Pod płaszczykiem troski o obronność kraju minister Antoni Macierewicz chce przejąć nadzór nad największymi i najważniejszymi polskimi firmami. Spółki umieszczone w rejestrze o szczególnym znaczeniu gospodarczo-obronnym będą musiały niemal za darmo wykonywać polecenia idące z MON, a nawet prosić o zgodę na zmianę profilu działalności czy likwidację lub sprzedaż swojej własności. Przepisy dotyczyć mają nie tylko spółek Skarbu Państwa. Co jeśli się nie zgodzą? Grozić będą kary finansowe, a ich zarządom do dwóch lat więzienia.
Pół roku temu do konsultacji trafił projekt ustawy o zadaniach na rzecz obronności państwa realizowanych przez przedsiębiorców. Zaproponowane przez Ministerstwo Obrony Narodowej prawo było poddane konsultacjom i w ich trakcie skrytykowane praktycznie przez wszystkie możliwe urzędy.
Ministerstwo Cyfryzacji ostrzegło przed niekonstytucyjnością przepisów, resort finansów straszył wyłudzaniem podatków i niezgodnością z unijnym prawem. Nawet przyjazna obecnemu rządowi "Solidarność" stwierdziła, że ustawa może prowadzić do problemów finansowych wielu firm.
Co zrobiło w związku z tym Ministerstwo Obrony Narodowej? Przepisy jeszcze bardziej zaostrzyło, większość uwag pominęło i zaczęło procedować nowy projekt, który właśnie trafił do konsultacji.
Przede wszystkim minister Macierewicz chce zmian w wykazie firm, które państwo uznaje za ważne ze względu na nasze bezpieczeństwo. Dziś to 187 spółek związanych mocniej lub luźniej z obronnością (np. PKN Orlen, PKP, Grupa Azoty, ale też Budimex, T-Mobile czy Polfa). Zgodnie z obecnym prawem firmy te mogą zostać zobowiązane do pomocy polskiemu wojsku.
Jakie dokładnie zadania realizują? Nie wiadomo, bo jest to tajne. MON podaje jedynie kwoty, jakie wypłaca rocznie firmom z rejestru w ramach dotacji. Czasem jest to kilkaset tysięcy, czasem milion, a zdarza się, że i kilka milionów złotych. Rocznie wszystkie firmy dostają od rządu ok. 100 mln zł.
- Firmy dowiadują się o decyzji administracyjnej nakazującej wypełnić im obowiązek i nie mają prawa odmówić. Kilka lat temu jedna ze spółek próbowała to zrobić i poszła do sądu. Tam jednak przegrała - tłumaczy Wojciech Pawłuszko z kancelarii Seredyński Sandurski.
Jednak zdaniem MON to za mało, a współpraca z tymi firmami jest zbyt wąska. Macierewicz proponuje więc, by każda ze spółek co pół roku przekazywała do jego ministerstwa informacje o mocach produkcyjnych, kondycji finansowej i prawnej i kadrze menadżerskiej. To jednak jeszcze nic.
Resort obrony częściowo chce bowiem też zarządzać tymi spółkami. Jeśli któraś z nich chciałaby zmienić profil działalności, przenieść siedzibę za granicę, sprzedać albo wydzierżawić część swoich fabryk lub nawet maszyn, to będzie musiała uzyskać zgodę ministra obrony. Antoni Macierewicz decydowałby także, czy firma może sprzedać spółki-córki.
"Uzgodnienie z ministrem (...) sposobu realizacji zadań obronnych, przed dokonaniem czynności prawnej skutkujących utratą, zmianą przeznaczenia lub zaniechaniem eksploatacji składnika mienia spółki wykorzystywanego do realizacji zadań obronnych” - zapisano w uzasadnieniu do projektu ustawy.
MON chce też, by firmy były zobowiązane do utrzymywania mocy produkcyjnych, nawet wtedy, gdy nie jest to korzystne z punktu widzeniach ich działalności. Szczegóły tego, jak dokładnie ma to wyglądać, resort obrony chce dopiero określić w rozporządzeniu.
Ma ono zawierać także zasady finansowania takich przedsięwzięć. Już jednak wiadomo, że raczej nie będą korzystne dla firm. Umowy będą bowiem podpisywane na warunkach przedstawionych przez MON.
- To znaczne rozszerzenie kompetencji ministra obrony. Dziś to w sumie siedem ministerstw wybiera zadania i zleca je firmom ze swojego obszaru. Na przykład PKP podlega pod ministra odpowiedzialnego za transport. W resortach są więc już wyspecjalizowani w tej materii eksperci. Nowe prawo może doprowadzić do chaosu, bo MON nie musi znać specyfiki poszczególnych branż. To na pewno mało efektywne rozwiązanie - krytykuje pomysł Wojciech Pawłuszko.
Co jeśli firma się nie zgodzi na wykonanie zadania powierzonego przez resort obrony? Samo przedsiębiorstwo będzie musiało zapłacić karę finansową, zwrócić wszelkie dotacje państwowe związane z programami rozwojowymi oraz te związane z offsetem.
- Minister będzie mógł narzucić przedsiębiorstwu co mu się podoba. Procedury wyjścia nie będzie. W mojej opinii to jest nieakceptowalne ograniczenie działalności gospodarczej - podkreśla Pawłuszko.
Jeszcze większe powody do zmartwień mogą mieć właściciele lub prezesi takich firm. Nawet za niezłożenie do MON odpowiednich raportów grozić ma im do 2 lat więzienia - poprzedni projekt mówił "tylko" o 30 dniach aresztu.
MON chce też włączenia do rejestru firm ważnych dla polskiej obronności kolejnych 20 podmiotów. Nie wymieniono ich nazwy, ale chodzi o przedsiębiorców z branży samochodowej (być może Ursus, Solaris, ale może także umiejscowione w Polsce fabryki Volkswagena, Fiata czy Opla), stoczniowej, chemicznej, medycznej oraz kopalnie węgla.
W myśl nowego prawa to Antoni Macierewicz będzie decydować, które firmy są kluczowe dla naszej obronności, a które nie. Dziś robią to różne ministerstwa, np. rozwoju, transportu czy zdrowia. Sam wybór przedsiębiorców ma być też łatwiejszy - zniknąć ma zapis mówiący o tym, że taka firma powinna działać w wielu województwach. Dzięki temu nawet niewielkie podmioty gospodarcze będą mogły trafić pod opiekę MON.
Co w zamian daje firmom nowa ustawa? Projekt zakłada 2-proc. rabat przy płaceniu podatku CIT. Co ciekawe, jeszcze kilka miesięcy temu MON mówił o 10-proc. uldze. Wówczas szacowano, że będzie to kosztować rocznie budżet państwa ok. 22 mln zł rocznie. Teraz po pięciokrotnym zmniejszeniu wielkości rabatu resort wylicza, że Minister Finansów nie dostanie... 66 mln zł rocznie.
Trzeba jednak zaznaczyć, że te pieniądze niekoniecznie trafią do firm. MON w ustawie pisze bowiem, że ulga może być potraktowana jako zapłata za wydane przez przedsiębiorstwa produkty lub usługi.