Szef MON przekonuje, że przy obecnym stanie zagrożenia dla Polski należy rozważyć szybsze procedury zakupów dla armii. W praktyce może to oznaczać realizowanie ich z pominięciem korzyści dla naszego przemysłu, czyli bez umów offsetowych. - Takim działaniem możemy pozbawić naszą zbrojeniówkę jakichkolwiek szans na konkurowanie na międzynarodowych rynkach - ostrzega Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.
"To tak zwany offset sprawia, że procedury negocjacyjne, a następnie realizacyjne przeciągają się czasami na dziesiątki lat, a sprzęt staje się niebotycznie drogi. Dzieje się tak dlatego, że offset, czyli udostępnianie technologii, firmy zagraniczne wliczają w cenę produktu, podwyższając ją" - powiedział w środowym wywiadzie dla "Gazety Polskiej" szef MON Antoni Macierewicz.
Minister pytany w wywiadzie, na ile realną jest szansa, by nowe śmigłowce uderzeniowe szybko pojawiły się w polskich hangarach, odpowiedział, że "w znacznym stopniu zależy to od decyzji politycznej". Dopytywany, czy chodzi tu o rezygnację z offsetu, odpowiedział, że przy takim scenariuszu zakup jest możliwy "względnie szybko".
Offset to wyjątkowa szansa
W ocenie Michała Likowskiego, eksperta ds. uzbrojenia i szefa specjalistycznego magazynu "Raport", rezygnacja z offsetu znacząco nie przyspieszy tego przetargu. - Obecny etap postępowania w Inspektoracie Uzbrojenia MON nie świadczy o tym, żeby można było szybko doprowadzić do końca to postępowanie. Tym bardziej, że to wyjątkowo skomplikowany zakup, wymagający długotrwałych przygotowań i negocjacji.
O możliwość szybszego kupowania sprzętu z pominięciem korzyści dla polskiego przemysłu zapytaliśmy również najbardziej zainteresowanych, czyli Polską Grupę Zbrojeniową. W największych planowanych zakupach (system Patriot, okręty podwodne, śmigłowce) to właśnie PGZ mogłaby najwięcej skorzystać na transferze technologii. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nasza prośba o komentarz do słów ministra pozostała bez odpowiedzi.
Jednak wątpliwości co do tego, że rezygnacja z offsetu to straty dla przemysłu, nie ma główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
- Offset dla zbrojeniówki jest niezwykłą szansą na modernizację jej samej, ale też na odświeżenie oferty. Dzięki transferowi technologii nasz przemysł może wytwarzać bardzo nowoczesny sprzęt. Bez offsetu byśmy tego nie zrobili - mówi Starczewska-Krzysztoszek.
Jak zauważa ekonomistka, tylko i wyłącznie stan bezpośredniego zagrożenia mógłby umożliwiać obejście procedury zamówień publicznych. - Nie jestem od tego ekspertką, ale rozumiem, że gdyby ono rzeczywiście było tak jednoznaczne, to byśmy jednak o tym wiedzieli. Tymczasem publiczne pieniądze są naszą wspólną własnością i trzeba je wydatkować w określony sposób - dodaje Krzysztoszek.
Licencja na śmigłowce?
Antoni Macierewicz w wywiadzie sugeruje również, że ze względu na to, że "zewnętrzne zagrożenie militarne dla Polski narasta", można brać pod uwagę inne formy pozyskiwania nowoczesnego sprzętu wojskowego. "Trzeba więc rozważyć, czy bezpieczeństwo kraju w coraz trudniejszej sytuacji nie będzie wymagało sięgnięcia - oczywiście tylko w skrajnych wypadkach - po np. kupno licencji i wspólną z zagranicznymi firmami budowę zakładów produkujących dany typ uzbrojenia w Polsce" - przekonuje szef MON.
Michał Likowski jednak i w takim rozwiązaniu nie widzi żadnej szansy na przyspieszenie. Jak ocenia ekspert magazynu "Raport", kupowanie licencji i budowanie zakładów produkcyjnych to działania tego samego typu, co transfer technologii i offset. Różnicą jest jedynie stopień zaangażowania inwestycyjnego.
- Kupowanie licencji i budowanie zakładów jest jeszcze bardziej długotrwałe i najbardziej kosztowne. Jedynie bezpośrednie zagrożenie wojną lub mała ilość kupowanego sprzętu uzasadnia kupowanie uzbrojenia bezpośrednio od producenta, bez uwzględnienia zleceń dla polskiego przemysłu - wyjaśnia Likowski.
W omawianym wywiadzie Macierewicz jeszcze raz zapewniał też, że zakup systemu obrony rakietowej Patriot jest już na ostatniej prostej. Minister podtrzymał deklarację, że jeszcze w tym roku uda się podpisać umowę w tym rekordowym przetargu, wartym nawet 30 mld zł. Pierwsze baterie systemu mają chronić polskie niebo już w 2020 r.
Wszystko to mimo wielu wątpliwości pojawiających się podczas negocjacji ze stroną amerykańską, o których pisaliśmy już w money.pl. Również i w te zapewnienia szefa resortu nie wierzy Michał Likowski.
Nowoczesne Patrioty i zabytkowe okręty
- Amerykanie zobowiązali się do przedstawienia do końca roku odpowiedzi na pytanie dotyczące potencjalnego zakupu dwóch pierwszych baterii. Odpowiedź w tym terminie oznacza, że nie będzie możliwe natychmiastowe podpisanie umowy. Będzie można to zrobić dopiero w 2018 r - wyjaśnia Likowski.
W jego ocenie równocześnie oznacza to, że dostawa pierwszych baterii w odmianie z systemem dowodzenia IBCS (którego wymaga Polska) nie będzie możliwa wcześniej niż w 2021. - Tak przynajmniej wynika z informacji amerykańskich na temat etapu rozwoju tego systemu - dodaje ekspert.
Na łamach "Gazety Polskiej" szef MON nie tylko zwraca uwagę na rosnące zagrożenie. Jednocześnie bowiem uspokaja i zapewnia, że że siłę ognia naszej armii wzmocni zakup okrętów podwodnych. Tutaj nie padła jednak żadna deklaracja dotycząca czasu realizacji tego przetargu.
Warto jednak przypomnieć, że resort obrony zdecydował ostatnio o remoncie ponad 50-letnich okrętów podwodnych, które miały iść do muzeum. Można zatem wnioskować, że nie stanie się to szybko.
Słabe tempo modernizacji armii nie jest jednak tylko "specjalnością" obecnie rządzących. W przygotowanym przez rząd PO "Programie rozwoju Sił Zbrojnych RP w latach 2009-2018" zapisano, że pierwszy nowy okręt podwodny trafi do Marynarki Wojennej w 2017 r.
Potem w planach modernizacji nastąpiła zmiana i pierwsze dwie nowe jednostki miały zacząć pływać pod polską banderą w 2022 r. Teraz pozostaje deklaracja Macierewicza, że do końca roku poznamy producenta, z którym w 2018 r. będziemy negocjować.