- Rocznie płacę 11 tys. złotych za prąd. Co z tego, że czynsz za mieszkanie wynosi ok. 300 zł, skoro przez rachunki za ogrzewanie prawie bankrutuję. Trzeba brać pożyczki, czasem rodzina poratuje – mówi mieszkanka warszawskiej Pragi i zaprasza do śmierdzącego stęchlizną mieszkania, w którym grzyb pokrywa każdą ścianę.
Zimą marzną wszyscy – ale nie każdy tak samo mocno. Na warszawskiej Pradze Południe, zaledwie 8 km od szklanych wieżowców i biznesowego centrum miasta, znajdują się kamienice, których mieszkańcy nie mogą doprosić się miasta, by dokonało podłączenia do miejskiej sieci ciepłowniczej. Do tego budynki są w fatalnym stanie technicznym, przez który nawet rozkręcone grzejniki nie potrafią nagrzać pomieszczeń.
Jednym z największych marzeń tych ludzi w sezonie grzewczym jest utrzymanie w mieszkaniu temperatury na poziomie 18 stopni – ale to marzenie spełnia się bardzo rzadko, bo ogrzewanie gazem lub prądem szybko wykończy budżet rodzinny.
Miasto tłumaczy, że nie podłączy do sieci ciepłowniczej budynków, co do których nie ma pewności, że nie zgłoszą się po nie spadkobiercy (o czym mówił choćby wiceprezydent Michał Olszewski w rozmowie z portalem "Metro Warszawa")
.
Czytaj też: * *Grzyb na ścianach, stęchlizna, choroby płuc. Tak żyje 4 tys. mieszkańców Pragi Południe
Odwiedziliśmy mieszkańców kamienicy przy u. Komorskiej 30, by dowiedzieć się, jak się żyje w nieogrzewanych mieszkaniach, gdy temperatura na dworze spada 13 stopni poniżej zera.