Umowa z amerykańskim dostawcą systemów rakietowych Patriot, zgodnie z zapowiedziami poprzedniego gospodarza MON, miała zostać podpisana do końca minionego roku. Okazało się jednak, o czym pisaliśmy w money.pl, że Amerykanie zdecydowanie drożej wycenili nasze zamówienie.
Wyliczyli, że zakup tylko dwóch pierwszych baterii Patriotów może kosztować nawet do 10,5 mld dol. (37,5 mld zł). Tymczasem MON kierowane przez Macierewicza deklarowało, że 30 mld zł wystarczy na całą realizację tego programu, czyli zakup ośmiu baterii. Przed nami więc jeszcze długie miesiące rozmów.
Ze śmigłowcami sprawa jest bardziej skomplikowana. Jak już pisaliśmy w money.pl, na mocy wstępnego porozumienia Polska miała kupić 50 śmigłowców Caracal, płacąc za to 13,5 mld zł. Jednak w październiku 2016 r. zerwano rozmowy z Francuzami.
Nie minął tydzień, a minister Macierewicz zadeklarował, że jeszcze do końca 2016 r. żołnierze otrzymają pierwsze śmigłowce, właśnie z Mielca. W 2016 r. miały to być dwie maszyny, a w 2017 r. kolejne osiem.
Polsko - ukraińskie śmigłowce
Kilkanaście dni po zerwaniu rozmów ws. Caracali szef MON zapowiedział też, że nowoczesne maszyny możemy budować we współpracy z Ukraińcami. W lutym tego roku, zapominając o wcześniejszych deklaracjach, rozpoczął negocjację z trzema wykonawcami na dostawy ośmiu śmigłowców dla wojsk specjalnych i kolejnych ośmiu maszyn dla marynarki.
W tej sprawie umowa też miała być podpisana do końca 2017 r. Tak się jednak nie stało, co więcej, przełomu w tych rozmowach też nie ma. Ciągle czekamy na ostateczne oferty producentów. Realnie pierwsze maszyny mogą się pojawić dopiero w 2019-2020 r.
Producenta nowoczesnych okrętów podwodnych, jak już pisaliśmy w money.pl, według zapowiedzi Antoniego Macierewicza też mieliśmy poznać do końca roku. Tak się jednak nie stało, zatem negocjacje zapowiadane na ten 2017 r. znów przesuną się w czasie.
W tym przypadku naprawdę nie ma chwili do stracenia. Obecnie Polska Marynarka Wojenna bardziej przypomina muzeum, niż odstrasza potencjalnych wrogów. Do dyspozycji mamy 39 okrętów bojowych ze średnią wieku ponad 33 lat. Najbardziej zawyża ją pięć okrętów podwodnych.
Cztery Kobbeny, które dostaliśmy od Norwegów w prezencie (nie chcieli już na nich pływać), mają ponad 50 lat. Tylko jeden "Orzeł" - produkcji rosyjskiej - jest w miarę nowoczesny. Ze względu na to, we wcześniejszych planach modernizacyjnych, pierwsza nowa jednostka miała zostać przekazana Marynarce Wojennej w 2017 r.
Nowy minister zapowiada kontynuację
Skala opóźnień jest więc ogromna. Pytanie zatem jaka jest szansa, by minister Błaszczak zrobił tu porządek?
- W pierwszych słowach nowego ministra wybrzmiało zapewnienie o kontynuacji tego, co robił poprzednik. Oczywiście może być mniej deklaracji i zapewnień, do których przyzwyczaił nas minister Macierewicz, ale nie spodziewam się, że dojdzie do gwałtownego przyspieszenia – mówi money.pl Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa".
Rzeczywiście, jak już pisaliśmy w WP, nowy minister podziękował we wtorek Macierewiczowi za wysiłki i zapewnił o kontynuacji jego polityki. Rewolucji więc może nie być, ale dla Cielmy co innego może być zapowiedzią zmian w podejściu do przetargów.
- Większe znaczenie może mieć pojawienie się Morawickiego w roli premiera. Pamiętajmy, że zakupy dla armii mogą być i często są wykorzystywane do łagodzenia napięć na arenie międzynarodowej. Proszę nie dać się zwieść. Decyzja o tym, od jakiego kraju kupimy np. okręty podwodne, nie jest podejmowana tylko w MON. W znaczącym stopniu to decyzja polityczna - mówi Cielma.
Jak podkreśla ekspert, wydatkowanie miliardów dolarów czy euro w poszczególnych państwach mocno wpływa na relację. Ponadto, jak oceniają komentatorzy, Morawiecki ma też m.in. łagodzić napięcia między Polską a UE i poszczególnymi krajami członkowskimi. Może zatem wykorzystać i ten oręż, a to z kolei przełożyć się może na domknięcie niektórych przetargów.
- Decyzja polityczna, wskazująca kierunek, może być ułatwieniem. Z tego zatem względu, np. w sprawie okrętów podwodnych, może dojść do przyspieszenia, żeby naprawić relacje z Francją - dodaje Cielma. Według wiedzy eksperta byłoby to o tyle łatwe, że obecnie rozmowy właśnie z francuskim producentem są najbardziej zaawansowane.
Dwaj inni potencjalni dostawcy (Niemcy, Szwecja) zajmują równorzędne pozycje, ale wybór ich oferty jest teraz najmniej prawdopodobny. Potrzebna jest tylko decyzja w tym programie wartym nawet około 10 mld zł. Być może właśnie za sprawą rekonstrukcji rządu, a a nie samej zmiany na fotelu szefa MON, może ona nastąpić szybciej.
Potrzebna reorganizacja?
- Szansa na przyspieszenie jest. Pomóc może wygaszenie konfliktu między ministrem a prezydentem. Pozwoli to m.in. na uporządkowanie polityki kadrowej. Jeżeli jednak nie będzie wprowadzonych zmian w systemie zakupów, to poprawa efektywności i przyspieszenie procesu pozyskiwania sprzętu wojskowego będzie trudna – ocenia z kolei Michał Likowski, ekspert ds. uzbrojenia i szef specjalistycznego magazynu "Raport".
Jak przekonuje, konieczne jest powołanie urzędu do spraw uzbrojenia. Byłaby to instytucja grupująca wszystkie podmioty odpowiedzialne za prace analityczne, zakupy i użytkowanie sprzętu.
- Nie znam wypowiedzi nowego ministra, która potwierdzałaby zamiar powołania takiego urzędu. Jest jednak naturalne, że człowiek, który wprowadził w życie plan modernizacji technicznej policji i innych służb mu podległych, może realizować podobne działania z sukcesem w wojsku – dodaje Likowski.
Dlaczego nowa organizacja mogłaby tak wiele zmienić? Teraz zamiast jednej instytucji jest Inspektorat Uzbrojenia, a w każdym rodzaju wojsk - komórka wskazująca potrzeby zakupowe. Jest jeszcze Departament Polityki Zbrojeniowej odpowiedzialny za wyznaczanie nowych kierunków rozwoju, są komórki w Sztabie Generalnym odpowiedzialne za planowanie i jest jeszcze Inspektorat Wsparcia, który obsługuje sprzęt już zakupiony.
Koniec konfliktu z prezydentem?
W sumie więc grupa ludzi odpowiedzialna za zakupy jest stosunkowo duża, ale rozsiana po wielu różnych instytucjach. - Powołanie takiego urzędu wymaga jednak czasu. W krótkiej perspektywie nowy minister może natomiast doprowadzić do szybkiego przełożenia na język dokumentów wykonawczych, postanowienia Strategicznego Przeglądu Obronnego (SPO) – mówi Likowski.
SPO to dokument analityczny, który zarysował nowe priorytety sił zbrojnych. Znalazła się tam między innymi konieczność modernizacje czołgów T- 72 czy rozbudowa artylerii. Nadal jednak te postanowienia nie zostały uwzględnione w dokumentach wykonawczych, np. w Planie Modernizacji Technicznej.
W związku z tym nie ma jeszcze możliwości ich wykonania. Do tej pory realizowanie zmian z SPO blokował konflikt urzędu prezydenta RP i szefa MON związany z system dowodzenia i polityką kadrową. Teraz, jak przekonuje ekspert, pomóc może jego wygaszenie.
