Żołnierze długo jeszcze będą czekać na śmigłowce, okręty i tysiąc dronów. Do dzisiaj trudno jest powiedzieć, jak długo obecny szef resortu będzie im to jeszcze obiecywał.
Premier Beata Szydło zapowiedziała we wtorek zmiany w składzie swojego gabinetu. Ta deklaracja od razu uruchomiła giełdę nazwisk polityków do wymiany. Najczęściej wśród ministrów, którzy mogą trafić na ławkę rezerwowych są: Andrzej Adamczyk z Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, Anna Streżyńska z Ministerstwa Cyfryzacji i Witold Waszczykowski, szef MSZ.
Natomiast silna pozycja ministra Macierewicza wydaje się niezachwiana. Nie zmieniają tego kolejne nierealizowane obietnice: dotyczące okrętów, rakiet, śmigłowców, czy dronów. Szef MON naobiecywał bowiem dużo, ale zrealizował niewiele.
- Widać wyraźnie, jak przesadzone były zapowiedzi sprzed dwóch lat. Szczególnie, kiedy spojrzy się na to przez pryzmat priorytetów i największych potrzeb naszego wojska. W dalszym ciągu czekamy na rozstrzygnięcia w sprawie kluczowych dla obrony przeciwlotniczej programów. Najlepszym przykładem jest program "Wisła" - mówi Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa".
Patrioty na zakręcie
Jak dodaje ekspert, Macierewicz ciągle deklaruje, że umowa dotycząca tego programu może być podpisana jeszcze w tym roku. Ostatnio na wrześniowych targach w Kielcach. - Problem jednak w tym, że to po prostu nie jest możliwe - dodaje Cielma.
Zakup uzbrojenia za grube miliardy nigdy nie jest łatwą sprawą. Trudno tu nagle włączyć piąty bieg. W przypadku Patriotów jest szczególnie trudno, bo "Wisła" - program zakup systemu obrony powietrznej i antyrakietowej - to potężny wydatek szacowany nawet na 30 mld zł.
Dosadnie dał to do zrozumienia John Baird, wiceprezes ds. zintegrowanych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej na Polskę w spółce Raytheon, która jest producentem Patriotów.
- Moje siwe włosy są dowodem na to, że to bardzo trudny program. Dlatego to musi trochę potrwać, ale wierzymy, że ciągłe edukowanie klienta co do możliwości realizacji jego zamówienia jest najlepszym rozwiązaniem - mówił nam Baird podczas wywiadu w siedzibie spółki w Bostonie.
Antoni Macierewicz wierzy jednak, że rzecz można przyspieszyć, choć żądamy systemów w konfiguracji, która jeszcze nie jest produkowana. Dlatego, w ocenie ekspertów, możliwe jest co najwyżej, że MON w 2018 r. podpisze umowę na dwie pierwsze baterie Patriot w istniejących konfiguracjach. Z kolejnymi trzeba będzie poczekać.
Gdzie te śmigłowce?
Zapowiedzi ministra w porównaniu z rzeczywistymi dokonaniami nie wypadają najlepiej - uważa też Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny specjalistycznego magazynu "Raport".
- Niewiele udało się zrealizować, poza sfinalizowaniem projektów zapoczątkowanych przez poprzedników. W tej grupie jest program modernizacji czołgów Leopard, program Regina (armato-haubice Krab) i program automatycznych moździerzy Rak na podwoziu Rosomaka - wylicza.
Likowski zwraca uwagę na brak istotnych postępów w bardziej skomplikowanych postępowaniach. Obok zakupu Patriotów, jest to między innymi przetarg na śmigłowce dla armii.
Rok temu dotychczasowe rozmowy z Airbusem na temat zakupu Caracali zostały zerwane. Od tego czasu Macierewicz składał różne obietnice o szybkim zakupie nowych maszyn, ale żadna z nich nie została zrealizowana.
Krótki sen o własnej produkcji
Podczas tego festiwalu obietnic pojawiały się dość niezwykłe deklaracje. Kilkanaście dni po zerwaniu rozmów ws. Caracali szef MON zapowiedział nawet, że nowoczesne maszyny możemy budować we współpracy z Ukraińcami. Eksperci, z którymi wtedy rozmawialiśmy, jednoznacznie nie dawali temu projektowi żadnych szans. Ostatecznie skończyło się na słowach.
Dziś można zakładać, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, pierwsze nowe śmigłowce wojskowi dostaną w 2020 r.
Marynarze pływają na zabytkach
Jeszcze dłużej na nowy sprzęt poczekają marynarze. - W miejscu utknęły programy: Orka, dotyczący zakupu okrętów podwodnych, a także Miecznik i Czapla, dotyczące okrętów nawodnych - mówi Michał Likowski.
Jak pisaliśmy w money.pl,ponad 50-letnie okręty podwodne naszej marynarki miały już dawno iść na żyletki albo do muzeum. Tak się jednak nie stało i ten stan rzeczy szybko się nie zmieni. MON zdecydował o ich remoncie, bo nie może doprowadzić do końca zakupu nowoczesnych jednostek.
Trzeba tu jednak zaznaczyć, że poprzednicy PiS też ciągle przekładali program "Orka”, wyceniany na co najmniej 10 mld zł.
