Minister obrony narodowej zapowiada wzrost wydatków na zbrojenia. W strategii wicepremiera Morawieckiego mowa jest o docelowych 2,5 proc. PKB. Macierewicz chciałby jeszcze więcej i mówi nawet o 3 proc. Jednak w ocenie ekspertów nie sumy są istotne, a sposób ich wydawania. Zakup rakiet do F-16 za 3 mld zł, do których ciągle brakuje systemów rozpoznawania celów, i pocisków dla marynarki o zasięgu 200 km, które współpracują z radarami o zasięgu 50 km, są na to najlepszym przykładem.
Szef resortu obrony zapowiada, że jeszcze w tym roku przyjęta zostanie ustawa, która zapewni MON budżet w wysokości 2 proc. PKB roku bieżącego. Wprawdzie wartość procentowa nie ulega tu zmianie, to jednak do tej pory oblicza się to na podstawie wartości produktu krajowego brutto z roku poprzedniego. To już robi różnicę.
- Teraz wydatki resortu obrony będzie się planować na podstawie prognozy PKB zapisanej w budżecie. Jak duża to różnica, pokazuje chociażby 2016 rok. Poprzedni sposób naliczania sprawiał, że trochę tego grosza umykało MON, bo prognoza zwykle jest bardziej optymistyczna niż realia - mówi WP money Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu „Nowa technika wojskowa”.
Rzeczywiście sposób naliczania budżetu MON według standardów NATO dać może znacznie więcej pieniędzy. Według danych GUS nasz PKB w 2015 roku wyniósł 1 798,3 mld zł. Jeśli przyjąć wzrost PKB w 2016 na poziomie 3,8 proc., a taka była prognoza, to powinien wynieść on 1 866,63 mld zł. Tymczasem ostatnie dane mówią o wzroście w całym 2016 roku o 2,8 proc, co dałoby 1 848,65 mld zł. Zatem różnica między prognozą a rzeczywistością to blisko 18 mld zł.
Trzeba więcej pieniędzy
Dla MON oznaczałoby to (tylko za sprawą zmiany sposobu naliczania) 360 mln zł więcej. To zresztą jeszcze nie koniec zwiększania wydatków na wojsko. Zgodnie z założeniami Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju Polska będzie zwiększać wydatki na obronność do 2,2 PKB do 2020 r. i 2,5 PKB do 2030. To tyle, jeżeli chodzi o zapisane w dokumentach zapowiedzi. Minister Macierewicz chciałby jednak, żeby było tych środków jeszcze więcej.
Na początku marca tego roku szef resortu mówił w wywiadzie dla tygodnika „ Do Rzeczy”, że dojście do 3 proc. PKB w ciągu najbliższych lat to konieczność. Macierewicz przekonywał, że ten warunek musi być spełniony, żebyśmy mogli mieć „armię zdolną do obrony naszego państwa”. Oczywiście nikt nie ma chyba wątpliwości, że zawsze lepiej jest mieć więcej pieniędzy niż mniej. Problem jednak w tym, że trzeba jeszcze umieć je dobrze wydać.
- Można uprawiać dowolną żonglerkę za pomocą coraz to wyższych procentów i innego naliczania od PKB. Rzecz jednak w tym, że ważniejszy jest sposób realizacji konkretnych programów zakupów sprzętu dla wojska. Tymczasem u nas cały czas brakuje tu podstawowej logiki - mówi WP money Wojciech Łuczak, ekspert ds. bezpieczeństwa i obronności.
W jego ocenie programy nie są ze sobą zsynchronizowane i dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których kupujemy sprzęt najwyższej klasy światowej, ale nie potrafimy właściwie go wykorzystać. Wszystko dlatego, że niektóre z programów zakupowych są opóźnione albo nie zaplanowane, choć wydają się konieczne.
Sztandarowym tu przykładem mogą byćrakiety JASSM, o których pisaliśmy w WP money. Te technologiczne cudeńka z chirurgiczną precyzją potrafią niszczyć cele odległe nawet o setki kilometrów. Żeby jednak w pełni wykorzystać ich możliwości odstraszania, brakuje nam rzeczy tak podstawowych, jak systemy pozwalające na identyfikacje i rozpoznawanie celów.
Nowe rakiety ze starymi radarami
- Podobnie też sprawa wygląda z naszymi Nadbrzeżnymi Dywizjonami Rakietowymi. Żołnierze tam służący dostali najnowocześniejsze na świecie pociski o zasięgu 200 km, ale cele dla nich wskazują stare zestawy radarów „Odra”. Ich zasięg waha się miedzy 20 a 50 km - dodaje Łuczak.
Przypadek tych supernowoczesnych pocisków przeciwokrętowych Kongsberg Naval Strike Missile pokazuje inną bolączkę towarzyszącą zakupom dla wojska. Ze względu na opóźnienia w przetargach i konieczność rozdysponowania pieniędzy do końca roku, tuż przed jego końcem kupuje się sprzęt, żeby tylko środki wydać i nie wróciły one do budżetu państwa.
Dlatego w sytuacji opóźnienia zakupu dronów rozpoznawczych, które „widziałyby” dalej niż stare radary, kupuje się pod koniec roku inny sprzęt, który nie jest związany z realizowanymi programami. Pieniądze są wydane, ale nie zmienia to faktu, że nadal mamy pociski dalekiego zasięgu, które wcale tak daleko nie polecą.
