- Stajemy się równorzędnym partnerem dla podmiotów zagranicznych. Budujemy polski kapitał - ocenił Mateusz Morawiecki, który na Giełdzie Papierów Wartościowych podsumował 2 lata swojej pracy w rządzie.
Mateusz Morawiecki podkreślił, że głównym celem rozwoju polskiej gospodarki jest poprawa jakości życia oraz zatrzymanie tych, którzy rozważają emigrację. Wicepremier skrytykował model rozwoju stosowany przez poprzednie ekipy i wyjaśnił, w jaki sposób chce go zmienić.
- Przez 25 lat rozwijaliśmy się w oparciu o model kredytowo-konsumpcyjny. Sprzedawaliśmy majątek, srebra rodowe i zaciągaliśmy kredyt, by kluczowa stawała się konsumpcja. My chcemy przestawić gospodarkę na tory inwestycji, eksportu, innowacyjności i oszczędności – mówił minister rozwoju i finansów.
Walka z "kolonizacją"
- Rzuciliśmy rękawicę mainstreamowi ekonomicznemu, który nas zadłużał i popychał w kierunku konsumpcji. Poprzednie 100 lat to de facto powiększanie polskiego długu, a my go zmniejszamy. Mamy nadwyżkę handlową, dbamy o ekspansję polskiego kapitału, bo to doprowadzi do powolnego wyrównania szans. "Bloomberg" i Piketty, a więc absolutny mainstream ekonomiczny, twierdzą, że jesteśmy "foreign owned country" (państwem posiadanym przez kapitał zagraniczny - red.). My rzucamy wyzwanie temu skolonizowaniu naszego kraju. Chcemy być równorzędnym partnerem dla zagranicznych podmiotów. I stajemy się nim – zapewnił Morawiecki.
Zgodnie z przewidywaniami, jako jeden z sukcesów rządu, wicepremier przedstawił uszczelnienie systemu podatkowego. - Tylko w tym roku luka podatkowa zostanie zmniejszona o niespełna 1 proc. PKB, czyli około 20 mld zł. W kolejnym roku widzę perspektywę na zmniejszenie tej luki o około 0,5 proc. PKB. To "gamechanger". W kraju nagle pojawia się 30 mld zł i te pieniądze będą pojawiały się co rok. Przypomnę, że co roku do Polski wpływa netto 25-27 mld zł rocznie funduszy unijnych. Samo uszczelnienie daje niemal tyle samo, a my chcemy tę lukę podatkową domknąć – przekonywał Morawiecki.
Inwestycje powoli, ale w górę
Szef Ministerstwa Rozwoju przyznał także, że najnowsze dane dot. PKB pokazują, że inwestycje będą powoli rosły w kolejnych kwartałach, a to właśnie na brak inwestycji jako problem Polski wskazywało wielu analityków. - Chcemy, by inwestycje były mądre i nie spowodowały zadłużenia podobnego do długu, który znamy z epoki Gierka. Dlatego też muszą być jak najbardziej przemyślane. Mam nadzieję, że rok zakończymy z inwestycjami na poziomie 18 proc. w relacji do PKB. Jeśli trzeci kwartał urósł o 5 proc., jak mówią dane, to czwarty kwartał zakończy się na poziomie 7 proc. Wolę taki spokojny wzrost nakładów inwestycyjnych, niż gwałtowny, jak miało to miejsce w latach 2011-2012 – ocenił.
Morawiecki wyjaśnił także, że inwestycje mogą być stymulowane przez państwo bez obciążania finansów publicznych, ponieważ Polski Fundusz Rozwoju, Bank Gospodarstwa Krajowego oraz spółki z częściowym udziałem Skarbu Państwa znajdują się poza sektorem finansów publicznym. Zatem inwestycje finansowane przez te podmioty, nawet jeśli zostaną oparte na kredytach, nie wpłyną na poziom zadłużenia (w dokumentach księgowych) państwa.
Co z przedsiębiorcami
Równocześnie Morawiecki stwierdził, że przedsiębiorstwa "uczą się przez osmozę", stąd inwestycje typu greenfield mają pozwolić na rozwój kooperantów zagranicznych, wchodzących na nasz rynek przedsiębiorstw. - Chcemy, by mikroprzedsiębiorcy stawali się małymi, mali średnimi, średni wielkimi, a wielcy ekspandowali na świat - tłumaczył obrazowo. Równocześnie przedsiębiorcy, w ocenie wicepremiera, mogą nie odczuwać pojedynczych zmian, które wprowadza z założeniem dla nich rząd. - Po ich całościowej analizie w połączeniu z nowymi przepisami upadłościowymi tenże przedsiębiorca zakrzyknie: wow, ten rządem jest rządem dla nas – mówił wicepremier.
Problemem przedsiębiorców, co przyznał Morawiecki, jest także brak rąk do pracy. Poza emigracją, problemem jest także obniżony wiek emerytalny. - Trochę boję się tego niskiego wieku emerytalnego, ale są takie zawody, gdzie w wieku 60-65 lat bardzo ciężko kontynuować pracę. Równocześnie są ludzie mający 70-75 lat, którzy mogą dalej pracować. Chcemy zachęcić do dłuższej pracy. To taki model holenderski – wiek emerytalny formalnie jest niższy, ale ten faktyczny już wyższy. Potrzebujemy siwych głów z doświadczeniem, bo rynek wchłania teraz wszystkie ręce i głowy - stwierdził.
Krytyka działania OFE
Przyszli emeryci zostali ujęci także w planie Mateusza Morawieckiego na kolejne 2 lata pracy. Przypomniał bowiem, że zgodnie z decyzją Trybunału Konstytucyjnego, OFE to nie środki prywatne i rządzący chcą przesunąć zgromadzone w funduszach środki na indywidualne konta emerytalne. - Samo OFE polegało na zaciąganiu kredytu za granicą i składaniu depozytu w kraju. Byłem prezesem banku i nie miałem takiego klienta, który wziąłby kredyt w jednym oddziale i złożył go w drugim. My chcemy, by system emerytalny budował kapitał, ale zgromadzone środki mają być traktowane jako prywatne – wskazał.
Pojawiające się w minionych tygodniach informacje o wysokości deficytu budżetowego i długu państwowego spowodowały niemałe zamieszanie w mediach. Wicepremier przyznał, że ma nadzieję, iż w ciągu 2 lat deficyt budżetowy zniknie, choć "1 proc. w tę czy tamtą stronę sytuacji nie zmieni”.
Wzrost zarobków i powrót z emigracji
Minister finansów i rozwoju zgodził się ze stwierdzeniem, że Polacy zaczną wracać z emigracji do kraju, gdy zarobki osiągną około 90 proc. pensji w zachodniej Europie. Równocześnie dodał, że nasze zarobki mogą być traktowane jako 90 proc. tego, co płaci się w Zjednoczonym Królestwie.
- Moment faktycznego osiągnięcia takiego poziomu nastąpi nie wcześniej niż za 10-15 lat, ale widziałem obliczenia, które ustalają koszty życia w Polsce na poziomie 43 proc. względem benchmarku. W Szwajcarii jest to 161, w Niemczech 125, a w Wielkiej Brytanii 130. Oznacza to, że jeśli zarabiamy 60 proc. tego, co w Wielkiej Brytanii, to wspomniane 90 proc. już jest osiągnięte - wyliczał Morawiecki.
Pensja minimalne wspomoże robotyzację?
Morawiecki odrzucał także krytykę podnoszenia pensji minimalnej, co uznał za element promowania idei godnej pracy za godną płacę. W jego ocenie nie doprowadza ona do spadku produktywności i konkurencyjności pracowników, ale zmusza przedsiębiorców do jej zwiększania poprzez automatyzację i robotyzację.
Od wicepremiera do superministra i konkurenta
Mateusz Morawiecki jest członkiem rządu Beaty Szydło od dnia zaprzysiężenia, jednak jego pozycja nie od razu była tak silna, jak obecnie. W dniu powołania objął tekę wicepremiera oraz nowo utworzony urząd ministra rozwoju. We wrześniu minionego roku został powołany na stanowisko ministra finansów, choć nie stracił też tych wcześniej zajmowanych.
Jako twarz "superesortu" przewodniczy pracom Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Kolejne miesiące i przecieki ws. rekonstrukcji rządu regularnie przynoszą informacje o tym, jakoby był jednym z kandydatów do zastąpienia premier Beaty Szydło.