- Wolałabym jednak, żeby premier był skoncentrowany na zarządzaniu całym gabinetem - mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.
Według informacji RMF FM prezes Jarosław Kaczyński podczas wtorkowej narady w siedzibie PiS miał przedstawić najnowszy scenariusz rekonstrukcji rządu. Zgodnie z nim Beatę Szydło ma zastąpić wicepremier Mateusza Morawiecki.
Ten scenariusz potwierdzają również informatorzy "Rzeczpospolitej", przekonując , że zmiana na szczycie możliwa jest już w przyszłym tygodniu. Do pogłosek odniosła się także Beata Mazurek, rzecznik PiS. - Nie jest tajemnicą, że pojawiła się propozycja kandydatury Mateusza Morawieckiego na premiera, ale decyzji jeszcze nie ma; podejmie ją Komitet Polityczny PiS - powiedziała cytowana przez PAP.
W związku z rekonstrukcją rządu pojawia się jeszcze jedno ważne pytanie.
Mateusz Morawiecki od 2015 jest wiceprezesem Rady Ministrów i ministrem rozwoju, a od 2016 również ministrem finansów oraz przewodniczącym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Pytanie czy ten super minister zostając teraz premierem nadal szefować będzie w MR i MF i tym samym stanie się super premierem?
Być jak Marek Belka?
Jakie tu mamy doświadczenia z poprzednimi rządami i premierami wolnej polski po 1989 r? Jak się okazuje łączenie funkcji ministra i premiera nie byłoby wynalazkiem PiS.
Dość powiedzieć, że wszyscy polscy premierzy od 1996 łączyli funkcje premiera z Przewodniczącym (w randze ministra) Komitetu Integracji Europejskiej. Było to oczywiście związane z procesem dostosowywania naszego prawa i gospodarki do wymogów akcesyjnych UE.
Nie można zatem tej sytuacji bezpośrednio porównywać do ewentualnego łączenia funkcji premiera przez Morawieckiego z dalszym kierowaniem w podległych mu ministerstwach. Jedynie Marek Belka w swoim drugim gabinecie powołanym 11 czerwca 2004 łączył przewodniczenie radzie ministrów z funkcją ministra sportu. Rzecz jednak w tym, że Belka był takim wielozadaniowcem zaledwie przez dwa ostatnie miesiące trwania swoich rządów.
- Przejściowo, jeśli ta opcja jest w ogóle rozważana, możliwe jest łączenie funkcji premiera i ministra w dwóch resortach. Jednak na dłuższą metę to się może nie udać, bo premier ma dużo obowiązków związanych z pracami rządu. Ponadto musi być też aktywny na arenie międzynarodowej - mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
Premier albo minister
Ekonomistka dodaje wprawdzie, że wiele zależy tu od doboru ludzi. W obu resortach, którymi zarządza wicepremier Morawiecki, jej zdaniem, zespoły działają z kolei bardzo sprawnie.
- Nie mówię tylko o wicepremierach, ale również o średnim szczeblu dyrektorów. To ludzie od ciężkiej roboty i profesjonaliści znający się na swojej pracy. Zatem przy dobrym zarządzaniu i sprawnym zespole wiele rzeczy jest możliwych. Wolałabym jednak, żeby premier był skoncentrowany na zarządzaniem całym gabinetem i nie rozpraszał się kierowaniem pracami w dwóch ministerstwach – dodaje Krzysztoszek.
Główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan nie podejmuje się jednak wyzwania polegającego na wskazaniu ewentualnych następców ministra Morawieckiego, w przypadku gdyby nowy premier zostawił swoje ministerstwa.
- Nie chce się wypowiadać w kwestiach personalnych. Wszyscy obecni wiceministrowie są naprawdę nieźli. Nie wszystko co robią nam się podoba, ale są to na szczęście ludzie otwarci na korygowanie swoich pomysłów - komentuje Starczewska-Krzysztoszek.
Nowi ministrowie spoza polityki?
Z kolei dla prof. Bugaja kusząca jest opcja, w której na fotelu ministrów w obu resortach pojawiliby się całkowicie nowi ludzie. - Przykład np. ministra Szczurka, który do resortu finansów przyszedł z rynku, a nie z polityki pokazuje, że warto sięgać po kompetentnych ludzi spoza polityki. Obawiam się jednak, ze chęć posadzenia na tych stołkach kogoś z silną pozycją polityczną będzie zbyt silna - dodaje.
Ekonomista podobnie jak Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek nie chce jednak wskazywać ewentualnych kandydatów na to stanowisko.
Również mało prawdopodobne wydaje się prof. Bugajowi, by Morawiecki nadal był podwójnym ministrem i premierem jednocześnie. - Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce byłoby to czysto symboliczne kierowanie resortami, bo zapewne ktoś byłby przeznaczony do rzeczywistego ich zarzadzania - wyjaśnia nasz rozmówca.
Pytanie jak ekonomiści oceniają ten aspekt rekonstrukcji rządu PiS. Jakiego rodzaju byłaby to informacja dla naszej gospodarki? - To byłaby wielka szansa, żeby zintegrować poszczególne polityki w resortach związanych z gospodarką. Nie chodzi o ich rzeczywiste scalanie, a konsolidację merytoryczną ministerialnych silosów - przekonuje Krzysztoszek.
Morawiecki poprawi komunikację w rządzie?
W jej ocenie Morawiecki w fotelu premiera daje duża szansę na to, by znaleźć wspólny mianownik w oddzielnych teraz politykach energetycznej, budżetowej czy tej związanej z wykorzystaniem środków europejskich. To naczynia połączone i dobrze by było, żeby ta współpraca była bardziej efektywna.
- To pomogłoby we wprowadzaniu w życie projektów poszczególnych ministrów. Żeby to było możliwe, wszystkie zainteresowane projektem resorty muszą wiedzieć, o co chodzi w pomysłach kolegów z innego ministerstwa. Jeśli jednak nie ma takich kontaktów na co dzień, to jest to kłopot - przekonuje główna ekonomistka Lewiatana.
Dobrze przesunięcie odpowiadającego za gospodarkę w obecnym rządzie Morawieckiego na fotel szefa nowego gabinetu ocenia również Ryszard Bugaj. - Dla gospodarki to byłaby dobra informacja, bo sytuacja jest jednak dobra. Na plus trzeba zaliczyć dwie rzeczy: ożywienie spowodowane przez 500+ i sukces w egzekucji podatków - wylicza ekonomista.
Uspójnianie i udoskonalanie
Nasz rozmówca zwraca jednak uwagę na pewną dość istotną w jego ocenie rzecz, która w działaniach Morawieckiego go niepokoi.
- To ciągłe powoływanie się na sukcesy w gospodarce II RP związane z państwowa dominacją w gospodarce i z np. powstaniem portu w Gdyni. Przecież takie budowanie Centralnego Portu Lotniczego będzie brzemienne w skutkach. Nie można tak bezrefleksyjnie pochwalać etatyzmu II RP. Tym bardziej, że ta kontrola rządu nad gospodarką dotyczyła zaledwie kilku wysp jak np. Gdynia, a nie całego kraju – mówi Bugaj.
Ponadto jak zaznacza ekonomista jego ocena działań i planów Morawieckiego staje się coraz bardziej krytyczna.
- Pierwsze zapowiedzi uwidaczniane na słynnych slajdach były zapowiedzią kierunków przeze mnie oczekiwanych. Potem jednak pojawiła się ”Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. Całkowicie kompromitujący dokument - mówi Ryszard Bugaj.
- To przedziwna mieszanka ideologicznych wyborów z urzędniczym sposobem traktowania każdego problemu przez nadmiar słów takich jak: uwspólnianie, uspójnianie i udoskonalanie - konkluduje.