Zadośćuczynienie ma nie tylko zrekompensować krzywdę dręczonego, ale też wychowywać i odstraszać - informuje środowa "Rzeczpospolita".
Sąd Najwyższy rozpatrywał sprawę byłego pracownika Poczty Polskiej dręczonego przez szefową. Za to, że firma nie reagowała na jego skargi, zapłaci mu 20 tys - pisze w środę "Rzeczpospolita". SN uznał, że prawo pracy kieruje się innymi celami niż kodeks cywilny - ma gwarantować zachowanie zdrowia przez pracownika. Dlatego zadośćuczynienie ma nie tylko zrekompensować krzywdę. Sama kwota może być zaś ustalana w relacji do wynagrodzenia mobbowanego. Jak podkreśla gazeta, to wyrok ważny i dla pracodawców, i pracowników.
Jak informuje "Rz", pracownikowi, który przez pięć lat był mobbowany przez swoją bezpośrednią przełożoną, sąd apelacyjny przyznał wcześniej 10 tys. zadośćuczynienia, ale zdaniem mężczyzny za lata upokorzeń należało mu się 20 tys. zł.
"Sąd, zasądzając zadośćuczynienie, nie wziął pod uwagę jego funkcji represyjno-wychowawczej i prewencyjnej. Skoro pracodawcy nie zależy na tym, żeby atmosfera w pracy była dobra, zadośćuczynienie powinno go do tego zmotywować" - podkreśla cytowana przez "Rz" adwokat Justyna Tomczyk.