Już w przyszłym roku pojawić mają się nowe dowody osobiste. Jak zapowiedziała Minister Cyfryzacji Anna Streżyńska, poza plastikowym dokumentem będziemy mieć możliwość wgrania e-dowodu na swój smartfon. Jak dokładnie ma to wyglądać?
- Widziałem takie rozwiązania w innych krajach. Świetnie funkcjonuje to w Azerbejdżanie, gdzie dowody osobiste już są w telefonach. Państwo współpracuje tam z telekomami, a każdy musiał wymienić swoją kartę sim. Dzięki temu telefon ma mnóstwo zastosowań w e-administracji. Jednym PIN-em podpisuje się w normalnych sprawach, innym o charakterze prawnym - opisuje Grzegorz Wójcik, właściciel firmy Autenti i ekspert izby eCommerce Polska.
Jak tłumaczy, kluczowa w takich sprawach jest precyzyjna regulacja umożliwiająca wprowadzenie takich rozwiązań. W jego opinii dziś większość tego typu systemów opartych jest wprawdzie o zakodowanie pewnych danych na kartach sim, ale równie dobrze mogą to być dane zaszyte w chmurze. Wówczas nikt nie będzie musiał wymieniać kart.
Jednak Michał Tabor z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji (PIIT), twierdzi, że rozwiązania, które zaproponować ma Ministerstwo Cyfryzacji będą podobne do tych z Azerbejdżanu.
- Działania mają doprowadzić do tego, aby identyfikacja elektroniczna mogła być realizowana w oparciu o aplikację znajdującą się na karcie sim telefonu – mówi ekspert.
To właśnie Tabor opracował dla Ministerstwa Cyfryzacji model krajowego schematu identyfikacji elektronicznej. W jego wersji e-dowody mają być tak skonstruowane, by nie tylko mogła z nich korzystać administracja publiczna, ale także biznes.
Kluczowe jest to skąd będzie baza obywateli, którzy w liczbie kilkudziesięciu milionów nie ustawią się w kolejce po wymianę dowodu. Opcje są dwie: banki i firmy telekomunikacyjne.
- Wprowadzenie identyfikacji elektronicznej w oparciu o usługi mobilne w 2017 roku jest realne. Wykorzystane zostaną do tego zarówno rejestry publiczne, jak i dostępne technologie oraz bazy komercyjne, na przykład banków posiadających zidentyfikowanych obywateli w internecie - tłumaczy Tabor.
- W Polsce lepiej przygotowane do tego rodzaju rozwiązań są banki niż telekomy. One mają dużo lepszą i precyzyjniejszą bazę klientów – wskazuje Wójcik.
Chodzi o to, że konto w banku zawsze jest na jedną osobę. Ewentualnie dopisana do niego jest żona, mąż czy dzieci. W przypadku telekomów już tak prosto nie jest. Po pierwsze wiele numerów telefonów jest tylko na kartę. Te dopiero trzeba będzie zarejestrować, bo zmusi do tego prawdopodobnie tzw. ustawy antyterrorystyczna. Po drugie często numer wykupiony jest na babcię, ciocię czy rodziców, a to oznacza problemy z identyfikacją. W Azerbejdżanie zastrzeżono, że przypisanej do danej osoby karty sim, nie można nikomu oddawać.
Trzeba jednak pamiętać, że mID, czyli dowód osobisty w telefonie, nie będzie obowiązkowy. Poza nim funkcjonować będzie eID, czyli plastikowy dokument. Ten także będzie mieć chip, który pomoże zidentyfikować obywatela w urzędzie.
- Banki są dziś dużo bardziej innowacyjne. Im chce się z nami pracować. Telekomy osiadły na laurach, siedzą w tych swoich gabinetach i nic kreatywnego nie mają do zaproponowania – słyszymy od osoby zbliżonej do procesu wdrażania mID i eID.
Współpraca na linii Ministerstwo Cyfryzacji a banki świetnie układała się już przy okazji programu 500+. To właśnie możliwość elektronicznego złożenia wniosku o świadczenie, sprawiło, że urzędy nie zostały sparaliżowane.
Jak wykorzystać można mID i eID? Wójcik tłumaczy, że taki dowód ma dwie warstwy. Pierwsza to dane osobowe. W jego opinii resort powinno dać nam wybór co, gdzie, jak i kiedy udostępniamy. Podobnie jak na portalach społecznościowych, gdzie zdecydować możemy, czy przeglądający nasz profil mogą zobaczyć nasze zdjęcie, a instalowana aplikacja dostać ma dostęp między innymi do maila.
- Druga warstwa to kwestia modeli biznesowych. Chodzi o to, żeby z tego dowodu mogły skorzystać firmy, którym my będziemy udostępniać dane o sobie. Dzięki temu będzie można kupować w sieci, wziąć pożyczkę czy podpisać umowę. Taki dowód może też zastąpić kartę dostępową do pracy, może być też kartą kredytową – mówi Wójcik.
Tego typu rozwiązania funkcjonują już w Estonii. Tam e-dowodami można nie tylko kupować, zapisać się do lekarza czy podpisać dokumenty urzędowe, ale nawet głosować w wyborach. Estończycy e-administracją zabezpieczyli się też na wypadek aneksji ich kraju. Choć fizycznie ich państwa nie będzie, to nadal funkcjonować ma w sferze wirtualnej.
Osobna kwestia dotyczy bezpieczeństwa. Po informacji dotyczącej planów Ministerstwa Cyfryzacji wiele osób zaczęło bać się inwigilacji. Obecnie dane o nas są rozproszone. Inne informacje mają telekomy, inne banki, jeszcze inne sklepy. Nowy dowód byłby integratorem. W założeniach resort cyfryzacji pisze, że ma służyć m.in. do głosowania, zakupów on-line, biletów czy wystawiania recept. Wszystko to dane wrażliwe.
Gdy pięć lat temu e-dowód chciał wprowadzać poprzedni rząd, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych alarmował, że władza będzie wiedziała, kiedy i jak wykorzystywany jest dokument. O komentarz do eID i mID poprosiliśmy fundację Panoptykon. Ta stwierdziła, że na razie za wcześnie, by oceniać pomysły Ministerstwa Cyfryzacji. Zapewniono nas jednak, że Panoptykon przygląda się sprawie. Komentarza odmówił także Związek Banków Polskich.
Grzegorz Wójcik twierdzi, że kwestia dostępu do danych przez państwo jest nieunikniona. A ponieważ nowe dowody będą mieć możliwość zbierania o nas danych, to na pewno będzie się to działo.
- W tej sytuacji najważniejsze są procedury dostępu do tych informacji. Wszyscy zgodzimy się, że ustawa antyterrorystyczna jest potrzebna, by nas chronić. Jednocześnie protestujemy, bo zapisane w niej procedury umożliwiające na przykład podsłuchiwanie, są słabe. Chodzi więc o to, by przy okazji nowych dowodów dać ochronę sądu nad dostępem do informacji o nas – zastrzega Wójcik.