Bartłomiej Misiewicz nie zostanie ukarany za decyzję ws. wydania ponad 650 tys. zł poza planem finansowym ministerstwa obrony. Jak podaje RMF FM, rzecznik finansów publicznych umorzył postępowanie.
Jak już pisaliśmy w money.pl, NIK skontrolował wykonanie budżetu państwa za rok 2016 w dziale 29 - obrona narodowa. Okazało się, że ówczesny szef gabinetu politycznego Bartłomiej Misiewicz zawarł w marcu umowę, której wartość wzbudziła podejrzenie naruszenia dyscypliny finansów publicznych. Chodzi o 651 675,99 zł przeznaczonych na działalność promocyjną, które nie były uwzględnione w planie wydatków resortu.
NIK złożył w tej sprawie w lipcu zawiadomienie do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych, który wszczął postępowanie. Jak wydanie pieniędzy poza planem finansowym wyjaśnił MON? Resort Antoniego Macierewicza tłumaczył, że wynikało to z wydatków promocyjnych związanych z organizowanym w Warszawie szczytem NATO. Sam Misiewicz nigdy wyjaśnień nie złożył.
Rzecznikowi Dyscypliny Finansów Publicznych wystarczyły jednak wyjaśnienia MON, że uruchomienie kampanii informacyjnej wymagało natychmiastowego działania, i umorzył postępowanie. W jego ocenie, jak podaje RMF FM, czyn m.in. nie wywołał negatywnych skutków finansowych.
Bartłomiej Misiewicz zrobił błyskotliwą, ale krótką karierę u boku szefa MON Antoniego Macierewicza. Szerzej nieznany młodzieniec pracujący w aptece w Łomiankach szybko stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w ekipie rządowej. Choć media kpiły z jego braku wykształcenia i wyczynów w białostockiej dyskotece, Macierewicz niewzruszenie chronił protegowanego.
Opozycja ukuła termin "misiewicze" odnoszący się do nominantów politycznych bez kwalifikacji. Nawet premier Beata Szydło publicznie krytykowała karierę współpracownika Macierewicza. Otrzymał nawet posadę w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, gdzie - według "Faktu" - miał zarabiać nawet 50 tys. zł. Dopiero twarde stanowisko prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego podcięło jego karierę.