Polski żołnierz zawodowy może liczyć na zarobki w okolicach 5 tys. zł brutto. Za naszą zachodnią granicą pensje są bardzo podobne, tyle że ... w euro. - Zagraniczny zaciąg do Bundeswehry może być problemem dla naszej armii - mówi money.pl Michał Likowski, ekspert wojskowy.
Pomysł wzmocnienia szeregów Bundeswehry przez obcokrajowców nie jest nowy. Jednak nigdy wcześniej na niemieckim rynku pracy nie było tak źle. U naszych zachodnich sąsiadów brakuje obecnie 1,2 mln pracowników.
Taka liczba wakatów powoduje, że bardzo atrakcyjny pracodawca, jakim jest niemiecka armia, zaczął tracić na rzecz sektora prywatnego, w którym płace rosną szybciej. Kto będzie mógł szukać tam dla siebie miejsca? Czy będzie to nowy, atrakcyjny kierunek dla wszystkich miłośników zagranicznej wojskowej przygody, którzy do tej pory trafiali do Legii Cudzoziemskiej?
- Niemcy nie będą zainteresowani przyjmowaniem do armii zapaleńców, harcerzy czy członków paramilitarnych grup. Im najbardziej brakuje specjalistów, których wysysa rynek cywilny. Zresztą nie jest to tylko problem naszych zachodnich sąsiadów. Zmaga się z nim każda armia zawodowa na świecie - mówi Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika „Raport WTO”.
Powszechna służba wojskowa u naszych zachodnich sąsiadów została zniesiona w 2011 r. Potem pojawiły się próby zasilania szeregów Bundeswehry mieszkającymi na stałe w Niemczech obywatelami innych krajów. Teraz przy ciągłych brakach kadrowych koncepcja ta wraca w nowej odsłonie.
Niemcy szykują się do tego do lat
Według RT Deutsch coraz bardziej realnych kształtów nabiera pomysł otwarcia służby dla obywateli UE, którzy nie mieszkają w Niemczech, ale skuszeni ofertą chcieliby zgłosić się do służby. Jak na razie nie ma jeszcze ostatecznej decyzji, ale kierunek jest jasny.
Widać wyraźnie, że Niemcy się do tego szykują, bo możliwość przyjmowania do służby obywateli innych państw Wspólnoty wpisano już do tak zwanej białej księgi Bundeswehry, która jest elementem spójnej polityki bezpieczeństwa tego państwa z 2016 r.
Obecnie w związku z tym opracowywana jest już nowa strategia uzupełnienia braków w żołnierskich szeregach. Duży wpływ na skuteczne kuszenie obywateli państw szczególnie z Europy Środkowej i Wschodniej będą tu miały oczywiście pieniądze.
Co więcej, według badań zamawianych przez departament spraw socjalnych MON, wprawdzie 75 proc. pracowników utożsamia się z Wojskiem Polskim, jednak 82 proc. nie satysfakcjonuje poziom wynagrodzeń, co czwarty dostrzega lepsze perspektywy na cywilnym rynku pracy, a 80 proc. tych, którzy rozważają odejście, jako powód wskazuje niskie wynagrodzenia.
Nawet 5,5 tys. euro miesięcznie
A tymczasem w niemieckiej armii zarabia się bardzo dobrze. Oczywiście na samym początku służby nie są to kokosy (1200 - 1600 euro), ale potem jest już tylko lepiej. Według serwisu gehalt.de zestawiającego płace w tym kraju, w Bundeswehrze przeciętne zarobki są na poziomie 2,2- 4,6 tys. euro. Przy czym 25 proc. służących w tej armii, zarabia dużo więcej ponad wspomniane 4,6 tys. euro.
- Jeżeli polski oficer zarabia mniej więcej tyle, co niemiecki szeregowy, to nawet biorąc pod uwagę siłę nabywczą, taki zaciąg do Bundeswehry, może być problemem dla naszej armii - mówi Likowski.
Rzecz jednak w tym, że jak już powiedział nasz rozmówca, Niemcy nie szukają szeregowców, tylko specjalistów, a ci zarabiają naprawdę świetnie. Według gehalt.de, operator systemu teleinformatycznego może dostać w Bundeswehrze nawet 5,5 tys. euro miesięcznie.
Kluczowe dla zrozumienia problemu jest właściwe postrzeganie tego, czym jest armia XXI wieku. Romantyczne czasy, kiedy walczący w polu gotowali sobie potem strawę przy ognisku, poszły w zapomnienie.
