Mimo obietnic szefa MON o nowych śmigłowcach wojskowi będą jeszcze długo marzyć. W rok po zerwaniu rozmów z Airbusem produkującym Caracale, żadna z obietnic o szybkim ich zakupie nie została zrealizowana. Najwcześniej mogą one dotrzeć do Polski dopiero za trzy lata i mogą być to... Caracale.
- Pierwsze śmigłowce siły specjalne mogą otrzymać dopiero w 2020 r. Jedyną szybszą ścieżką byłby zakup maszyn Black Hawk prosto z linii produkcyjnej w Stanach Zjednoczonych. Jednak to wydaje się mało prawdopodobne - mówi Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny specjalistycznego magazynu "Raport".
Dlaczego tak długo to potrwa? Przecież wszystko w nowym przetargu miało potoczyć się błyskawicznie. Jak przekonuje ekspert w przypadku podobnych transakcji pierwsze dostawy od momentu podpisania umowy zajmują z reguły dwa lata.
- Na oferty od producentów MON czeka do końca roku. Pierwsza umowa dla wojsk specjalnych może być podpisana najwcześniej w połowie przyszłego roku. Zatem 2020 to w miarę optymistyczny i szybki termin - dodaje Likowski.
Nie dla Caracali
Przed nami zatem kolejne lata oczekiwania, a przecież byliśmy w sprawie śmigłowców dla wojska na ostatniej prostej. Jednak 4 października 2016 Ministerstwo Rozwoju poinformowało, że zrywa negocjacje offsetowe z Airbus Helicopters. MR w swoim komunikacie całą winą za zerwanie rozmów obarczyło Francuzów, którzy "nie przedstawili oferty offsetowej zabezpieczającej w należyty sposób interes ekonomiczny i bezpieczeństwo państwa polskiego".
Jak już pisaliśmy w money.pl na mocy wstępnego porozumienia Polska miała kupić 50 śmigłowców płacąc za to 13,5 mld zł. Według założeń mniej więcej tyle samo warta powinna być umowa offsetowa. Problem w tym, że francuski Airbus Helicopters został wybrany jeszcze przez poprzedni rząd. Już wtedy tę decyzję oprotestowały biorące udział w przetargu zakłady w Mielcu i Świdniku.
Nie minął tydzień i minister Macierewicz zadeklarował, że jeszcze do końca 2016 r. żołnierze otrzymają pierwsze śmigłowce z Mielca właśnie. W 2016 r. miały to być dwie maszyny, a w 2017 r. kolejne 8.
Kilkanaście dni po zerwaniu rozmów ws. Caracali szef MON zapowiedział też, że nowoczesne maszyny możemy budować we współpracy z Ukraińcami. Eksperci, z którymi wtedy rozmawialiśmy jednoznacznie nie dali temu projektowi żadnych szans. Przekonywali, że konstruowanie śmigłowców wojskowych to domena najsilniejszych gospodarek świata.
Jednak w okładkowym wywiadzie dla tygodnika "wSieci" Macierewicz przekonywał, że budowa i produkcja śmigłowca ze znakiem "made in Poland" to całkiem realna perspektywa. Ostatecznie w 2016 r. żaden nowy śmigłowiec nie trafił do wojskowych.
A jednak kolejny przetarg
Zapominając o wcześniejszych deklaracjach MON w lutym tego roku rozpoczął negocjację z 3 wykonawcami, którzy już wcześniej złożyli oferty wstępne na dostawy 8 śmigłowców dla wojsk specjalnych i kolejnych 8 maszyn dla marynarki.
O czym pisaliśmy w money.pl resort skorzystał wtedy ze specjalnego trybu postępowania prowadzonego w całkowitej poufności. Takie procedury stosuje się dla zamówień o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa.
Nie jest jednak tajemnicą, że w grze o ten przetarg są francuski Airbus Helicopters (Caracale) Sikorsky Aircraft z PZL Mielec (amerykańskie Black Hawki) i PZL Świdnik (włosko-brytyjskie AW 101).
Co wyjątkowo ciekawe w wywiadzie z money.pl Prezes PZL Świdnik Krzysztof Krystowski zadeklarował, że tym razem negocjacje powinny zakończyć się sukcesem tego producenta.
Dlaczego? - Stwierdziliśmy, że zmienimy strategię. Wyciągnęliśmy wnioski z pierwszego przetargu. Oferujemy to, co chce kupić wojsko, a nie to, co my chcemy sprzedać - mówił wprost szef PZL Świdnik nawiązując do unieważnionego przetargu na śmigłowce wielozadaniowe.
Krystowski przyznał też, że Antoni Macierewicz, minister obrony, jest zainteresowany zakupem tych śmigłowców, ale pod warunkiem produkcji w Polsce. Warto jednak wspomnieć, że mimo tych deklaracji i specjalnego trybu, który teoretycznie ma szansę być nieco szybszy, nie ma jednak co liczyć na błyskawiczne rozstrzygnięcia w tej sprawie.
Wszystko dlatego, że jak wyjaśnia Michał Likowski, nie można podpisać umowy wyłącznie na postawie oferty. Wszystko musi zostać jeszcze doprecyzowane. Wymagają tego chociażby warunki dostaw czy obsługa posprzedażna. Jeżeli do tego jeszcze dojdzie umowa offsetowa, to ten proces jeszcze się wydłuży. Nawet jeżeli offset będzie dotyczył tylko przeniesienie serwisowania do Polski.
- Marynarka może poczekać jeszcze dłużej, bo to bardziej skomplikowane maszyny. To są tysiące stron dokumentów, a jak jeszcze będą próby porównawcze śmigłowców w locie, to trzeba będzie doliczyć kolejne miesiące - mówi naczelny „Raportu”.
A jednak Caracale?
W jego ocenie bez względu na to czy kupuje się 5 czy 50 śmigłowców, to wszystkie problemy administracyjne i prawne są takie same. Trzeba bardzo dokładnie ustalić przedmiot umowy, a sprzęt wojskowy opisany jest za pomocą tysięcy pozycji, z których każda wymaga dokładnego określenia i wycenienia.
Zatem zapewnienie o szybszych przetargach na mniejsza liczbę maszyn nie są nawet bliskie realiom.
Co jeszcze ciekawsze po fiasku rozmów z Airbusem, za które być może jeszcze długo przyjdzie nam płacić politycznie i finansowo, możemy wrócić do tego producenta. Czy to możliwe, że kolejne miesiące deklaracji, budowania miraży sukcesu śmigłowców polskiej produkcji, miałyby się zakończyć zakupem Caracali?
- Pomijając kwestie polityczne, które są tu bardzo ważne, to z technicznego punktu widzenia Caracale spełniają wymagania strony polskiej. Śmigłowce te wykorzystywane są przez Francję, państwo NATO i kilka innych krajów, w obu oczekiwanych przez MON wariantach - mówi Likowski.