We wtorek sąd apelacyjny w Warszawie utrzymał wyrok 2,5 roku więzienia dla Falenty. Został on skazany za zlecenie nielegalnego nagrywania rozmów polityków i biznesmenów. Między lipcem 2013 a czerwcem 2014 roku w warszawskich restauracjach podsłuchano i nagrano ponad 700 godzin prywatnych rozmów polityków, biznesmenów oraz funkcjonariuszy publicznych. Wynikiem upublicznienia części tych rozmów była tak zwana afera podsłuchowa.
Falenta zapewnia, że to nie on stoi za zakładaniem podsłuchów. W środę stwierdził jednak w opublikowanym na Twitterze oświadczeniu, że wyrok nie jest dla niego zaskoczeniem. "Wystarczy wpisać w wyszukiwarce nazwisko sędzi Doroty Tyrały prowadzącej apelację i nic więcej nie trzeba dodawać" - napisał.
"Sędzia Tyrała zlekceważyła niepodważalne dowody, które uznały trzy inne składy sędziowskie w tym samym sądzie i umorzyły postępowanie" - dodał.
Stwierdził też, że jego sytuacja jest "niepodważalnym dowodem na potrzebę dogłębnej reformy sądownictwa w Polsce". Oświadczył, że nie będzie walczył o ułaskawienie przez prezydenta, ale że niesprawiedliwość jego wyroku zostanie dowiedziona. Jak wyjaśnił, gdyby złożył wniosek o ułaskawienie, dostarczyłby "niepotrzebnej pożywki" dla "totalnej opozycji" i "hien z niektórych antypaństwowych mediów".
Na koniec stwierdził, że w dzisiejszej Polsce Polakom żyje się lepiej, gospodarka się rozwija i naszego kraju nie zasiedlają "ekonomiczni uchodźcy". Dodał, że ma nadzieję, że politycy-przestępcy zostaną rozliczeni.