Na ostatnich targach przemysłu zbrojeniowego w Kielcach, najważniejszej branżowej imprezie w kraju, niemalże jednym głosem najważniejsi politycy obiecywali niestrudzenie działać na rzecz naszej zbrojeniówki. - Rząd przykłada wielką wagę do przemysłu obronnego - zapewniał Macierewicz.
W liście do uczestników imprezy prezydent podkreślał, że targi są doskonałym miejscem promocji najnowszych technologii branży zbrojeniowej, ”a zarazem nawiązywania kontaktów biznesowych pomiędzy polskimi i zagranicznymi firmami".
- Jako minister rozwoju zdaję sobie sprawę z tego, że mało jest dziedzin na świecie, które byłyby tak istotne z punktu widzenia rozwoju gospodarczego - mówił o zbrojeniówce wicepremier Morawiecki. Dokładnie w tym samym miejscu przed rokiem zapewniał, że rząd ma poważne plany eksportowe związane z branżą.
Bez eksportu nie ma rozwoju
”Zależy nam, by przemysł obronny był podziwiany tak samo jak polscy żołnierze”- powiedział wtedy Morawiecki. Tyle politycznych zaklęć. Niestety w sferze realnych sukcesów zagranicznych naszych firm zbrojeniowych jest tylko gorzej.
Dlaczego to takie ważne, skoro nasze firmy z tego sektora ledwie dają radę z realizowanie kontraktów dla MON? - Przemysł zbrojeniowy powinien w 30 proc. produkować na potrzeby własnej armii. Reszta powinna iść na eksport. Wtedy nie musiałby on być dotowany i miałby pieniądze na rozwój - mówi money.pl Remigiusz Wilk, ekspert ds. uzbrojenia i redaktor naczelny branżowego magazynu MILMAG.
Tymczasem, jak przekonuje, u nas udział eksportu w sprzedaży zbrojeniówki jest na bardzo niskim poziomie, często rzędu 10 procent. - Na szczęście coraz więcej jest wyjątków od tej reguły i takie firmy jak: Nitrochem, Zakłady Mechaniczne Tarnów czy MESKO w większości już produkują na eksport - dodaje.
Co nie zmienia jednak ogólnego obrazu. W 2015 r. wartość eksportu polskiej zbrojeniówki też daleka była od zadowalającej. Co więcej jak pisaliśmy w money.pl te 420 mln euro znacząco podpompowała sprzedaż żaglowca szkoleniowego dla Wietnamu. W 2016 r., choć eksport miał wstać z kolan, zanurkowaliśmy jeszcze głębiej do poziomu 389 mln.
Dane te pochodzą z raportu, które wszystkie państwa członkowskie UE co roku mają obowiązek wysłać do Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Do informacji tych jako pierwszy dotarł specjalistyczny magazyn ”Raport”. Zestawienie przygotowuje minister spraw zagranicznych, ale jak dowiedzieliśmy się w resorcie, oficjalnie zostanie ono opublikowane w Polsce dopiero na koniec września tego roku.
Politycy deklarują, ale czy pomagają?
Już wcześniej, bo w marcu było wiadomo, że z naszym eksportem broni nie będzie najlepiej. Według danych Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI), który analizuje jego wartość dla poszczególnych krajów, byliśmy w 2016 r. na 25 miejscu na świecie z udziałem na poziomie 0,1 proc.
Oczywiście nie możemy się równać z USA (33 proc.) czy druga w zestawieniu Rosją (23 proc.), ale w tyle zostawia nas też: Rumunia (0,2 proc.), Czechy (0,2), Białoruś (0,4 proc.) i Ukraina (2,6 proc.) Jak to jednak możliwe, że w czasach PRL eksport ten przekraczał nawet miliard dolarów. Skąd ten spadek? Jak się okazuje jedną z przyczyn jest brak odpowiedniego wsparcia polityków, którzy przecież paradoksalnie deklarują je przy każdej okazji.
- Znaczne zmniejszenie eksportu polskiej broni będzie jeszcze trwało, póki nie zmienią się mechanizmy jego wsparcia ze strony polityków. Na całym świecie to funkcjonuje tak, że ministrowie, premierzy, prezydenci są komiwojażerami przemysłu, w tym tego zbrojeniowego. - mówi Remigiusz Wilk.
W jego ocenie Polscy politycy unikają tej roli, kojarzy im się to z czymś niezręcznym, niewłaściwym. Wprawdzie są podejmowane próby takich działań, ale brakuje tu konsekwencji. - Tymczasem w wielu państwach trzeba najpierw decydujących o zakupach olśnić wizytą premiera, ministra czy prezydenta, żeby w ogóle zacząć rozmawiać - mówi Wilk.
Również w kategorii bardziej formalnych działań promocyjnych nie dzieje się najlepiej. - Koledzy byli kilka dni temu w Londynie na największych na świecie targach DSEI gdzie wystawiała się Grupa PGZ. Delikatnie mówiąc nie wyglądało to najlepiej. Choć to PGZ już skonsumowała prawie miliard złotych na promocje, a efekt jest taki jak widać - mówi money.pl Wojciech Łuczak, ekspert ds. bezpieczeństwa i obronności magazynu ”Raport”.
Szkoda, bo jak skupiająca 60 firm PGZ pisze o sobie na stronie, jest to ”jeden z największych koncernów obronnych w Europie Środkowej, który ma ambicję stać się wiodącym producentem zaawansowanego technologicznie sprzętu dla nowoczesnych armii”.
Zbrojeniówka nie analizuje rynku
Pytaliśmy naszego giganta zbrojeniowego jak wytłumaczyć dalszy spadek wartości eksportu polskiej zbrojeniówki. Podobne pytanie wysłaliśmy również do MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy jeszcze żadnych odpowiedzi.
Wspomnianą ekspozycję na DSEI odwiedził jednak wiceminister MON Bartosz Kownacki. Polityk w rozmowie z Defence24.pl TV zauważył, że ”dzisiaj polski przemysł zbrojeniowy ma lata tłuste. Jest tak dużo zamówień z Ministerstwa Obrony Narodowej, że można byłoby powiedzieć: nie interesuje nas nic więcej”.
Po chwili dodał jednak, że ”te lata tłuste trzeba wykorzystać po to, żeby pozyskiwać inne rynki”. Tylko jak je pozyskiwać skutecznie? To dla Wojciecha Łuczaka kluczowe pytanie. Na co zwraca uwagę ekspert szokujące jest to, że pod względem sprzedaży wyprzedzają nas dużo mniejsze Czechy.
Lepiej radzą sobie też Bułgarzy czy Chorwaci. Hiszpanie choć dysponują nieco większym potencjałem pod względem ludności i powierzchni, to wyprzedzają nas w eksporcie broni dziesięciokrotnie. Eksportując w 2016 r. broń o wartości 4 mld euro. Dlaczego tak się dzieje?
- Nasz przemysł zbrojeniowy ciągle nie ma centralnego ośrodka analiz rynkowych. Tak naprawę to my się w Polsce tym zajmujemy - mówi ekspert.
W jego ocenie zbrojeniówka traci też na ciągłych zmianach kierownictwa w poszczególnych spółkach należących do PGZ. - To nie jest sprzedaż cukru. Tu trzeba ciągłości, a nie nieustających zmian na kierowniczych stanowiskach. Ludzie, których teraz tam pozatrudniali, zyskają doświadczenie i tak potrzebne w branży kontakty za jakieś 5-10 lat - mówi Łuczak.
W ocenie ekspertów popełniliśmy też ważny błąd ”obrażając się” na stare, sprawdzone technologie. Postawiliśmy głównie na tworzenie nowej oferty w sytuacji, kiedy ta stara ciągle była atrakcyjna dla kupców, co udowadniają wyniki eksportowe Białorusi i Ukrainy.
Eksport na dwie nogi
- Eksport powinien iść w dwóch kierunkach. Sprzedaży prostego sprawdzonego sprzętu, ale też i bardziej zaawansowanego nowoczesnego. Próbujemy to naprawić odtwarzając zdolności produkcyjne naszej zbrojeniówki sprzed lat, ale nie jest to takie proste - mówi Remigiusz Wilk.
Zlikwidowaliśmy między innymi możliwości produkcyjne od podstaw czołgów T-55 i T-72, do który wprowadzaliśmy przez lata modernizacji całkiem nowoczesne systemy. Tymczasem na co zwraca uwagę Wilk, to był poważny błąd o czym przekonywał niedawno podczas międzynarodowej konferencji w Londynie przedstawiciel ministerstwa obrony Indii.
- W swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, na to że wiele armii świata jeszcze użytkuje tego rodzaje broni i szuka kooperantów i producentów - dodaje ekspert. Również zdaniem Wojciecha Łuczaka spóźniliśmy się z przywracaniem mocy produkcyjnych starszych typów broni.
- Zagapiliśmy się w kategorii tego najprostszego uzbrojenia i amunicji. Wyprzedzili nas Czesi i Bułgarzy. Mieliśmy swoją szansę, ale zostaliśmy wyparci z wielu rynków i potrzeba lat, by na nie powrócić - mówi ekspert ”Raportu”.