A co z Patriotami, śmigłowcami i artylerią z programu Homar? Czy tutaj nowy minister może wcisnąć gaz do dechy? Czy może podjąć decyzje usprawniające negocjacje, czy proces wyboru producenta?
- Negocjacje ws. "Wisły" (system Patriot) są zaawansowane. Większa powściągliwość i uspokojenie atmosfery na pewno może dopomóc. Mniej deklaracji, kiedy Patrioty dotrą do Polski, też może tylko polepszyć atmosferę rozmów. Generalnie te programy są na takim etapie, że bezpośrednie decyzje ministra już raczej niczego nie przyspieszą. Jeżeli możemy mówić o opóźnieniach, to w czasie przeszłym - ocenia Likowski.
Mniej Patriotów?
Więcej możliwości dla Błaszczaka, na ratowanie sytuacji w kluczowych przetargach, widzi naczelny "Nowej Techniki Wojskowej".
- Szybsze dokończenie postępowania ws. Patriotów jest możliwe, ale przy ograniczonej skali zamówienia. Tak naprawdę mniejsza liczba baterii w praktyce nie ma większego znaczenia. To, czy będziemy mieli cztery czy osiem baterii, z wojskowego punktu widzenia niewiele zmienia - przekonuje Cielma.
Jak dodaje ekspert, osiem baterii i tak wystarcza tylko do ochrony 2- 3 polskich metropolii, choć oczywiście musimy mieć taki system na wyposażeniu armii. Także mniejsza liczba baterii, np. sześć, niewiele tu zmieni. Pozwoli jednak na dokończenie negocjacji, bo suma zamówienia będzie mniejsza i wcześniej planowane 30 mld zł może wystarczyć na ten zakup.
- Z kolei w sprawie floty śmigłowców, można wskazać, gdzie te potrzeby są największe. Decydując się na dostawcę, negocjowanych 16 śmigłowców, wybierzmy już tego producenta, który będzie mógł nam zapewnić śmigłowce innych potrzebnych typów - mówi Cielma.
Taki strategiczny wybór jednego producenta dla wszystkich typów wojsk sprawi, że negocjacje będą krótsze, a koszty dostaw i późniejszej obsługi sprzętu mniejsze. - Nie można od jednego producenta kupować ośmiu śmigłowców dla wojsk specjalnych, a od innego osmiu dla marynarki. To bardzo kosztowne i nieracjonalne - mówi ekspert.
Tym bardziej że w grze są naprawdę duże pieniądze. Program zakupu wspomnianych już 16 maszyn szacowany jest nawet na 7 mld zł. Trudne decyzje czekają nowego ministra również ws. programu nowoczesnej artylerii Homar.
Homary jednak z Amerykanami?
Antoni Macierewicz przekonywał, że za problemy w negocjacjach odpowiada strona amerykańska. To eksperci z Lockheed Martin mieli znacząco zmienić stanowisko, "co postawiło sprawę w zupełnie nowym świetle i będziemy musieli bardzo poważnie rozważyć dalszy ciąg negocjacji" - mówił minister.
Jak się jednak nieoficjalnie dowiedzieliśmy, to Polska zaskoczyła żądaniami Amerykanów, którzy mieliby zająć się integracją systemów. Choć podwozie ma być polskie, to na ekspertów z USA chcemy przerzucić zintegrowanie go z również polskimi wyrzutniami.
- Wprawdzie w grze o program Homar są jeszcze Turcy i Izrael, to - moim zdaniem - nowemu ministrowi łatwiej byłoby doprowadzić do końca trudne rozmowy z Amerykanami. Rozmowy, które sami sobie skomplikowaliśmy deklaracją podczas wizyty prezydenta Trumpa, że na pewno u Amerykanów zrobimy zakupy dla Homara - mówi Cielma.
MON do tej pory nie informowało, jakie mogą być ostateczne koszty zakupu elementów tego systemu. Wiadomo jedynie, że środki na ten cel mają pochodzić ze stopniowego zwiększania wydatków obronnych do 2,5 proc. PKB w 2030 r. Jednak we wstępnym etapie planowania tego programu, jeszcze za czasów poprzedniego rządu, pojawiała się w tym kontekście kwota 3 mld zł.