- Rzeczywiście w wielu przypadkach MON pod koniec roku kupuje coś, co nie jest najbardziej potrzebne. Z drugiej jednak strony w naszym wojsku wielu rzeczy brakuje. Dlatego, kiedy resort zdecydował rzutem na taśmę kupić kraby, to nie krytykowałem tej decyzji - mówi Mariusz Cielma.
Rzeczywiście w grudniu 2016 r. MON postanowił za 4 mld zł kupić w Hucie Stalowa Wola 96 haubic krab. Choć wcześniej już zamówił 24 kraby wraz z pojazdami dowodzenia i logistycznego wsparcia. Oczywiście ten sprzęt przyda się naszym artylerzystom, ale nie byłoby tego zakupu, gdyby nie fiasko przetargu na śmigłowce. Artyleria zatem dostanie 120 nowych maszyn, piloci ani jednej.
- Zawsze w listopadzie i grudniu MON kupuje najwięcej. To nie jest zarzut tylko do tej ekipy, ale i poprzednich. W zeszłym roku też na tej fali zdecydowano się jeszcze dokupić rakiet JASMM nowszej generacji (940 mln zł), choć nadal nie mamy systemów, by korzystać właściwie z tych starszych, które kupiliśmy wcześniej (2 mld zł) - mówi Łuczak.
Jak przypomina ekspert, by pieniądze z MON nie wróciły do budżetu, podpisano też umowę na zakup samolotów Gulfstream dla VIP-ów i dużo prostego uzbrojenia dla obrony terytorialnej. - Na ostatnią chwilę zawsze najłatwiej jest kupić dużo wyrzutni, amunicji i noktowizorów - dodaje Łuczak.
Oczywiście tak, jak w przypadku haubic, samolotów czy prostego sprzętu nie płaci się całości od razu. Wydając pieniądze, do końca korzysta się z tego, że z momentem podpisania umowy przekazuje się dostawcy zaliczkę. - Zazwyczaj jest to kilkanaście proc. wartości zamówienia. Jednak pod presją maksymalizacji wydatków nierzadko jest to nawet 25 proc. - mówi Cielma.
Wyścig z czasem o duże pieniądze
Eksperci nie mają wątpliwości, że wobec problemów i dalszych opóźnień z przetargami na śmigłowce, rakiety przeciwlotnicze programu „Wisła” i średnie samoloty dla VIP-ów, w tym roku MON też będzie się ścigał z czasem, by wydać jak najwięcej.
- Ten rok będzie pod tym względem bardzo trudny, następne pewnie też. Dlatego choć wzrost wydatków na wojsko cieszy, to jednak niepokoi, że niewiele się robi, by poprawić sposób wydawania tych potężnych środków - mówi Wojciech Łuczak. W jego ocenie, jeśli MON nie zacznie realizować przynajmniej większości zaplanowany programów zbrojeniowych w przewidzianym czasie, nawet 3 proc. PKB nie zmieni sytuacji w naszej armii.
- Będzie coraz trudniej. Również dlatego, że MON podpisało bardzo dużo umów z naszym przemysłem zbrojeniowym. Wiele tam się im dołożyć już nie da, bo zakłady nieoficjalnie informują o zbyt dużym obłożeniu i problemach z realizacją zamówień - przekonuje z kolei Mariusz Cielma.
Zdaniem eksperta potrzebne są dla sprawniejszego wydawania środków rozstrzygnięcia w tych kluczowych przetargach, w których niestety nie ma polskiego przemysłu jako oferenta. Oczywiście przetargi i negocjacje w sprawie drogich, wartych jak choćby program obrony przeciwlotniczej „Wisła” 50 mld zł, nie mogą być tak sprawne jak przy zamawianiu karabinków.
I [tak jest](https://ksiazki.wp.pl/tak-bylo-6147651083155585c) lepiej?
Rzecz jednak w tym, że dalsze ich przesuwanie w czasie tylko zwiększa pulę środków, która może być wykorzystywana na ostatnią chwilę i nie na to, czego najbardziej armia teraz potrzebuje. - I tak jest już lepiej. Wielokrotnie po 1989 r. traktowano budżet MON jako zapasowe źródło finansów. Po prostu obcinano zakupy i środki wracały do wspólnej kasy - mówi Mariusz Cielma.
Sytuacja jednak zmieniła się wraz ze wzrostem niepokojów za naszą wschodnią granicą. Konflikt Rosji z Ukrainą pokazał, że na wojsku w XXI wieku jednak nie będzie się oszczędzać.
Potwierdzają to przesłane nam dane MON, według których w 2014 r. planowany budżet wykorzystano na 110 proc., w 2015 na 98 proc. Budżet zeszłoroczny też został niemalże do końca wyczerpany z planowanych 35.418,8 mln zł wydano 35.346,7 mln zł.
Brakuje jednak danych pokazujących, jak wiele z tych środków zostało wydanych pod koniec roku. Biuro prasowe ministerstwa nie było w stanie w krótkim czasie przygotować dla nas takiej informacji. Jednak przykład z zeszłego roku pokazuje, jak mniej więcej może się to rozkładać w czasie.
Jak donosił serwis Defence24.pl, Inspektorat Uzbrojenia, który odpowiada za kluczowe zakupy dla Wojska Polskiego, wydał do końca września zaledwie 1,9 mld zł z 7,2 mld zł ( 26,4 proc), które miał do dyspozycji na cały rok.