”Żądamy odpowiedniego traktowania pracujących”, "Chcemy godnie zarabiać! Teraz!", "Reforma Zalewskiej to krzywda dzieci" – skandują związkowcy, którzy tłumnie wyszli na ulice Warszawy. Chcą 1000 zł podwyżek, większych nakładów na oświatę i odwołania minister edukacji.
"Polska potrzebuje wyższych płac" – pod takim hasłem pracownicy budżetówki, w przeważającej liczbie nauczyciele, wyszli na stołeczne ulice w wielkim proteście zorganizowanym przez OPZZ i ZNP. Protestować ma od 15 do 20 tysięcy zdesperowanych pracowników różnych branż budżetówki.
Zobacz również: Piloci, policjanci, kolejarze, medycy, górnicy. Propaganda sukcesu sprowadza na PiS groźbę fali strajków
Prócz nauczycieli, którzy domagają się m.in. podwyżek wysokości tysiąca złotych na osobę, protestują też fizjoterapeuci, diagności, ratownicy medyczni, którzy mają dość skandalicznie niskich uposażeń.
Maszerują też pracownicy socjalni, podkreślający na swych transparentach paradoks, w którym "pomoc społeczna biedniejsza jest od podopiecznych”. Są też strażacy i pracownicy cywilni wojska.
Niosą dzwonki, trąbki, kołowrotki, a nad nimi łopoczą związkowe flagi, transparenty i plakaty. Protestujący skandują różne hasła, bo i różne grupy reprezentują, ale najgłośniej przebija wśród nich gromkie: "Mamy dość”.
W proteście przeszli od placu Trzech krzyży przed siedzibę premiera Morawieckiego (sam premier w sobotę brał udział w konwencji PiS w Olsztynie) i skierowali się pod resort edukacji. Wśród licznych postulatów protestujących są również większe nakłady finansowe na oświatę i dymisja minister Zalewskiej.
Ponad 10 tys. nauczycieli i pracowników poniosło ze sobą hasła: "Mamy dość złego ministra edukacji" oraz "Reforma Zalewskiej to krzywda nauczycieli” lub w innej wersji, „...krzywda dzieci”. Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz jasno wskazał odpowiedzialną za problemy szkoły: "Mamy dość chaosu w edukacji, którego twarzą jest minister edukacji Anna Zalewska” – nawoływał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl