Kubala spędził w sądach 17 lat. Najpierw przez 11 walczył o niewinność, później o odszkodowanie.
Sąd Najwyższy w Warszawie oddalił w czwartek kasację Marka Kubali. To przedsiębiorca z Wałbrzycha, który w 2000 roku został oskarżony o stworzenie mechanizmu przestępczego. Zdaniem śledczych uszczuplił należny podatek o pół miliona.
Niewinność udowodnił dopiero po 11 latach, ale z firmy i życia niewiele już zostało. Od tamtego czasu walczy o odszkodowanie. Domaga się 48 mln zł. Za zamkniętą firmę, straty zdrowotne, zmarnowane prawie dwie dekady życia i długi, które od lat rosną. To mogło być największe zasądzone odszkodowanie dla przedsiębiorcy w historii Polski. Mogło.
Sędziowie Sądu Najwyższego uznali jednak, że poprzednie instancje nie popełniły żadnych błędów. - Nie ma wątpliwości, że kasacji nie można uznać za słuszną - wyjaśniał sędzia sprawozdawca. Skład sędziowski jest przekonany, że nie sposób wykazać związku pomiędzy niesłusznym aresztem a zerwaniem umów przez banki. Sąd argumentował, że wszystko odbyło się w świetle prawa. Z kolei bank i dostawca odwrócili się od Kubali przez inne jego zachowania. Sędziowie uznali, że pieniądze, które Kubala już dostał - 150 tys. zł, które natychmiast przejął komornik - to wszystko na co zasługuje. Dodali, że mechanizm wyliczania jego strat był i tak korzystny.
- Firma Marka Kubali pozostawała w tak zwanej spirali kredytowej. Brak jest bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego, o który ta sprawa się rozwija, wypowiedzenia umów przez banki a firmę Marka Kubali i niesłuszny aresz. Kontrakty zostały wypowiedziane w oparciu o inne przesłanki, a nie areszt - wyjaśniała sędzia sprawozdawca.
- Chcę to wygrać. Chcę to po prostu wygrać. Dotychczasowe wyroki są krzywdzące i wydane z naruszeniem prawa. Chcę, by to Sąd Najwyższy dostrzegł - mówił nam w środę. Czwartkowym wyrokiem był wyraźnie zdruzgotany. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, szybko wyszedł z sądu. - Potrzebuję czasu do namysłu - powiedział.
Przed rozprawą nie chciał mówić, czego się spodziewa. Powiedział mi tylko, że liczy na Sąd Najwyższy. Chciałby, żeby dał mu szansę wrócić do poprzednich instancji i wygrać odszkodowanie.
Na sądowych rozprawach - jak sam mówi - zmarnował już 16 pełnych lat. A właśnie zaczął się 17 rok jego sporu z polskim wymiarem sprawiedliwości. Kubali nie zostało już wiele możliwości. Ze sprawą może ruszyć przed Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.
- Żałuję tych wszystkich lat. Żałuję, że od tak dawna nie mogę po prostu żyć normalnie. To jest koszmar. I czasami nie wiem już, jak to wszystko oceniać. Kiedy sobie uświadomię, że od kilkunastu lat walczę w sądach, to aż mi się nie chce wierzyć - mówił WP money Marek Kubala. - Posprzątano mnie, kiedy byłem na szczycie. Czy to był donos, czy jakiś układ, tego nie wiem. Wiem, że zniszczono mój biznes i mnie, bo byłem groźną konkurencją - opowiadał.
Historia Kubali zaczyna się tak: jest środa, 13 grudnia 2000 roku. Szósta rano, a do domu i sąsiadującej z nim firmy wpada kilkudziesięciu zamaskowanych policjantów i funkcjonariuszy służb celnych. W rękach mają broń. Zachowują się jakby było to zatrzymanie szefa mafii. Taki oddział został użyty do zatrzymania zwykłego przedsiębiorcy.
Gdy on siedział w areszcie, prokuratorzy zapraszali dziennikarzy ma konferencje prasowe. Z lokalnego przedsiębiorcy, który miał spowodować straty na pół miliona, kreowano bosa grupy przestępczej.
Prokuratura nie udowodniła mu przekrętów na cle i podatkach. Sprawa ciągnęła się 10 lat i po prostu się przedawniła. Z kolei pozostałe zarzuty zostały przez sąd oddalone.
- Gdy byłem wyprowadzany w kajdankach z domu, to miałem dobrze prosperujący biznes. Gdy wróciłem z aresztu to zastałem pusty salon samochodowy. I komorników zaczynających pracę - opowiada.