Polacy zrobią wszystko, aby tylko jak najmniej oddać fiskusowi. I dlatego uciekają do "rajów podatkowych". W zeszłym roku wielkim zainteresowaniem cieszyła się opcja zakładania firm w Czechach. Teraz pojawiła się kolejna możliwość - Madera.
Żeby zostać uznanym za podatkowego rezydenta na Maderze, trzeba przebywać w Portugalii przez więcej niż 183 dni kalendarzowe w roku lub na jego koniec posiadać miejsce zamieszkania z założeniem wykorzystania go na pobyt stały. Tyle w teorii. Ale jest jeszcze jeden warunek, który wywraca pojęcie rezydentury do góry nogami.
Otóż wystarczy, że jesteśmy członkiem załogi statku bądź samolotu spółki z siedzibą w Portugalii lub takich, dla których kraj jest miejscem zarządzania. A przecież własny samolot czy jacht ma obecnie każdy szanujący się milioner.
Jest jeszcze jeden, bardzo istotny „szczegół”. Inaczej niż w pozostałych krajach europejskich jacht zarejestrowany na Maderze nie musi być zacumowany na Maderze ani nawet przypłynąć na wody wokół wyspy. „Wystarczy wpisać się do rejestru statków, by w pełni cieszyć się zasłużonym wypoczynkiem pod żaglami, delektując się kieliszkiem madery” – pisze kancelaria prawna Skarbiec.
Oczywiście "zasłużony odpoczynek" to tylko jedna z korzyści posiadania jachtu na Maderze. I to wcale nie najważniejsza. Armatorzy-amatorzy mogą liczyć przede wszystkim na opodatkowanie CIT w wysokości pięć procent (stawka będzie obowiązywać przynajmniej do końca 2020 r.). Tymczasem w Polsce jego stawka wynosi prawie cztery razy tyle, bo 19 proc.
Ponadto rezydenci na Maderze płacą zerowy podatek od dywidend i odsetek dla spółek zagranicznych oraz mogą liczyć na preferencyjny VAT oraz zwolnienie dla pracowników z PIT i składek ubezpieczeniowych. Dwie ostatnie pozycje odnoszą się wprawdzie do załogi statku, ale znając polską mentalność, można wyobrazić sobie cwanych polskich przedsiębiorców, którzy w ramach optymalizacji oficjalnie zatrudniają swoich pracowników na statkach zarejestrowanych na Maderze.
Nie wiadomo jeszcze, ilu Polaków kupi sobie jacht pod portugalską banderą, by płacić niższe podatki. Wysłaliśmy maila do kancelarii Skarbiec z zapytaniem o zainteresowanie rezydenturą na Maderze, ale wciąż czekamy na odpowiedź.
Polskie auta na czeskich blachach
Jednak tylko pozornie jest to absurd. Weźmy choćby zjawisko, które na polskich drogach można zaobserwować gołym okiem. Chodzi o zwiększoną liczbę samochodów na czeskich tablicach rejestracyjnych. Czyżby do naszych południowych sąsiadów dotarła wiadomość o trwającej w Polsce rewolucji piwnej, więc postanowili wybrać się do nas, by skosztować swojego ulubionego napoju? Pewnie lepsze piwo poprawiło nam wizerunek, ale to nie Czesi przyjeżdżają do nas, tylko nasi przedsiębiorcy nad Wełtawę - aby tam zarejestrować swoją działalność.
Dzięki temu na kupnie auta mogą zaoszczędzić nawet ponad sto tysięcy złotych. Wszystko dzięki zwolnieniu z 23 proc. VAT. W Czechach wynosi on 0 proc. Jak łatwo obliczyć, im droższy samochód, tym większa korzyść. Ponadto kierowcy mogą odliczyć VAT zawarty w cenach paliwa, części zamiennych czy usługach naprawy. Na koniec zaś należy wspomnieć także o niższych stawkach za ubezpieczenie. Przy drogich i luksusowych autach ma to ogromne znaczenie.
Efekt? Eksperci oceniają, że nawet co drugi samochód z segmentu premium, który porusza się na naszych drogach, jest zarejestrowany za naszą południową granicą.
Jedno jest pewne. Co najmniej od ujawnienia afery Panama Papers prawie dwa lata temu na Zachodzie wiadomo jedno: unikanie płacenia podatków to obciach oraz groźba społecznego i towarzyskiego ostracyzmu. Dla polskich biznesmenów to ciągle jednak powód do swoistej dumy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl