Choć kolejne okręty trafiają na żyletki, MON nadal nie ma pomysłu na zakup nowych jednostek. Program ich pozyskania wart nawet 10 mld zł utknął całkowicie. Po naszej publikacji na ten temat, resort zabiera głos w sprawie i częściowo potwierdza nasze przypuszczenia.
Jak już pisaliśmy w money.pl ogłoszony niedawno przetarg na "wyokrętowanie baterii akumulatorów na ORP Sokół" - jest początkiem końca kolejnego polskiego okrętu podwodnego. Co więcej, to już drugi z pięciu, które są wycofywane ze służby.
Wcześniej, bo pod koniec roku, banderę opuszczono na ORP Kondor. Tym samym nasi marynarze mają teraz do dyspozycji 38 (za chwilę 37) okrętów bojowych ze średnią wieku ponad 30 lat. Najstarsze są podwodne Kobbeny. Norwegowie ich nie chcieli i oddali nam je za darmo, również dlatego, że złomowanie jest dość kosztowne.
Wszystkie cztery (jeden już wycofano, drugi jest wycofywany) mają ponad 50 lat. Tylko jeden okręt podwodny "Orzeł" - produkcji rosyjskiej - jest w miarę nowoczesny. Jednak i on jest od czterech lat remontowany.
Jednym słowem nie mamy żadnej siły na morzu, której ewentualny agresor mógłby się obawiać. Tymczasem, jak ciągle podkreślają eksperci wojskowi, przy potencjalnym przeciwniku, jak Rosja, to właśnie okręt podwodny jest bardzo cenny.
Okręty mieć musimy
Te nowoczesne, które planujemy kupić w ramach programu „Orka”, są trudne do zlokalizowania i nawet w małej liczbie stanowią, dzięki nowoczesnym pociskom, dużo większe zagrożenie niż wiele okrętów nawodnych, czy samolotów.
Wojskowi oczywiście świetnie zdają sobie z tego sprawę. Dlatego w Strategicznym Przeglądzie Obronnym, który wskazuje priorytety, również te modernizacyjne, dla naszego wojska, okręty podwodne są przewidziane jako niezbędne do zapewnienia Polsce obronności.
Rzecz jednak w tym, że ciągle nie wiadomo, kiedy zabytkowe zamienimy na nowoczesne. Z europejskiej trzeciej ligi w tym zakresie - mamy najstarsza marynarkę na kontynencie i w NATO - miał nas wyciągnąć program "Orka".
W jego ramach już od 2009 r. przewiduje się zakup trzech super nowoczesnych okrętów. Pierwsza nowa jednostka miała być przekazana Marynarce Wojennej już w 2017 r. Tak się jednak nie stało. Ponownie nadzieje w marynarskie serca wlał minister Macierewicz, który zapewniał, że w styczniu tego roku poznamy dostawcę.
Wśród potencjalnych producentów nowych polskich okrętów wymieniano szwedzkiego Saaba, niemiecką ThyssenKrupp i francuską stocznie DCNS. Rozmowy z tą trójką trwały kilka lat i wydawało się, że od końca negocjacji dzieli nas tylko rządowy podpis.
MON „nie odnosi się do spekulacji dziennikarskich”
Tak się jednak nie stało. Pytaliśmy MON (12 marca), na jakim etapie jest programu "Orka". Czy już wiadomo, w jakim trybie zostanie dokonany zakup nowych okrętów. Chcieliśmy również wyjaśnić, ile prawdy jest w doniesieniach medialnych, jakoby resort rozważał możliwość pozyskania od Rumuńskiej marynarki używanego okrętu podwodnego.
Jednostka ta jest dokładnie tej samej klasy co nasz „Orzeł” i przynajmniej na jakiś czas mogłaby zapewnić Marynarce jakiekolwiek zdolności operacyjne.
"Zgodnie z obowiązującymi przepisami, zamawiający może udzielić zamówienia, korzystając z szerokiego spektrum narzędzi, trybów pozyskania okrętów. Na obecnym etapie postępowania nie zdecydowano o ostatecznym wyborze trybu zakupu okrętów" - czytamy w komunikacie przesłanym nam przez resort obrony.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że przetarg utknął w martwym punkcie. A kiedy okręty mogą do Polski przypłynąć, skoro jeszcze nie wybrano trybu zakupu? Nie ma na to pytanie żadnej odpowiedzi. Można tylko szacować czas od momentu podpisania umowy z dostawcą. W ocenie ekspertów z branży może to zająć od 7 do 10 lat.
MON w korespondencji podkreśliło również, że "nie odnosi się do spekulacji dziennikarskich", ale poinformowało nas, że resort "nie ma w planach pozyskania od Rumunii używanych okrętów podwodnych".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl