Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy są odpowiedzialni za kontrole przestrzegania prawa pracy. Ci z Warszawy, jeśli chcą otrzymać nagrody, muszą wydać przynajmniej 50 decyzji miesięcznie, a to niemal równoznaczne z nałożeniem mandatu. - Mamy na siłę szukać sposobu, by ukarać mandatem - mówi nam jeden z inspektorów.
Wszyscy słyszeliśmy o policjantach, którzy muszą wystawiać miesięcznie określoną liczbę mandatów, by komendantom zgadzały się statystyki. Głośny był także przypadek świętokrzyskiej skarbówki, której kontrolerzy mieli na celownik brać tylko duże i dobrze prosperujące firmy, by mieć pewność, że uda się ściągnąć nałożone kary.
Teraz do galerii najgorszych urzędniczych praktyk dołączyła Państwowa Inspekcja Pracy. W urzędzie odpowiedzialnym za przestrzeganie praw pracowników wypłatę nagród uzależniono od tego, czy zrealizują narzucony im "limit".
"Z uwagi na bardzo niski wskaźnik wydawanych wniosków i decyzji zobowiązują każdego inspektora pracy do (...) wydania 50 decyzji od dnia 01.09.2018 do 30.09.2018" - to fragment maila, który od przełożonej otrzymali inspektorzy zatrudnieni w stołecznym Okręgowym Inspektoracie Pracy ds. Nadzoru. By "zachęcić" do bardziej efektywnego działania dodano zdanie o uzależnieniu nagród kwartalnych od realizacji "limitu".
"Dotychczasowy niski wskaźnik wydawanych decyzji i wystąpień będzie uwzględniony przy nagrodach" - czytamy w mailu.
Jak mówi nam, zastrzegając anonimowość, jeden z adresatów wiadomości, podobne naciski na wydawanie jak największej liczby decyzji "pojawiały się zawsze, ale nigdy w tak zdecydowanej i pisemnej formie". - To pierwsza taka sytuacja - dodaje.
Żeby dokładnie zrozumieć z jak poważną sprawą mamy do czynienia trzeba zaznaczyć, że decyzja inspektora pracy niemal zawsze jest równoznaczna z nałożeniem na kontrolowanego mandatu. A te mogą wahać się od 1 tys. do 30 tys. zł.
- Decyzje wydajemy, gdy w ramach kontroli stwierdzimy naruszenie przepisów z zakresu BHP lub okaże się, że pracodawca nie wypłacił należnego wynagrodzenia. Oba te wykroczenia karane są mandatami i jest bardzo mało sytuacji, w których można wydać decyzję bez postępowania wykroczeniowego - tłumaczy nam człowiek znający realia pracy inspektorów.
Zobacz też: Jak PIP karze łamiących prawo
Tym samym osoba będącą faktycznym przełożonym inspektorów uznała, że za efekt ich pracy można uznać nie liczbę przeprowadzonych kontroli, ale to ile przyniosły mandatów. - Zdarzają się nam przecież kontrole, gdzie nie stwierdzamy nieprawidłowości. Teraz mamy na siłę szukać sposobu na to, by ten mandat nałożyć - mówi nam warszawski kontroler.
Taka interpretacja efektów pracy wydaje się być odosobnionym przypadkiem warszawskiej PIP. Rzecznik prasowa Głównego Inspektoratu Pracy Danuta Rutkowska w odpowiedzi na nasze pytania zdecydowanie odcięła się od podobnej praktyki. "GIP nie ustala ani nie narzuca komukolwiek >>limitów<< wydawanych decyzji czy innych środków prawnych" - podkreśliła.
Także p.o. Okręgowego Inspektora Pracy w Warszawie Jolanta Koszałka "stanowczo stwierdziła", że w urzędzie nie istnieją narzucone pracownikom limity wydawanych decyzji. Jak dodała, sprawę wyjaśni z autorem maila, który obecnie przebywa na "zaplanowanym urlopie".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl