Szef MON zapowiada przeznaczenie na budowę cyberwojska 2 mld zł. Za te pieniądze ma powstać jednostka tysiąca specjalistów w mundurach. - Problem w tym, że oprócz środków trzeba znaleźć do tego ludzi. Z tym będzie największy problem, bo biją się o nich największe światowe marki - mówi Krzysztof Liedel, ekspert Centrum Badań nad Terroryzmem - Collegium Civitas.
Minister Macierewicz w swoim poniedziałkowym wystąpieniu na CYBERSEC 2017 zapewnił, że decyzja o utworzeniu wojsk cybernetycznych jest już definitywnie podjęta. O planach MON na ten temat pisaliśmy już w money.pl.
W maju - podczas odprawy kierownictwa MON z naczelnym dowództwem Sił Zbrojnych - szef resortu też mówił o 2 mld zł na formowanie wojsk cybernetycznych. Mamy zatem do czynienia z powtarzającymi się zapowiedziami, ale ciągle resort nie mówi o postępie prac przy tworzeniu nowych oddziałów.
Zapytaliśmy o to w biurze prasowym MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy jeszcze żadnej odpowiedzi. Dlaczego mimo pilnej konieczności stworzenia armii cyberżołnierzy, o której mówi minister, wszystko przebiega tak wolno?
Mundur nie dla informatyków?
Okazuje się, że może chodzić nie tylko o pieniądze, którymi wojsku ciężko będzie skusić najlepszych w tej dziedzinie. Krzysztof Liedel, jako ekspert od cyberbezpieczeństwa, pracował przed kilku laty w BBN nad doktryną cyberbezpieczeństwa. Jak opowiada, członkowie jego zespołu organizowali wtedy spotkania z hakerami, informatykami i studentami z tego kierunku.
- Rozmawialiśmy z nimi na temat wejścia w struktury państwowe. W zdecydowanej większości przypadków słyszeliśmy, że nie jest to dla nich pomysł na życie. Nie wyobrażali sobie założenia munduru i działania w ściśle zhierarchizowanych strukturach wojskowych - mówi Liedel.
MON ma na to jednak przeznaczyć aż 2 mld zł. Może więc uda się pieniędzmi powalczyć o najlepszych ekspertów na rynku. - Duże pieniądze oczywiście kuszą. Można też czysto teoretycznie wyobrazić sobie, że w tych jednostkach żołnierze będą wynagradzani w oderwaniu od zwykłej wojskowej drabinki płac - mówi Liedel.
Jednak w ocenie eksperta Centrum Badań nad Terroryzmem, takie wycenianie pracy tych konkretnych żołnierzy, spotykałoby się z oporem innych wojskowych. - Zatrudnianie za wyjątkowo atrakcyjne w wojsku stawki, nie może być regułą. Może dotyczyć co najwyżej kilkunastu osób, a nie setek czy tysiąca. Bo to mogłoby wywrócić do góry nogami struktury w armii - zaznacza Liedel.
Brakuje 50 tys. ekspertów
Wszystko zatem wskazuje na to, że przed MON nie lada wyzwanie. Wojsko stanie przed problemem, który od lat już dotyka całą branże IT w naszym kraju. Jak donosi ”Puls Biznesu”, w drugim kwartale tego roku zatrudnienie w branży IT po raz pierwszy w historii przekroczyło 200 tys.
To o 30 proc. więcej niż przed rokiem - wynika z danych Eurostatu. Jak na łamach dziennika zauważa Karolina Biedrońska z działu personalnego firmy Comarch, w Polsce brakuje teraz około 50 tys. wykwalifikowanych pracowników IT.
Skąd zatem wojsko miałoby wziąć 1000 ekspertów do cyberarmii? W tej sprawie również czekamy na odpowiedzi od resortu. Na razie jednak nie wiadomo, czym wojsko planuje kusić informatyków. Nie ma jednak wątpliwości, że musimy mieć jednostki wyspecjalizowane w cyberwojnie.
- Tak będzie wyglądała przyszłość konfliktów. Musimy mieć u siebie takie wojska. Najlepszych Rosjan, Amerykanów czy Chińczyków możemy nie dogonić, ale musimy mieć możliwość podstawowej obrony przed takimi atakami - mówi Krzysztof Liedel.
Fake news groźniejszy niż wirus
To szczególnie ważne wobec zmieniającego się charakteru cyberataków. Jak przekonuje ekspert, obecnie cyberbezpieczeństwo nie oznacza tylko obrony przed wirusami i włamaniami. Teraz coraz istotniejszą rolę odgrywa tu dezinformacja przy użyciu fake newsów i socjotechnika.
Na ten problem zwraca też uwagę szef MON. Również i w jego ocenie dezinformacja to dziś jedno z częściej wykorzystywanych narzędzi. Macierewicz nazywa rzeczy po imieniu. W poniedziałkowym wystąpieniu na CYBERSEC 2017 przekonywał, że Rosjanie pokazali tu swoją siłę, wpływając na procesy wyborcze w USA i Francji.
Kiedy zatem będziemy mogli poczuć się w tej materii nieco bezpieczniej? Na dziś nie ma jeszcze dobrej odpowiedzi na to pytanie. Pozostaje nam tylko pocieszać się, że sami nie pozostajemy w europejskim ogonie cyberbezpieczeństwa.
- To nie jest tylko polska bolączka. Inne europejskie kraje też mają problemy ze skompletowaniem takich oddziałów - mówi Liedel. Są jednak wyjątki. Dobrym przykładem może być tu np. maleńka Estonia, gdzie utworzono nawet natowskie centrum cyberbezpieczeństwa.