Nawet miliard złotych będę musiały zwrócić bary i fast foody, jeśli fiskus nakaże im oddać zaległy podatek VAT. Wszystko przez zmianę interpretacji podatkowej przez Ministerstwo Finansów. Problemy może mieć McDonald's, KFC czy Pizza Hut, a także setki niesieciowych pizzerii czy kebabów.
Dom Maklerski mBanku właśnie zadecydował o obniżeniu prognoz dla spółki AmRest. To notowana na giełdzie firma, która operuje w Polsce ponad 350 restauracjami marek KFC, Pizza Hut, Burger King czy kawiarniami Starbucks. Jak podkreślono, choć spółka notuje imponujące wyniki finansowe, poprawia zysk i zwiększa sprzedaż, to nad jej najbliższą przyszłością zawisły dwa znaki zapytania. Pierwszy to zakaz handlu w niedzielę, drugi to zmiany w podatkach.
O co chodzi? Dotąd restauracje typu fast food naliczały podatek VAT od swoich dań w wysokości 5 proc. Jednak pod koniec czerwca urzędnicy Ministerstwa Finansów uznali, że prawidłowa stawka dla nich to 8 proc. Niby to nieduża różnica, ale może sprawić spory kłopot. Teraz fiskus może bowiem starać się o zwrot różnicy w podatku aż pięć lat wstecz.
- Sprawa jest bardzo poważna. Jeśli pomnoży te 3 punkty procentowe przez ostatnie pięć lat we wszystkich tego typu lokalach gastronomicznych, to otrzyma się kwoty idące w setki milionów złotych. Trudno to oszacować, ale to może być nawet ponad miliard złotych niezapłaconego podatku - mówi money.pl dr Radosław Piekarz, doradca podatkowy w kancelarii A&RT Rynkowska, Kosieradzki, Piekarz.
Jak dodaje, de facto problemy może mieć każdy lokal serwujący jedzenie: pizzerie, budki z hot dogami, puby. Dotąd bowiem sprzedawane w nich posiłki były traktowane jako dania gotowe do spożycia. Klient mógł je zjeść na miejscu lub wyjść z jedzeniem. Tymczasem MF uznało, że tego typu lokale nie sprzedają jedzenia, a świadczą usługi tak jak prawdziwe restauracje. Te opodatkowane są stawką 8-procentową.
- Część firm występowała o interpretacje indywidualne, które pozwalały im stosować niższą stawkę. One przed zwrotem VAT są dobrze chronione. Problem zaczyna się, gdy popatrzymy na strukturę rynku. Interpretacja indywidualna chroni tylko spółkę, która ją otrzymała. Nie dotyczy już spółek córek czy franczyzobiorców. Oczywiście można ją wykorzystać jako dowód w sądzie, ale nie musi on zostać uwzględniony – tłumaczy Piekarz.
Taki problem może mieć AmRest. Firma spytana przez money.pl o to, czy każda z jego spółek miała interpretację indywidualną, odmawia odpowiedzi.
- AmRest działa w myśl obowiązujących przepisów i interpretacji właściwych organów. Jakiekolwiek istotne zmiany w tym zakresie będą komunikowane rynkowi na bieżąco – lakonicznie tłumaczy Iwona Sarachman, rzeczniczka prasowa spółki.
Wody w usta nabrał też McDonald's. - Jesteśmy zmuszeni odmówić odpowiedzi na pytania – mailowo napisała nam sieć. Amerykański koncern kilka tygodni temu zmienił już sposób naliczania podatku i stosuje wyższą 8-procentową stawkę.
Wcześniej korzystał z niższego VAT. A trzeba pamiętać, że jego lokale też działają w modelu franczyzy. Oznacza to, że każdy McDonald's to osobna firma. Mało prawdopodobne, by wszystkie postarały się o interpretację indywidualną.
Zagrożeni mogą być jednak nie tylko duzi gracze, ale także mali. Niższy VAT stosowały bowiem także niektóre bary mleczne. Doradca podatkowy dr Krzysztof Kunowski przyznaje, że zaraz po wydaniu nowej interpretacji wysłał do obsługiwanych przez niego barów informację o tej sprawie. Jak dodaje, na razie nie słyszał, żeby ktoś zaczął kontrolować jego klientów.
- Nie sądzą, by była szeroka akcja urzędników skarbowych. Tego typu sprawy mogą ewentualnie wychodzić przy rutynowych kontrolach – mówi dr Kunowski.
Jego zdaniem perspektywa zabrania dodatkowych milionów złotych od barów i restauracji może być dla fiskusa bardzo interesująca. Rząd bowiem obiecał walkę z wyłudzeniami w podatku VAT. I choć nie do końca o tego typu "wyłudzenia" mu chodziło, to kontrolami barów poprawiłby sobie statystyki.
- Jednak uważam, że to mało prawdopodobne w przypadku barów mlecznych i innych tego typu mniejszych podmiotów. One działają w oparciu o kasy fiskalne, które drukują jeden paragon dla klienta, drugi dla rozliczenia podatków. Urzędnicy musieliby sprawdzać setki paragonów i ręcznie zaznaczać na nich wszystkie źle opodatkowane pozycje. Gdyby zaczęto w ten sposób kontrolować wszystkie małe bary, to wszystkie urzędy byłyby sparaliżowane tą jedną pracą. To się więc nie opłaca - mówi dr Kunowski.
Czy podobnie będzie w dużych sieciach fast foodów? To mało prawdopodobne. Te raportują bowiem w sposób elektroniczny. Urzędnik wszystkie hamburgery, pizze czy kebaby będzie mógł zaznaczyć jednym kliknięciem myszki.