Polska branża transportowa to w tej chwili europejska potęga. Trudno wskazać gałąź polskiej gospodarki, która po wejściu do Unii Europejskiej zyskała więcej. Obecnie udział Polaków w unijnym transporcie wynosi aż jedną czwartą rynku. Według prognoz firmy doradczej PwC do 2025 r. sektor przewozów międzynarodowych będzie rosnąć w tempie 1,8-2,2 proc. rocznie.
Podobnie wzrost jak udział Polaków w unijnym transporcie osiągnął udział branży w polskim PKB. Od wejścia do UE zwiększył się on z 5,4 do 6,5 proc. Ale polska konkurencja uwiera biznes w Europie.
Wskazywał on na brak odpowiednich regulacji w prawie europejskim, które umożliwiają firmom z „nowej Europy” skuteczną konkurencję. W odpowiedzi na apele o regulacje sektora transportowego powstał właśnie pakiet drogowy. Jego podstawowym założeniem, który uderza w polską branżę transportową, jest objęcie kierowców podobnymi zasadami co pracowników delegowanych.
W przypadku, gdyby kierowca przebywał w danym kraju trzy dni, musiałby otrzymywać płacę minimalną, która obowiązuje w tym państwie. – To oznaczałoby likwidację polskich przedsiębiorstw z tej branży – ostrzegał Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Jego zdaniem to próba protekcjonizmu gospodarczego, więc z gruntu niezgodna z duchem europejskiego prawa.
Zastrzeżeń do pakietu jest jednak więcej. Wprowadza on nowe zasady także w tzw. kabotażu. To jest sytuacji, kiedy firma z jednego kraju członkowskiego wykonuje usługi transportowe w drugim. Prawo ustala długość kabotażu na pięć dni.
Absurd regulacji
Zdaniem polskiej branży nowe przepisy, o ile nie wyeliminują jej z gry, to co najmniej bardzo utrudnią jej działanie. - Pakiet miał rozwiązywać problemy, a nie generować kolejne - mówi money.pl Piotr Szymański, ekspert PMD z biura w Brukseli. - Naszym najważniejszym postulatem jest, aby klasyczny transport międzynarodowy nie był objęty zasadami delegowania pracowników. W ciągu miesiąca kierowca spędza czas w kilku krajach. Trudno tu wskazać powiązanie z jednym konkretnym i na tej podstawie spełnienia warunków na jakich są zatrudniani pracownicy delegowani. To po prostu niewykonalne - dodaje.
Z kabotażem i płacą minimalną powiązana jest także następna zmiana. Ta z kolei jest bardzo krytykowana przez kierowców. Mianowicie Bruksela chce, aby każde przekroczenie granic było odnotowywane przez kierowców w tachografie. Tirowcy są sfrustrowani, gdyż w strefie Schengen granice przekraczają „w biegu”. Zapisanie tego w tachografie wymaga od nich zatrzymania pojazdu i wprowadzenia zmian w urządzeniu ręcznie.
Szymański zwraca uwagę także na inne absurdy w regulacji. Tym razem związane z przymusowym odbieraniem przez kierowców czasu wolnego. - Jesteśmy zwolennikami większej elastyczności. Chyba lepiej, aby kierowca miał możliwość odbierania odpoczynków weekendowych np. w formie długiego wypoczynku z rodziną w kraju, a nie był zmuszony to robić poprzez postój na parkingu - podkreśla.
Na razie rząd przyjął wczoraj projekt nowelizacji ustawy o transporcie drogowym. Ma ona chronić polskich drogowców przed konkurencją spoza UE. Jego planowane wejście w życie to 1 czerwca tego roku.