Na półce wyglądają niepozornie. Zielone roślinne jajeczka w plastikowym opakowaniu. Sprawiają wrażeniue miniaturki prawdziwych owoców. Myślisz, że wzrok płata ci figle? Nie, to kiwi można jeść garściami. A na dodatek pochodzi z polskich plantacji.
Pełne witamin, zdrowe, kosztują w okolicach 5 zł. Oto polskie minikiwi. Polskie, bo pochodzą z krajowych plantacji. I właśnie stają się sklepowym hitem.
- Jeśli chodzi o polskie minikiwi, to pojawiło się ono na rynku po raz pierwszy. Owszem, wcześniej bywały w polskich supermarketach niewielkie ilości tych owoców, bo hodują je choćby Francuzi czy Holendrzy. Ale do tej pory kosztowały naprawdę bardzo dużo. Widziałem w którymś polskim supermarkecie minikiwi w cenie ładnych kilkunastu złotych za 125 gramów - mówi money.pl Hubert Woźniak, prezes Rajpolu.
Zobacz: Narodowy Holding Spożywczy, port rolniczy w Gdańsku, doradcy rolni - Ardanowski o planach resortu
Rajpol to grupa skupiająca producentów owoców, Ma ok. 160 udziałowców. W sumie ich areał to ponad 1600 hektarów. Wśród upraw przeważają jabłka, gruszki i śliwki, ale polscy rolnicy chętnie eksperymentują również z innymi owocami. Tak właśnie stało się z minikiwi.
Minikiwi kosztuje w Lidlu w promocji jedynie 3,99 zł. Cena regularna wynosi nieco więcej - 4,99 zł. Za tę sumę kupimy opakowanie zawierające 125 gramów owoców.
- To ciągle nie są małe pieniądze, ale już w zasięgu przysłowiowego Kowalskiego. A po minikiwi warto sięgnąć, bo owoce są naprawdę bardzo smaczne, można je też zakwalifikować do grupy superfoods. To prawdziwe małe bomby z witaminami i innymi cennymi składnikami – mówi nam Hubert Woźniak.
Jak to smakuje?
Minikiwi ma lekko kwaśny, ale bardzo przyjemny smak. Po rozgryzieniu owocu wylewa się z niego miąższ – konsystencją i smakiem bardzo przypominający dojrzały agrest. Można w nim również wyczuć smak zwykłego, dużego kiwi. Owoce – zgodnie z informacją podaną na opakowaniu – najlepiej smakują schłodzone. Faktycznie, zyskują na smaku. Owoce nie mają włosków na skórce, więc je się je w całości.
Skąd wzięło się minikiwi?
Aktinidia – tak formalnie nazywa się kiwi. Potocznie określa się je jako... agrest chiński. Warto wiedzieć, że w rodzinie tych roślin znajduje się sporo odmian. Większość pochodzi z Azji. Na początku XX wieku trafiły do Nowej Zelandii, gdzie okazały się bardzo wdzięcznymi w uprawie owocami. Przez to kiwi stały się dosłownie symbolem tego kraju, choć wcale z niego nie pochodzą.
A minikiwi to jedna z odmian aktinidii, konkretnie ostrolistna (Actinidia arguta). Tę, która na coraz większą skalę uprawiana jest w Polsce, wyhodowano w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Nazywa się – nomen omen – Bingo. Uprawiana jest przede wszystkim w okolicach Grójca. A jeszcze niedawno można było spotkać aktinidię jedynie w roli rośliny ozdobnej.
Źródło: WP
Na poważnie zajęli się nią naukowcy z Wydziału Ogrodnictwa, Biotechnologii i Architektury Krajobrazu SGGW, pod przewodnictwem dr. hab. Piotra Latochy. To oni opracowali technologię uprawy dla Bingo.
Co zawiera minikiwi?
Badacze z SGGW podkreślają, że to jedne z najbogatszych w składniki bioaktywne owoców: zawierają witaminę C, luteinę, polifenole oraz enzym proteolityczny – aktinidin. Ich spożywanie korzystnie wpływa na pracę układu pokarmowego, działa też ochronnie na układ sercowo-naczyniowy. Owoce są wolne od chorób i szkodników, rośliny nie wymagają więc oprysków. A to dodatkowo podnosi ich atrakcyjność w oczach klientów.
W 100 gramach owoców minikiwi znajduje się:
– witamina C – 80mg
– witamina E – 5 mg
– potas – 280 mg
– wapń – 45 mg
– fosfor – 30 mg
– magnez – 20 mg
Owoce minikiwi są pomocne w utrzymywaniu właściwego poziomu tzw. dobrego cholesterolu (HDL), jednocześnie obniżając poziom złego (LDL). Mają też sporo błonnika.
W ogródku nie posiejesz
Na dodatek Bingo jest stosunkowo łatwe w uprawie, wymaga jedynie czasu i odpowiednich warunków. Kluczem jest tu słowo "stosunkowo".
- W naszej grupie jest jeden plantator minikiwi. Ma dużą plantację, o powierzchni ok. 5 hektarów. I ona właśnie weszła w fazę intensywnego owocowania, a zajęło to 5 lub 6 lat. W tym roku zebrał już pokaźny plon, owoce ładnie obrodziły. Mogło mu się to udać nawet w zeszłym roku, ale niestety przymrozki spowodowały, że owoców było mało - mówi Hubert Woźniak.
Plantacja należąca do Jacka Kostrzewy powstała już w 2011 roku. Zastąpiła rosnący tam wcześniej od 100 lat sad jabłoniowy. Nie było łatwo – rok temu wiosenny przymrozek ściął kwiaty i ze zbiorów wyszły nici. Jacek Kostrzewa podkreśla, że bez specjalnych sposobów ochrony przed mrozem plantacja nie ma wielkich szans powodzenia.
Wymaga też sporo ręcznej pracy. Gałązki trzeba odpowiednio przycinać, zbiory mogą odbywać się tylko ręcznie, a owoce muszą trafić do chłodni, gdzie spokojnie dojrzeją. Być może nie jest to specjalnie skomplikowane, ale na pewno pracochłonne.
Źródło: WP
W ślady Jacka Kostrzewy poszli inni plantatorzy i obecnie minikiwi uprawia w Polsce już kilkadziesiąt gospodarstw, na kilkudziesięciu hektarach. To w sumie mała skala produkcji, ale jest szansa, że owoce podbiją nasze podniebienia.
- To nie będzie nasz hit eksportowy. To jest produkt niszowy i pewnie takim pozostanie, ale jednocześnie jest ciekawy - podkreśla Hubert Woźniak.
Wcześniej polscy plantatorzy wysyłali małe partie owoców do Niemiec, teraz zdecydowali, że chyba warto zjeść je na miejscu. Przed nimi jeszcze sporo pracy, ale trzeba pamiętać, że słynna polska borówka kilkanaście lat temu też była hodowana przez grupkę pasjonatów, a dziś skrzynki z owocami latają po całym świecie.
Nie jest też wykluczone, że minikiwi doczeka się nowego zastosowania. Już dziś naukowcy pracują nad sposobami robienia z tych owoców przetworów, a także dodatków do pasz zwierzęcych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl