Resort obrony ws. zakupu okrętów podwodnych wraca na start. Prace nad przetargiem wartym 10 mld zł trwają już od 2013 r. W zeszłym roku mieliśmy nawet poznać dostawcę. Teraz MON cofa się do wyboru trybu zakupu, co proces wydłuży o kolejne lata.
To co dzieje się wokół zakupu okrętów dla naszych marynarzy, można by przyrównać do niesfinalizowanego zakupu mieszkania. Wyobraźmy sobie kupującego, który sprzed drzwi notariusza cofa się do mapy, by wybrać miasto, w którym chce zamieszkać.
Podobnie zachowuje się resort obrony. Jak pisaliśmy w money.pl, pod koniec 2017 r. ówczesna rzecznik resortu płk Anna Pezioł-Wójtowicz zapewniała, że w styczniu zostanie podjęta decyzja dotycząca wyboru partnera strategicznego dla realizacji programu Orka. W maju słyszeliśmy zapewnienia, że taka decyzja zapadnie w wakacje.
<
Ostatnia deklaracja nowego wiceministra w MON Wojciecha Skurkiewicza całkowicie przekreśla te wcześniejsze. Skurkiewicz cytowany przez Defense24.plzapowiedział we wtorek na posiedzeniu sejmowej komisji obrony narodowej, że MON czeka w tej sprawie na decyzje o trybie pozyskiwania sprzętu i uzbrojenia.
Kupujemy, ale jak?
Deklaracja ta jest bardzo zaskakująca. Za rządów Macierewicza słyszeliśmy, że już za chwilę wybiorą producenta, a na ostatniej prostej nagle słyszymy, że trzeba jeszcze wybrać sposób ich pozyskania.
- Okazuje się, że nawet nie do końca przemyślano, jak chcemy kupić te okręty. Czy przetarg ma być konkurencyjny, a może wskażemy dostawcę? Cofamy się na start, będąc prawie na mecie. To co uzyskano w formie dialogu technicznego z producentami może i nie przepadnie, ale pojawia się pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść - mówi money.pl Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa".
Nasz rozmówca nie wyklucza, że może to oznaczać również kompleksową zmianę wymagań co do okrętów podwodnych, które chcemy kupić. - Może ktoś w MON dostrzegł, że jest to trudne do realizacji. Teraz już nawet nie jest takie pewne, czy nadal chcemy, by te okręty były budowane w Polsce - mówi Cielma.
O wyjaśnienia poprosiliśmy MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Jednak jak pisaliśmy w money.pl to bardzo drogi i trudny przetarg. Wartość tego kontraktu to minimum 10 mld zł. W ramach programu "Orka" Polska Marynarka Wojenna ma otrzymać trzy nowoczesne okręty podwodne (Macierewicz mówił też o 4), wyposażone w rakiety samosterujące.
Okręty nie czekają na półkach w sklepie
Wśród potencjalnych producentów nowych polskich okrętów jest szwedzki Saab, niemiecki ThyssenKrupp i francuska stocznia DCNS. Koszt jednego eksperci szacują na 1-1,5 mld zł, ale należy jeszcze pamiętać, że oprócz zakupu samych okrętów, chcemy jeszcze kupić pociski, zbudować bazę przemysłową i logistykę.
To wszystko bardzo drogie inwestycje. Co nie bez znaczenia, sam proces budowy jest długotrwały. Może dlatego we wtorkowych wypowiedziach wiceszef MON mówił, że pozyskanie okrętów jest przewidywane na lata 2024-26.
- Powoli dojrzewa u decydentów świadomość, że okręty buduje się bardzo długo. 6-7 lat, a ostatnio w Niemczech na spotkaniu z dziennikarzami mówiono nawet o 10 latach. Nie jest to dobra informacja dla marynarzy, którzy do dyspozycji mają wiekowe konstrukcje - mówi Cielma.
Rzeczywiście czas nie jest tu naszym sprzymierzeńcem. Polska Marynarka Wojenna, jak pisaliśmy w money.pl, bardziej przypomina teraz muzeum niż odstrasza potencjalnych wrogów. Do dyspozycji mamy 39 okrętów bojowych ze średnią wieku ponad 33 lat. Najbardziej zawyża ją 5 okrętów podwodnych.
Pływające muzeum
Cztery małe Kobbeny dostaliśmy od Norwegów w prezencie - oni nie chcieli już na nich pływać. Taniej niż złomować było je przekazać nieodpłatnie i tak właśnie trafiły do nas. Wszystkie mają ponad 50 lat. Tylko jeden "Orzeł" - produkcji rosyjskiej - jest w miarę nowoczesny. Rzecz jednak w tym, że z nim też są problemy.
- Nawet jeżeli pożar na „Orle” z jesieni ubiegłego roku, nie był poważny to i tak wcześniej ten okręt dużo czasu spędził w stoczni po zderzeniu z nabrzeżem. Pozostałe 50-letnie okręty trudno nawet nazwać jednostkami operacyjnymi - mówi Cielma. O ryzyku jakie podejmują marynarze mówił też w money.pl komandor rezerwy Maksymilian Dura.
- Niestety zaczyna to być niebezpieczne. Oby nie było tak, jak z poprzednim polskim "Sępem". Okręt wycofano ze służby dopiero wtedy, kiedy zginęli na nim marynarze - dodaje. Do wypadku doszło w 1964 r. Po eksplozji akumulatorów na okręcie wybuchł pożar. Zginęło 8 marynarzy. Po tej tragedii "Sępa", którego budowę ukończono w 1939 roku, ostatecznie za służby wycofano w 1969 r.
Miał wtedy 30 lat, czyli był o 20 lat młodszy od używanych obecnie czterech polskich okrętów.
Wiemy czego chcemy?
- Nad tym zakupem pracują w MON od 2013. Obecne wydarzenia pokazują, że największy problem nie będzie po stronie dostawcy, ale po naszej. Długo jeszcze możemy czekać na odpowiedź czego chcemy, jakie są nasze oczekiwania co do offsetu, jaki mamy na to budżetu. Dlatego trudno powiedzieć, czy ten 2026 r. jest realny - mówi Cielma.
Żeby oddać sprawiedliwość obecnie rządzącym odnotować należy, że również i poprzednicy PiS przekładali program „Orka”, który ma dostarczyć polskiej armii trzy nowoczesne okręty podwodne. Jak już pisaliśmy w money.pl. w „Programie rozwoju Sił Zbrojnych RP w latach 2009-2018” zapisano, że pierwsza nowa jednostka zostanie przekazana Marynarce Wojennej w 2017 r.
Potem w planach modernizacji Wojska Polskiego nastąpiła zmiana i pierwsze dwie nowe jednostki miały zacząć pływać pod polską banderą w 2022 r. Teraz mówi się o latach 2024-2026 może wtedy wysłużone okręty wreszcie udostępni się zwiedzającym, a nie marynarzom.
Po zapowiedziach MON o rychłych zakupach nowych jednostek, po stare Kobbeny ustawiła się długa kolejka. Gdynia, Puck, Szczecin, Świnoujście, ale też i Warszawa, chcą je mieć u siebie. Wszystko jednak wskazuje na to, że te miasta będą musiały jeszcze poczekać. Pytanie tylko jak długo?