Kusić może dobra pensja i pozornie spokojny charakter pracy. Średnie zarobki na stanowisku maszynisty metra w Warszawie wynoszą ponad sześć tysięcy złotych brutto, czyli o tysiąc więcej niż średnia krajowa, a to tylko goła pensja. Do tego trzeba doliczyć dodatki za uciążliwe warunki pracy, a z tym wiąże się też możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę.
Nic dziwnego, że w niedawnej rekrutacji Metra Warszawskiego wzięło udział ponad 1100 osób. Ale rekrutacyjne sito udało się przejść jedynie kilkunastu osobom, bo wymogi dla kandydatów na maszynistów kolei podziemnej są dość wyśrubowane. Pociągu metra nie poprowadzi osoba z choćby najmniejszą wadą wzroku. Jeszcze przed rozmowami kwalifikacyjnymi przyszli maszyniści muszą wykazać się wiedzą na temat elektryki (warunkiem koniecznym jest też techniczne wykształcenie średnie) i działalności metra.
Kandydaci są też poddawani wymagającym badaniom psychofizycznym. "To jest ciężka praca. Ciągły hałas, monotonia, ciemność. Do tego odpowiedzialność za 1500 osób w jednym pociągu” - mówi Anna Bartoń, rzecznik metra.
Kilkunastu szczęśliwców przyjętych do pracy na początku tego roku przechodzi właśnie trudne szkolenie, które za około pół roku zakończy egzamin. Podczas niego będą musieli nie tylko wykazać się umiejętnością prowadzenia pociągu, ale też znajomością jego budowy i działania. "Maszynista jest też pierwszym diagnostą w przypadku awarii” - zaznacza Bartoń.
W przyszłym roku do użytku oddanych zostanie kolejnych sześć stacji drugiej linii metra. Wakatów dla maszynistów w stołecznym metrze będzie zatem przybywać. Jeszcze jesienią ma ruszyć kolejna rekrutacja. W morzu podań o pracę zdarzają się perełki. "Mamy wśród pracowników kilku prawdziwych pasjonatów kolei podziemnej. Rekordzista czekał dwa lata na nowy nabór, a w międzyczasie zatrudniał się w pracy niezwiązanej z metrem” - opowiada rzeczniczka Metra.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku maszynistów PKP. Tutaj pracuje znacznie więcej pasjonatów. "Notorycznie nie wiem jaki jest dzień tygodnia, ale nie mógłbym pracować w biurze. Tutaj jestem ciągle w ruchu” - mówi nam 25-letni Mateusz, maszynista PKP Intercity od pięciu lat. "Zawsze chciałem zostać maszynistą” - dodaje.
Podobnie jak w Metrze, maszyniści osobowi w PKP Intercity zarabiają powyżej średniej krajowej, a ich koledzy od prywatnych przewozów towarowych - jak twierdzi nasz rozmówca - nawet dwa razy więcej.
W przeciwieństwie do stołecznego metra, koleje państwowe nie narzekają jednak na nadmiar chętnych do prowadzenia pociągów. Powodem może być tryb pracy. Dzień maszynisty PKP Intercity trwa od ośmiu do dwunastu godzin, w zależności od pokonywanej trasy, a pierwsza trasa może rozpocząć się nawet w środku nocy.
Wymogi dla kandydatów są jeszcze bardziej restrykcyjne niż w pociągach podziemnych. Oprócz doskonałego zdrowia dochodzi aż dwuletnie szkolenie zakończone państwowym egzaminem. W okresie szkolenia przyszli maszyniści są co prawda już oficjalnie zatrudnieni przez PKP, ale w przypadku oblania egzaminu, muszą zwrócić jego koszty. A te mogą wynieść od 40 do nawet 80 tysięcy złotych.
Zdaniem Mateusza prawdziwy powód braku zainteresowania profesją maszynisty jest jednak inny. "Maszynista nie ma już takiego prestiżu jak kiedyś. Jesteśmy obwiniani za opóźnienia pociągów, kiedy to dyspozytorzy, nie my, odpowiadają za decyzje dotyczące ruchu na torach. Nas też wini się za wszelkie wypadki na przejazdach i w okolicach torów. A nie ma dnia, żeby coś się nie wydarzyło. Do tego ciągłe podejrzenia o nietrzeźwość maszynistów. To przykre” - kończy młody maszynista.
PKP od kilku lat zmaga się z luką pokoleniową wśród maszynistów. Według danych Urzędu Transportu Kolejowego pod koniec 2016 roku blisko 60 proc. maszynistów miało powyżej 50 lat. W ciągu najbliższych pięciu lat blisko pięć tysięcy z nich odejdzie na emeryturę. Wtedy w pierwszej kolejności maszynistów zabraknie w aglomeracjach dużych miast.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl