, że podlegacie obowiązkom, których nie mają spółki nieobecne na giełdzie?
Oczywiście, jest to jakiś gorset, który musieliśmy założyć. Idzie za tym również pewien rygor wyników kwartalnych, półrocznych. Tymczasem w branży biofarmaceutycznej to bardzo krótki okres i często spoglądanie na spółkę z takiej perspektywy jest niemiarodajne. Mimo wszystko widzę więcej korzyści.
To w jakiej perspektywie myśli pan o Celon Pharmie?
Nie działamy w branży typowo handlowej, gdzie np. liczba nowych sklepów powinna szybko przełożyć się na wyniki. W naszym przypadku w wynikach widać teraz pracę z ostatnich 4-5 lat. Ta branża charakteryzuje się tym, że przez długi czas prowadzi się organiczną pracę i ponosi gigantyczne koszty, a potem trzeba liczyć na to, że coś "zaskoczy".
Dlatego tak ważne jest to, żeby mieć możliwość zabezpieczenia tego "chleba", którym jest dla nas działalność na polu zaawansowanych leków generycznych, zwłaszcza leków inhalacyjnych. Dbamy o bieżącą działalność, a jednocześnie mam przekonanie, że kilka z prowadzonych przez nas projektów wypali. Każdy z nich ma potencjał sprzedaży rzędu setek milionów dolarów rocznie.