W "Programie rozwoju Sił Zbrojnych RP w latach 2009-2018" MON zapisał, że pierwsza nowa jednostka zostanie przekazana Marynarce Wojennej w 2017 r. Potem w planach modernizacji nastąpiła zmiana i pierwsze dwie nowe jednostki miały zacząć pływać pod polską banderą w 2022 r. Teraz nie ma już żadnej oficjalnej daty.
Nie lepiej jest z okrętami nawodnymi. Jak pisaliśmy w money.pl, by jakoś załatać braki, MON interesował się nawet zakupem dwóch wycofywanych ze służby australijskich jednostek. Mimo że obie są już dość przestarzałe, i tak w znaczący sposób poprawiłyby średnią wieku naszych okrętów.
Eksperci ostrzegają jednak, że decydując się na ten ruch (który może nas kosztować nawet 4 mld zł) resort może przekreślić możliwość zaopatrzenia marynarki w zupełnie nowy sprzęt. Tu jednak też na razie nie doszło do rozstrzygnięcia. Nie ma decyzji o zakupie nowych okrętów ani tych z drugiej ręki.
Polska ma mieć cyberżołnierzy
MON chce też, by Polska dołączyła do światowej elity państw z cyberżołnierzami. Zgodnie z deklaracją z października tego roku, za 2 mld zł powstać mają jednostki, które będą też walczyły z fake newsami.
Niemal to samo Macierewicz mówił jednak już w maju. Zatem mamy kolejną deklarację wracającą jak bumerang, ale postępów w formowaniu takich jednostek nie widać. Podobnie rzecz wygląda z zakupem supernowoczesnych dronów dla polskiej armii.
Pod koniec zeszłego roku resort obrony deklarował, że żołnierze już w 2017 r. otrzymają tysiąc dronów bojowych. Taką obietnicę złożył w imieniu ministra Macierewicza jego ówczesny bliski współpracownik Bartłomiej Misiewicz.
- Bezzałogowce i tzw. drony-samobójcy, które mogą niszczyć pojazdy przeciwnika, to systemy wyczekiwane przez naszych wojskowych. Oczywiście czyni się pewne kroki, żeby ta produkcja ruszyła, ale dalej nie ma informacji o zakontraktowaniu takiego zamówienia. Gdyby tak się stało, MON na pewno by się tym pochwaliło - mówi Mariusz Cielma.
Coś się jednak udało
Obok deklaracji, które nie doczekały się szczęśliwego finału, jest jednak kilka pozytywów związanych z działaniami MON za rządów Antoniego Macierewicza. Oprócz wymienionego już wcześniej doprowadzenia do końca programów modernizacji czołgów Leopard, zakupu Krabów i Raków, są jeszcze samoloty dla VIP i karabinki Grot.
- Na zdecydowany plus należy zaliczyć fakt, że MON udało się zrealizować niepopularny społecznie program zakupu samolotów dla VIP. Podobnie jest z zakupem partii próbnej karabinków MSBS Grot - nowej broni strzeleckiej dla naszego wojska - mówi Michał Likowski.
Drugi z naszych rozmówców również zwraca uwagę na program zakupu floty samolotów. - Nie można MON odmówić konsekwencji i nawet pewnej zadziorności. Dobrym przykładem jest zakup samolotów dla VIP. Do ostatniego dnia trwała walka o jego domknięcie i udało się - wspomina Cielma.
Przypomnijmy - w marcu br. resort obrony zawarł kontrakt z firmą Boeing na trzy samoloty Boeing 737. Wartość tego zamówienia to 2 mld zł. Sposób, w jaki resort Antoniego Macierewicza dokonał tego zakupu, wzbudził duże kontrowersje. Samoloty postanowiono kupić z wolnej ręki, z pominięciem procedur wymaganych przez prawo zamówień publicznych.
Co więcej, jak poinformował ostatnio wiceminister Bartosz Kownacki, trzy Boeingi, które będą obsługiwały naszych VIP-ów, będą fabrycznie nowe, a Polska nie poniesie z tego powodu żadnych dodatkowych kosztów.
Nie będzie na co wydać miliardów?
Dlaczego jednak finał przetargu na samoloty dla VIP był tak dramatyczny? Resort po prostu musiał wydać pieniądze, które były na to przeznaczone. Było to konieczne, bo pochodziły jeszcze z budżetu na 2016 r. To pokazuje też, z jakim problemem będzie się teraz zmagał Macierewicz.
- Pieniądze nadal są wydawane, ale głównie dzięki wieloletnim zamówieniom w polskich zakładach. Jednak jeżeli w tym roku nie zapadną decyzje w tych największych przetargach na program Wisła czy Orka, to będzie problem. MON nie będzie mógł wpłacić zaliczek na realizację tych kontraktów. To oznacza, że trudno będzie wyczerpać potężne zasoby finansowe, które ma MON po zwiększeniu finansowania - mówi Mariusz Cielma.
Jak przekonuje ekspert, nasza zbrojeniówka nie jest w stanie już produkować więcej i trzeba wreszcie rozstrzygnąć najdroższe przetargi. Wszystko po to, by olbrzymie pieniądze przeznaczane na modernizację mogły być w ogóle wydane.
W grze są naprawdę duże kwoty, bo w czwartek sejmowa komisja obrony pozytywnie zaopiniowała plan wydatków obronnych na 2018 r. na poziomie 41 mld zł.