Niektóre firmy potrafią na wszystkim zbić interes, nawet na polskim mało wydajnym rolnictwie. Co się jednak dziwić, jeśli polscy rolnicy dają się oszukać i płacą 8000 zł za tonę wysokiej jakości kukurydzy siewnej, a w zamian dostają tonę kukurydzy handlowej, której cena rynkowa wynosi 500 zł.
W 2002 roku Bogdan Grzebalski, Józef Pilarz i przedsiębiorstwo rolno-przemysłowe „Agro-Smogulec” z woj. wielkopolskiego, zakupiło od pośrednika szwajcarskiej firmy „Syngneta” – spółki „Chemirol” materiał siewny kwalifikowanej kukurydzy, za łączną wartość 230 tys. zł. Planowane zbiory powinny kształtować się w granicach 10t/ha. Niestety kukurydza, która wyrosła, nie spełniała żadnych norm producenta. Według przedstawicieli importera, zła jakość wyhodowanej kukurydzy spowodowana była suszą. Argumenty przyjęli takie, zapewne chcąc uniknąć odpowiedzialności za dostarczony wadliwy materiał, którego brak zgodności z wzorcem, stwierdziła po przeprowadzonych badaniach Stacja Doświadczalna Oceny Odmian w Słupii Wielkiej. Swoje stary rolnicy wycenili na co najmniej 2 mln zł.
Redakcja Money.pl przez kilkanaście dni usiłowała skontaktować się z przedstawicielami firmy „Syngenta”, aby wyjaśnić sprawę. Jednak, pracownicy firmy odmawiali wszelkiego komentarza, argumentując, że przygotowują specjalne oświadczenie w tej sprawie. Oświadczenia takiego jednak, nie udało nam się uzyskać, a oddelegowani w tym celu pracownicy szwajcarskiej firmy, wyłączyli telefony.
Szwajcarska firma „Syngneta” zaopatruje 33 proc. krajowego rynku kukurydzy w materiał siewny. Podobne skargi zgłaszali jeszcze inni rolnicy z całej Polski, szkody rolników mogą więc opiewać na kilkanaście milionów złotych.
Straty rzędu 700 tys. zł poniósł także Skarb Państwa, któremu według ustawy o nasiennictwie z 1995 roku, należy wpłacić opłaty sankcyjne w wysokości 300 proc. wartości sprzedanego materiału siewnego, niezgodnego z obowiązującym zarejestrowanym wzorcem. Gdyby przyjąć, że oszukano tylko 10 proc. plantatorów kukurydzy, to opłaty sankcyjne na rzecz Skarbu Państwa wyniosłyby ok. 7 mln zł. „Syngneta” chwali się bowiem, że sprzedaje na Polskę materiał siewny o wartości kilkudziesięciu milionów zł.
Poszkodowani wnieśli sprawę do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która jednak dwukrotnie umorzyła postępowanie, uzasadniając to brakiem dostatecznych dowodów na zaistnienie przestępstwa, mimo złożenia jednoznacznej opinii prof. Bogdana Wolko – kierownika Pracowni Genomiki Strukturalnej Instytutu Genetyki roślin PAN, który niezbicie stwierdził, że zakupiony materiał siewny nie jest zgodny ze wzorcami zakupionych odmian kukurydzy. Prokuratura Okręgowa, jednakże uniemożliwiła doprecyzowanie zeznań, oddalając wnioski poszkodowanych, nie uznając badań za wiarygodne.
W tej sprawie posłowie: Andrzej Aumiller i Romuald Ajchler wystąpili z interpelacjami poselskimi do ministra sprawiedliwości o wszczęcie postępowania przez Prokuratora Generalnego oraz o objęcie tej sprawy szczególnym nadzorem. Natomiast do ministra rolnictwa wpłynęła interpelacja, w której posłowie domagają się odpowiedzi na pytanie: jak długo zamierza tolerować łamanie ustawy o nasiennictwie.
Szwajcarska firma, ma jednak o co walczyć, gdyż utrata wiarygodności w naszym kraju, przełożyłaby się na zagranicę, a z uwagi na specyfikę środowiska plantatorów kukurydzy i ich wzajemne kontakty, przeciek informacji nastąpiłby błyskawicznie. Niewykluczone, że posunęła się do „zamknięcia sprawy”, gdyż „dowody wdzięczności” wyjdą taniej, nawet przy zachowaniu pozorów legalności.
A przecież nie trudno sprawdzić, czy sprzedana kukurydza została uszlachetniona przez importera, bowiem, odmiany zamówione przez poszkodowanych są sprowadzane przez firmę „Syngneta” z Węgier, wystarczyłoby porównać sprowadzone ilości z rozprowadzoną w kraju.