- Współczesne wojsko jest skomplikowaną instytucją, w której na jednego walczącego przypada kilku żołnierzy, którzy go obsługują. Odpowiadają za zaopatrzenie, planują, dostarczają informacji, zabezpieczają pole walki. Po prostu są niezbędni, żeby on mógł walczyć. To są specjaliści, którzy bez problemu znajdą prace w sektorze prywatnym - wyjaśnia Michał Likowski.
Z polskiej armii też odchodzą eksperci
Według naszego rozmówcy w naszej armii nie było tego problemu, do momentu, kiedy kryzys roku 2008 zaczął ustępować. Kiedy rynek ruszył z kopyta, sytuacja ekspertów na rynku pracy znacznie się polepszyła. Dlatego teraz jest zdecydowanie mniej chętnych do służby zawodowej.
Zatem to zasysania z wojska przez sektor cywilny też i u nas jest widoczne. Jednak jeśli chodzi o skalę zjawiska, jest ono trochę przesunięte w czasie.
- W lotniczej bazie w Łasku (ta z myśliwcami F16) przed laty było 7 oficerów przeszkolonych w USA z obsługi silników. Kiedy byłem tam ostatnio, dowiedziałem się, że ostał się tylko jeden fachowiec. Reszta z tych 7 poszła do sektora prywatnego, skuszona wyższymi zarobkami - mówi Mariusz Cielma, ekspert ds. bezpieczeństwa i redaktor naczelny magazynu „Nowa Technika Wojskowa”.
Jak podkreśla nasz rozmówca, nie chodzi tu o ambicje jednego człowieka, który zmienia prace, bo może dostać kilka razy większe pieniądze.
- W tzw. zielonych garnizonach, małych miasteczkach żony wojskowych często nie mogą znaleźć pracy. Dlatego taka przeprowadzka całą rodziną, oznacza lepsze perspektywy dla wszystkich jej członków. W dużym mieście, czy w Niemczech łatwiej będzie o prace również dla żony. Chodzi tu zatem o większe bezpieczeństwo i stabilizacje. Nie można winić tych ludzi o to, że mogą to rozważać - mówi Cielma.
Najwięcej na służbie u naszych zachodnich sąsiadów zyskać mogą ci, którzy są najbardziej pożądani. Logistycy, spece od łączności, systemów informatycznych, piloci, mechanicy. Często mogą oni liczyć na dokładnie tę samą kwotę, którą zarabiali w kraju, tyle że w Niemczech pensja będzie w euro.
To nie będzie łatwa decyzja
- Zatem łatwo można wyobrazić sytuację, w której skuszą zarobkami łącznościowców z Bułgarii, mechaników lotniczych z Polski, czy też naszych podwodniaków, którzy już za chwile nie będą mieli na czym pływać - mówi Michał Likowski.
Zgodnie z naszym prawem każdy Polak, który ma uregulowany stosunek do służby wojskowej, może służyć pod obcą flagą. Warunkiem jest zgoda ministra spraw wewnętrznych i administracji. W przypadku żołnierzy zawodowych w czynnej służbie lub byłych żołnierzy zawodowych decyzję podejmuje minister obrony narodowej.
Do tej pory prośby te były nieliczne i głównie dotyczyły francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Resort w przeważającej większości taką zgodę wyrażał. Trudno powiedzieć jak to będzie wyglądało w przypadku większej liczby takich wniosków. Pytaliśmy o to w MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
- Nie będzie bezpośrednich transferów, czyli przechodzenia z armii do armii, to nie piłka nożna. Możemy mieć jednak do czynienia ze zjawiskiem zwalniania się z polskiej armii, żeby po pewnym czasie wstąpić do niemieckiej - mówi Michał Likowski.
Podobnie ocenia to drugi z naszych rozmówców. Zdaniem naczelnego „Nowej techniki Wojskowej”, trzeba pamiętać jeszcze o honorze polskiego żołnierza i mentalnych barierach.
- To nie będzie łatwa decyzja. Przejście do sektora prywatnego z armii to łatwiejsza sprawa. Zmiana munduru to jednak zupełnie coś innego. Jednak już za kilka lat, może za dekadę, te decyzje będą częstsze. Wszystko dlatego, że zaczynamy postrzegać się jako Europejczycy i narodowość ma mniejsze znaczenie. Przecież nikogo już nie dziwi liczba polskich lekarzy pracujących w Niemczech, a to też zawód szczególny niczym służba wojskowa - konkluduje Cielma.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl