Podpisanie umowy na dostawę rakiet wydaje się już tylko formalnością. Problem w tym, że kupimy najprawdopodobniej tylko cześć z tego, co planowało MON i wydamy 20 mld zł. Pierwotnie za cztery razy większą liczbę zestawów chcieliśmy zapłacić 30 mld zł.
Z ustaleń branżowego magazynu "Raport WTO" wynika, że umowa o zakupie pierwszych dwóch baterii systemu Patriot dla Polski zostanie podpisana 28 marca. Według nieoficjalnych informacji wcześniej może dojść do podpisania umowy offsetowej w tej sprawie.
Pytaliśmy w MON o te terminy, jednak do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Jedynie nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że w tym tygodniu nic w tej sprawie się nie wydarzy. Oficjalny komunikat dotyczący "Wisły" zostanie nam przekazany w przyszłym tygodniu.
Z punktu widzenia naszych zdolności obronnych oczywiście dobrze, że wreszcie proces przetargowy się zakończy. Jednak ważniejsze od tego, czy rzeczywiście umowa zostanie podpisana pod koniec marca, jest pytanie: co tak naprawdę kupujemy, co chcieliśmy kupić i co nam to daje?
Jak już pisaliśmy w money.pl, program "Wisła" ma być odpowiedzią na brak w naszej armii nowoczesnego systemu obrony powietrznej średniego zasięgu. Pozwoli on niszczyć samoloty, śmigłowce, ale też i rakiety wroga. Będzie to możliwe w dużej, bezpiecznej odległości dla naszych wojsk i obiektów cywilnych. Przestrzale rakiety, jakimi dysponuje teraz Wojsko Polskie, nie zapewniają takiej ochrony.
Pierwsze baterie będą okrojone
Bez wsparcia wojsk NATO jesteśmy więc praktycznie bezbronni przed atakami z powietrza. Oczywiście kolejne rządy zdawały sobie z tego sprawę, ale niewiele zrobiły, by przyśpieszyć cały proces wyboru takiego systemu. Teraz wreszcie jesteśmy na mecie, ale nie oznacza to, że naprawdę udało nam się osiągnąć to, czego można się było spodziewać po całym programie.
Po pierwsze, dzieje się tak dlatego, że umowa, która ma być teraz podpisana, dotyczy tylko dostawy tzw. pierwszej fazy projektu. W jej ramach dostaniemy dwie baterie systemu Patriot (16 wyrzutni, cztery radary i cztery stanowiska dowodzenia) produkowane przez amerykańską firmę Raytheon.
Co więcej, do Polski przyjadą one z obecnie produkowanymi radarami kierunkowymi. Z nieoficjalnych informacji wynika, że będą już jednak zintegrowane z najnowocześniejszym systemem zarządzania walką IBCS innego amerykańskiego producenta - firmy Northrop Grumman.
Rzecz jednak w tym, że dopiero w drugiej fazie programu, czyli od trzeciej baterii rakietowej, systemy mają posiadać dookólny radar (identyfikujący cele w pełnym polu 360 stopni). Wtedy też dopiero mają być one wyposażone w supernowoczesne pociski SkyCeptor.
Dlaczego to takie ważne? Bez radaru dookólnego trzeba większej liczby baterii, które mogą chronić dany obszar. Radary tych dwóch pierwszych widzą tylko w zakresie 180 stopni i mogą zwalczać cele lecące tylko z tego obszaru.
Iskander może być nieuchwytny
- Patriot oczywiście jest dla naszej armii skokiem generacyjnym, ale w tej liczbie i konfiguracji nawet nie wystarczy do obrony Warszawy. Przy pociskach takich jak rosyjskie Iskandery, które mogą przylecieć z dowolnego kierunku, to naprawdę mało - mówi money.pl. Mariusz Cielma, redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa".
Zatem z tym zakupem nadal będziemy uzależnieni od wsparcia sojuszników. 8 baterii niewiele by zmieniło, ale pozwoliłoby na ochronę większego terytorium.
- Dwie baterie w odniesieniu do klasycznych celów lotniczych, jak samoloty czy śmigłowce, będą stanowiły istotny wzrost potencjału obronnego polski. Natomiast w odniesieniu do zwalczania pocisków balistycznych zapewnią zdolność do obrony jednego lub maksymalnie dwóch celów punktowych. Taki np. jak amerykańska baza w Radzikowie lub Warszawa, ale tylko z jednego kierunku np. północnego wschodu - mówi money.pl Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny specjalistycznego magazynu "Raport".
Ponadto przechwytujący SkyCeptor, którego zakup przewidywany jest w drugiej fazie programu, jest koniecznym uzupełnieniem uzbrojenia systemów Patriot. Mówiąc kolokwialnie, strzelanie nimi nie jest tak kosztowne. Tymczasem w pierwszej fazie MON najprawdopodobniej kupi około 200 rakiet PAC-3 MSE (każda za około 5-6 mln dol.).
Wprawdzie są one w stanie bardzo skutecznie likwidować rakiety balistyczne wroga, czego teraz nasze wojsko nie potrafi, ale to SkyCeptory kosztują znacznie mniej, bo około miliona dol. Co więcej, SkyCeptor również jest w stanie niszczyć cele balistyczne, choć ma mniejszy zasięg. Bez niego użycie systemu Patriot do zniszczenia np. śmigłowca, będzie przypominało strzelanie z armaty do komara.
Kolejnych zakupów może nie być
Te wątpliwości są jeszcze bardziej istotne w związku z pojawiającymi się coraz częściej opiniami ekspertów, że drugiej fazy programu może w ogóle nie być.
- Istnieje ryzyko, że na zakupie tych dwóch baterii się zakończy. Może tak się stać ze względu na ewentualne ograniczenia budżetowe. Natomiast bardzo prawdopodobne może być wydłużenie okresu oczekiwania na podpisanie umowy o zakupie pozostałych 6 baterii systemu - mówi Michał Likowski.
Jak przekonuje, trudno dziś powiedzieć, jak długo może to potrwać. Wcześniej zapowiadano, że podpisanie drugiej fazy kontraktu miało mieć miejsce w rok po pierwszej. Teraz wydaje się to mało prawdopodobne.
- Tym bardziej że według dostępnych informacji wiele szczegółów dotyczących zakupów kolejnych baterii nie zostało uzgodnionych, a musimy też pamiętać o kalendarzu wyborczym - dodaje Likowski.
Jego wątpliwości potwierdza redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa". W jego ocenie na obecnym etapie w ogóle nie rozmawiano o drugiej fazie, tak jakby były to dwie zupełnie oddzielne kwestie. - Amerykanie spodziewają się rozpoczęcia drugiej fazy, ale według moich informacji, nie ma w umowie żadnych zapisów mówiących o tym, że w ogóle do tego dojdzie. Są jedynie polskie deklaracje w tej sprawie - mówi money.pl Cielma.
Zapłacimy, ile będzie trzeba?
Może zatem w ogóle do tego nie dojść. Rządzący będą mogli jednak powiedzieć, że zgodnie z obietnicą Patrioty zostały zakupione, a o tym, że jest ich zaledwie 25 proc. z tego, co planowaliśmy, może Polacy zapomną. Niestety nie udało nam się rozwiać wątpliwości w tej sprawie. MON nie odpowiada na nasze pytania o drugą fazę programu.
- Co gorsza, według mojej wiedzy w umowie, która ma być podpisana, nie ma gwarancji ceny kolejnych zestawów w programie „Wisła”. To w obliczu dalszych rozmów stawia nas w trudnej sytuacji, bo w USA już wiedzą, że kupimy od nich i mogą dowolnie dyktować cenę - mówi Mariusz Cielma.
Ta pewność jest spowodowana faktem, że zarówno z ekonomicznego, jak i militarnego punktu widzenia, nie ma sensu kupowanie systemów obrony rakietowej i przeciwlotniczej średniego zasięgu u dwóch różnych dostawców. Zatem jeżeli program „Wisła” będzie kontynuowany, to zapewne w oparciu o Patrioty.
Wątpliwe jest zatem ewentualne prezentowanie przez MON podpisania kontraktu, jako sukcesu również pod względem ekonomicznym. Cena za dwie baterie, według informacji Likowskiego, ostatecznie może zatrzymać się na poziomie około 20 mld zł ( 5-6 mld dol.)
Wprawdzie wobec amerykańskich deklaracji z listopada dotyczących maksymalnej ceny na poziomie około 10,5 mld dol. (38 mld zł), to znaczący postęp. To jednak, jak przekonuje ekspert, nie jest równoznaczne z tym, że minister Błaszczak będzie mógł w przyszłym tygodniu ogłosić, że obciął cenę za Patrioty o połowę.
- Byłaby to z jego strony lekka przesada, bo żeby to osiągnąć, zrezygnowaliśmy z kilku elementów systemu lub z części rozwiązań w offsecie. To nie jest tak, że Amerykanie nam ustąpili. W ostatnich miesiącach nie rozmawialiśmy bowiem o jednym pakiecie, ale o wielu jego wariantach - wyjaśnia Cielma.
Podczas dwóch spotkań w grudniu i styczniu Amerykanie przygotowali dla nas oferty w różnych wariantach dotyczących pierwszej fazy "Wisły". Od najbardziej rozbudowanej do najtańszej i okrojonej również pod względem offsetu. Polacy mieli tylko wybrać jeden z tych wariantów.
Co z offsetem?
- Nieoficjalnie nie wybraliśmy najtańszego, ale ten nieco droższy z najnowocześniejszym systemem dowodzenia IBCS. Zresztą już na pierwszym spotykaniu negocjatorzy z USA uspokajali, że te 10 mld dol. to maksymalna kwota i tak naprawdę nie o tym będziemy rozmawiać - mówi Cielma.
W całej sprawie najwięcej wątpliwości dotyczy offsetu - czyli transferu technologii i korzyści dla polskiego przemysłu. Wiadomo jedynie, że możemy mieć swój udział przy "polonizacji" systemu IBCS, produkcji wyrzutni i podwozia dla baterii. Informacje te potwierdza również drugi z naszych rozmówców.
- O zakresie współpracy przemysłowej wiadomo bardzo niewiele. Można jedynie przypuszczać, że podwozia dostarczać będzie Jelcz. Można też liczyć na polskie systemy łączności. Dla kolejnych baterii powinny być również rodzime dodatkowe stacje radiolokacyjne. Natomiast pełen zakres offsetu zależy od ostatecznej wartości kontraktu. Im kwota będzie większa, tym bardziej szeroki będzie transfer technologii oraz zlecenia dla polskich przedsiębiorstw - mówi Michał Likowski.
O tańszym - niż się wydawało - zrealizowaniu programu Wisła nie można mówić z jeszcze jednego powodu. Przez rok MON zapewniało Polaków, że 30 mld zł powinno wystarczyć na zakup 8 baterii systemu Patriot. Teraz kupimy dwie za 20 mld zł.
- Kolejne baterie będą bardziej zaawansowane technicznie. Dlatego ich zakup może oznaczać nawet trzykrotność obecnej sumy - przewiduje Cielma. Z tej perspektywy całość programu kosztowałaby nawet 80 mld zł. Choćby dlatego kontynuowanie programu wydaje się wątpliwe.
A może będzie tak, jak przewiduje Michał Likowski. - Deklarowane pierwotnie 30 mld zł za 8 baterii jest wartością mało realną, chyba że założymy minimalny zakres współpracy przemysłowej. Osobiście szacuję, że bliższa polskim wstępnym wymaganiom byłaby kwota nie mniejsza niż 40 mld zł - mówi ekspert.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl