- Przepisy nie dawały możliwości zablokowania sprzedaży alkoholu nocą. Gdy tylko się zmieniły, postanowiliśmy, że czas wprowadzić nową kulturę picia – mówią w Mielnie. Katowice, Olsztyn, Zielona Góra i wiele innych miast rozważa, czy nie pójść tą drogą.
Rada Miasta w Tychach właśnie przegłosowała zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach między 23 a 6 rano. Tym samym to śląskie miasto dołączyło do rosnącej grupy miejscowości, które zdecydowały się na wyłączenie sprzedaży napojów procentowych w określonych dzielnicach. Napoje procentowe bez ograniczeń będą serwowane w lokalach.
Mielno pokazuje nową jakość
"Koniec świata. Nie będzie nocnego picia na plaży w najbardziej rozrywkowym mieście nad polskim morzem" – pomyśleli ci, którym Mielno kojarzyło się z imprezami od południa do godzin porannych. Mielno stało się właśnie pierwszym nadmorskim kurortem, w którym nocą nie kupimy alkoholu. I to nie tylko w centrum miasta, ale w całej gminie.
oprac. własne
- Zależy nam na bezpieczeństwie gości i mieszkańców. Ci ostatni skarżą się na nocny hałas. Chcemy stawiać na inną kulturę picia, a zacząć należy od siebie – przekonuje Mirosława Diwyk-Koza, rzecznik prasowy urzędu miasta.
Mielno już wcześniej zastanawiało się, jak rozwiązać problem osób nadużywających alkoholu na świeżym powietrzu i zerwać z łatką "największej nadmorskiej imprezowni". Do niedawna nie było prawnej możliwości ograniczenia sprzedaży alkoholu. Pojawiła się 9 marca, gdy zaczęły obowiązywać znowelizowane przepisy ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Wprowadziły one ogólny zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych oraz dały gminom prawo do wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych w określonych uchwałą częściach miasta.
Bo burdy i sąsiedzi się skarżą
Nad wprowadzeniem zakazu zastanawia się stolica Małopolski, której mieszkańcy są zmęczeni setkami turystów, którzy dla lepszego zrozumienia piękna krakowskiej architektury muszą wlać w siebie kilka butelek kupionego w pobliskim spożywczym piwa.
Pomysł od razu podchwycił Piotrków Trybunalski, w którym problemem nie są jednak pijani w sztok turyści (których tam jak na lekarstwo), ale nadużywający alkoholu mieszkańcy. Pełnomocnik ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych przyznaje, że nie jest dobrze, bo piotrkowianie piją powyżej ogólnopolskiej średniej: 2 proc. mieszkańców potrzebuje leczenia, a 8-9 proc. pije zbyt często.
Od niedawna z nocną prohibicją eksperymentuje Poznań. 31 maja wszedł w życie zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach 23 – 6 i obejmuje sklepy znajdujące się na osiedlu Stare Miasto.
Zobacz też: * *Kraków zakaże sprzedaży alkoholu, by walczyć z pijanymi kierowcami i mieszkańcami
Właściciele sklepów zostali poinformowani o zakazie sprzedaży alkoholu i konsekwencjach jego złamania. To przestępstwo, więc mandat może nałożyć policja.
- Straż miejska nie może ukarać sprzedawców, którzy nie stosują się do zakazu, ale patrol ma prawo wejść do dowolnego sklepu i przypomnieć o nowych zasadach. Strażnicy odwiedzili „profilaktycznie” kilka sklepów, które cieszyły się zła sławą w okolicy – wyjaśnia Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy poznańskiej straży miejskiej.
Mandat nie jest jedyną konsekwencją, która może spotkać niesubordynowanego sprzedawcę. Znacznie bardziej rujnujące jest cofnięcie zezwolenia na sprzedaż alkoholu. Nie jest tajemnicą, że sklepy spożywcze zarabiają przede wszystkim na sprzedaży napojów wysokoprocentowych, więc pozbawienie ich tego prawa oznacza śmierć ekonomiczną.
Skontaktowaliśmy się z urzędnikami odpowiadającymi za wydawanie zezwoleń na sprzedaż alkoholu w kilku miastach. Nie potrafili powiedzieć, ile razy sprzedawca będzie musiał być złapany, by ryzykować utraty zezwolenia.
Czytaj też: * *Pierwsze gminy zakazują sprzedaży alkoholu w nocy. Konsultacje społeczne zakrawają na żart
- Na pewno nie będziemy karać sklepów od razu, ale kto popełnia recydywę, musi się liczyć z najpoważniejszymi konsekwencjami – uspokoił jeden z zapytanych urzędników.
Czy wprowadzenie zakazu sprzedaży wpłynęło na bezpieczeństwo na Starym Mieście, a straż interweniuje rzadziej? Rzecznik nie chce się wypowiadać, bo jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków.
Zakaz, który otrzeźwia
O tym że wprowadzenie nocnego zakazu sprzedaży to szereg korzyści, przekonany jest Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
- Pożytek ze sprzedaży alkoholu mają tylko sprzedawcy i ewentualnie ci, którzy zyskują szansę na ostateczne upicie się – mówi.
Jego zdaniem w walce z plagą alkoholizmu nie pomogą kampanie uświadamiające, ale właśnie zakazy i nakazy. Państwo powinno podnieść cenę alkoholu, zakazać reklamy.
Fakt, że nie kupimy alkoholu w sklepie, nie jest przecież jakimś naruszeniem wolności tych, którzy decydują się pić, mogą robić to w pubach czy klubach.
- W lokalach picie odbywa się pod kontrolą obsługi, a na ulicy ludzie piją w sposób niekontrolowany. Zakaz służy interesowi wszystkich tych, którzy stają się ofiarami czyjegoś picia. Bo to ostatecznie niepijący mieszkańcy muszą znosić hałasy, burdy, wzywać straż miejską – wyjaśnia Dyrektor PARPA.
A co z koronnym argumentem przeciwników zakazu, którzy podnoszą, że kto chce się napić, po prostu zaopatrzy się w alkohol zawczasu i będzie przepijał zapasy? Brzózka przyznaje, że to prawda, ale przynajmniej kupi alkohol, będąc jeszcze trzeźwym. Bo najgorsze, gdy człowiek jest już pijany, a mimo to ciągle wlewa w siebie procenty i zupełnie traci poczucie tego, ile już wypił.
Nie zgadza się z tym Bartłomiej Pierożek, terapeuta centrum terapii uzależnień Alma Libre w Warszawie.
- Pracowałem w Edynburgu, gdzie w godzinach nocnych obowiązywał zakaz sprzedażynie tylko w sklepach, ale także barach. Kto chciał się upić, kupował alkohol wcześniej. Uzależniony tak silnie koncentruje swoje życie wokół alkoholu, że niezależnie od wszystkiego zorganizuje swobodny dostęp do niego – wyjaśnia.
Dostępność alkoholu może deprawować
Zakaz może powstrzymać przed piciem młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają eksperymenty z alkoholem (i konieczność nocnego spaceru na sąsiednie osiedle skutecznie ich odwiedzie od pomysłu "podkręcenia" imprezy), ale ci, którzy mają prawdziwy problem, nie przestaną pić tylko dlatego, że nocą sprzedawca nie nabije wódki na kasę fiskalną.
- Zakaz nocnej sprzedaży spowoduje, że na ulicach będzie mniej burd, ale z punktu widzenia terapii uzależnień nie ma znaczenia – dodaje Bartłomiej Pierożek z Alma Libre.
Inaczej widzi to Maria Migdał, która dziś jako terapeutka pracuje z osobami uzależnionymi, ale jeszcze kilka lat temu sama piła i potrzebowała pomocy. Mówi, że może nie wpadłaby w nałóg, gdyby nie ogromna dostępność alkoholu.
- Wracałam do pracy po 22 i myślałam – co tam, wezmę dwa piwa na odprężenie. Dla wielu ludzi uzależnienie zaczyna się właśnie w ten sposób – wyjaśnia.
Jeśli państwo chce pomóc, niech spróbuje inaczej
- Pije ten, kto ma problem z innymi aspektami życia, kto ma jakieś braki w sferze kontaktów z innymi, rozumieniem swoich emocji. Zresztą historia pokazuje, że wszystkie próby ograniczenia dostępności spełzły na niczym – dodaje Cezary Barański, psycholog z Centrum Dobrej Terapii w Krakowie.
Prohibicja w latach 20. ubiegłego wieku w USA doprowadziła do wzmocnienia się struktur mafijnych, ograniczenia w Związku Radzieckim – do wielkiej popularności melin.
Czytaj też: * *Nocna prohibicja uderzy w drobnych sklepikarzy. Będzie powrót melin, niezdrowa konkurencja i bankructwa
Maria Migdał podkreśla, że dostępność alkoholu przekleństwo dla ludzi, którzy chcą wyjść z uzależnienia. Nie chcą pić, ale kolorowe etykiety piwa czy wina zewsząd ich otaczają. Idą do sklepu po pieczywo, a tam kuszą procenty.
- Ręka sama sięga po butelkę. Otwarte nocą sklepy monopolowe nie ułatwiają życia osobom, które chcą wytrzeźwieć – mówi.
Wszyscy moi rozmówcy są zgodni co do tego, że jeśli państwo chce walczyć z nadużywaniem alkoholu, powinno zakazać jego reklamy. I to nie tylko napojów wysokoprocentowych, ale również piwa.
Młodzi ludzie dostają sprzeczny komunikat. Z jednej strony mówi się im, że każdy alkohol jest zły, z drugiej widzą przygotowana na Mundial reklamę, w której znany piłkarz w otoczeniu uśmiechniętych ludzi "trzyma (tu pada nazwa marki piwa) za zwycięstwo" – wyjaśnia Cezary Barański.
- Niespójny przekaz ludzie rozstrzygają, decydując się na odrzucenie jednego komunikatu i wybór drugiego. Z badań psychologicznych wynika, że częściej wybierają przekaz kojarzący się z czymś przyjemnym, w tej sytuacji - kibicowanie w grupie, w biało-czerwonych szalikach (z alkoholem).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl