O podatki marynarzy rozpętała się wojna. A jest o co się bić. Dla tych z dobrymi zagranicznymi kontraktami, stawką może być nawet 300 tys. zł. Marynarze twierdzą, że skarbówka nagle zmieniła zdanie i każe im odprowadzać zaliczki na podatek dochodowy, a potem nie chce ich zwracać. Przekonują, że zrobiła sobie z nich tanie źródło finansowania. Murem za marynarzami stanęła pewna kancelaria prawna, która w internecie robi dużo szumu. Ale w sądach najczęściej przegrywa.
"Marynarz" i "ulga abolicyjna" – taka kombinacja słów kluczowych w wyszukiwarce internetowej spowoduje, że dowiemy się, że urzędy i izby skarbowe przeprowadzają szturm na marynarzy. Twierdzą, że w grudniu 2015 roku nagle coś się zmieniło i ze skarbówek wylała się fala negatywnych dla nich decyzji. Urzędy nakazywały im odprowadzać zaliczki na podatek, choć w rozliczeniu rocznym PIT prawdopodobnie nie będą winni fiskusowi nic albo niewiele. Czy to już były pierwsze oznaki "dobrej zmiany"?
Problemem, o który wszystko się rozbija, jest tzw. ulga abolicyjna, której zastosowanie kwestionuje fiskus. I każe polskim marynarzom płacić podatki w Polsce, przez co ich zawód staje się mniej opłacalny.
- Kwestionowanie tej ulgi powoduje zanik studentów w ośrodkach morskich. Duża liczba marynarzy się przekwalifikowuje np. na taksówkarzy... Dobra zmiana – twierdzi pan Wojtek, który opowiada WP money o problemie jego branży. Sam jednak na razie taksówką jeszcze nie jeździ.
Marynarze płacą inaczej
Żeby zrozumieć, w czym problem, trzeba wiedzieć, że dochody marynarzy pływających po zagranicznych wodach opodatkowane są w szczególny sposób. No bo gdzie powinni płacić podatki – w Polsce, gdzie mieszkają, czy np. w Norwegii, gdzie pracują?
Izba Skarbowa w Gdańsku, której konflikt o podatki dotyczy najczęściej, wyjaśnia: dochody marynarzy podlegają opodatkowaniu w Polsce, chyba, że inaczej stanowi umowa zawarta pomiędzy naszym krajem, a państwem obcym, w którym pracuje marynarz.
Takich umów Polska zawarła dotąd ok. 90, w tym również z Norwegią. Dotyczą one unikania podwójnego opodatkowania. Mówią, w jaki sposób powinny być rozliczane dochody, za pomocą metody wyłączenia z progresją czy proporcjonalnego odliczenia.
Sprawa jest skomplikowana, dlatego w uproszczeniu wystarczy powiedzieć, że ta druga jest dla podatników mniej korzystna. Żeby tę różnicę wyrównać, podatnicy mogą skorzystać z tzw. ulgi abolicyjnej. Dzięki niej, jeśli zostaną opodatkowani np. w Norwegii, w Polsce ich podatek zostanie pomniejszony.
Front I. Czy dokonanie opłaty ma znaczenie?
Marynarze pracujący w Norwegii, bo to ich najczęściej dotyczy ten problem, spodziewali się, że dzięki uldze podatek w Polsce im się "wyzeruje". Po co więc mają płacić zaliczki na podatek, skoro na koniec roku i tak się okaże, że nie są nic winni polskiemu fiskusowi i dostaną zwrot tych zaliczek? Pisali więc wnioski do urzędów skarbowych o ograniczenie ich poboru.
W Norwegii jednak podatków też nie płacili, bo tamtejszy system podatkowy wobec marynarzy stosuje zerową stawkę. I pojawił się problem. Bo polski fiskus często uznawał, że skoro za granicą podatek nie został zapłacony, to nie ma czego odliczać od należności w polskiej skarbówce.
Innego zdania są prawnicy reprezentujący marynarzy – ci twierdzą, że nie wynika to wcale z przepisów prawa. Wystarczy potencjalna możliwość opodatkowania marynarzy w Norwegii. I nie ma znaczenia, czy ostatecznie marynarz oddał pieniądze norweskiemu fiskusowi czy nie.
Kto ma rację? Spór rozwiązał minister rozwoju i finansów wydając 31 października 2016 roku ogólną interpretację. Uznał, że nie ma znaczenia, czy podatek w obcym kraju fizycznie został zapłacony, czy nie.
1:0 dla marynarzy. Ale to dopiero pierwszy front tej wojny.
Front II. Norweskie statki wcale nie są norweskie
Marynarze twierdzą, że skarbówka zaczęła działać na ich niekorzyść na przełomie 2015 i 2016 roku. Wtedy urzędy nagle zmieniły podejście i przestały zgadzać się na ograniczenie poboru zaliczki na podatek, który przecież i tak się wyzeruje. Dlaczego?
- Można odnieść wrażenie, że działania niektórych urzędów skarbowych, które z uporem i bez podstawy prawnej odmawiają prawa do ulgi abolicyjnej, zmierzają do tego, żeby jak najwięcej pieniędzy zatrzymać w systemie. Chodzi o to, żeby zniechęcić podatników do korzystania z ulgi i zarazem zachęcić ich do wpłacania zaliczek, które potem, jak wynika z praktyki, są przetrzymywane przez 3-4 lata – mówi Mateusz Romowicz, radca prawny kancelarii Legal Marine, która reprezentuje większość marynarzy w sporze z fiskusem.
- Mamy dużo klientów, którzy wpłacili zaliczki jeszcze w 2014 roku i do dziś ich nie odzyskali, a zaraz będziemy mieli 2017 rok. Pamiętajmy, że organy podatkowe nie będą zobligowane do zwrotu tych zaliczek wraz z ustawowymi odsetkami, tak więc mogą takie zwroty przedłużać bez negatywnych skutków finansowych dla Skarbu Państwa – dodaje radca prawny który specjalizuje się w tego typu sprawach.
A jego zdaniem są ich tysiące. - Kwestionowanie ulgi abolicyjnej przez polskie organy podatkowe dotyczy nie tylko marynarzy pracujących w Norwegii, ale również w Singapurze, Arabii Saudyjskiej, Katarze, Indiach, Australii czy na Wyspie Jersey – wylicza Romowicz.
Tylko że fiskus pobiera zaliczki nie po to, żeby je wcześniej czy później oddać, ale dlatego, że uważa, że ulga abolicyjna wcale się nie należy i podatek w Polsce trzeba zapłacić. I wcale nie zmienił zdania nagle rok temu, ale stoi na tym stanowisku od 2014 roku – od kiedy w życie weszła zmieniona umowa pomiędzy Polską i Norwegią. Dlaczego?
Bo kluczowe znaczenie ma to, w jakim kraju znajduje się siedziba przedsiębiorstwa eksploatującego statek – podkreśla Izba Skarbowa w Gdańsku. A to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.
- Przedsiębiorstwem eksploatującym nie zawsze jest właściciel statku czy podmiot nim zarządzający. Przedsiębiorstwem eksploatującym jest podmiot, który faktycznie uzyskuje przychody z eksploatacji takiego statku i wykazuje je w całości do opodatkowania w kraju, z którym Polska zawarła stosowną umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania – wyjaśnia Izba Skarbowa.
- Tymczasem wiele statków pływa pod tzw. tanimi banderami jak Bahama, Wyspy Marshalla, Liberia i inne. Ponadto w wielu przypadkach inny podmiot jest właścicielem statku, inny zatrudnia personel, inny sprawuje nadzór menadżerski, a jeszcze inny nadzór techniczny nad statkiem – dodaje Izba.
Podmioty, które eksploatują statki, zarejestrowane poza Norwegią, stanowią ponad 90 proc. przypadków. I to z nimi jest problem.
Jeśli marynarz wykonuje pracę na statku zarejestrowanym w Norweskim Międzynarodowym Rejestrze Statków – nie płaci podatku dochodowego ani w Polsce ani w Norwegii – tłumaczy Izba Skarbowa. I żadnego problemu nie ma.
[Ministerstwo Finansów](https://wiadomosci.wp.pl/ministerstwo-finansow-mf-6032699573961345c) wkracza do akcji
Na tej wojnie zapanował już taki chaos, że włączył się w nią już nawet minister rozwoju i finansów, żeby uporządkować zasady gry. 31 października 2016 roku wydał ogólną interpretację. To po tym, jak kancelaria Legal Marine wygrała w NSA dwie sprawy dotyczące zastosowania ulgi abolicyjnej. Marynarze mówią, że jest dla nich korzystna. Ale fiskus mówi, że to po jego stronie stanął minister.
– Od dwóch lat pisaliśmy do ministerstwa w tej sprawie i w końcu udało się uzyskać ogólną interpretację, ale teraz urzędy kwestionują nawet nie samą ulgę abolicyjną, ale dokumenty, które mają do niej uprawniać – podkreśla Mateusz Romowicz z Legal Marine.
- Zrobiło się polowanie na pieniądze – dodaje pan Wojtek, marynarz.
A fiskus? Podkreśla, że ta interpretacja dotyczy tylko Norwegii, choć może być stosowana również w przypadku dochodów w krajach, z którymi Polska ma podpisane umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. A więc nie dotyczy większości spornych przypadków.
Od kiedy zaczęła się wojna o ulgę abolicyjną, a więc od 2014 roku, Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku rozpatrzył ok. 150 skarg marynarzy na decyzje skarbówki. W większości przypadków sądy przyznały rację fiskusowi.
O jakie pieniądze chodzi?
To trudno oszacować, bo nie ma zbiorczych danych, ilu Polaków pracuje na zagranicznych statkach i ma prawo do ulgi ani jakie są ich średnie zarobki. Łatwiej spojrzeć na kieszeń pojedynczego marynarza.
– Dobry kontrakt marynarza z zagranicznym pracodawcą może opiewać nawet na 1,5 mln zł rocznie. Średnio ważony podatek to ok. 1/4 tych dochodów po odliczeniu różnego rodzaju składek i diet, a więc może chodzić o podatek rzędu ponad 300 tys. zł – wylicza Mateusz Romowicz. To jednak rzadkie przypadki. - Mamy oczywiście takich klientów, których podatek to 2 tys. zł i mniej, ale też takich, którzy musieliby zapłacić 300 tys. zł – komentuje radca prawny.