- Jesteśmy na wojnie - mówi na dostępnym w sieci filmiku aktor Morgan Freeman i nazywa Władimira Putina "szpiegiem KGB", który zawiązuje spisek, by zniszczyć demokrację. Rzecznik Kremla kpi, że wielu artystów pada ofiarą "emocjonalnego przeciążenia". To kolejna odsłona konfliktu między Stanami a Rosją, gdzie orężem są social media i fake newsy.
Sam filmik nie jest długi, trwa raptem dwie minuty. Freeman swoim charakterystycznym i znanym na całym świecie głosem opowiada historię: "Wyobraźcie sobie taki scenariusz: były szpieg KGB, wściekły po upadku swojej ojczyzny, zawiązuje spisek, by się zemścić".
Nasz szpieg zostaje prezydentem Rosji i wprowadza rządy autorytarne. Zwraca się przeciw swojemu odwiecznemu wrogowi: Stanom Zjednoczonym. Używa cybernarzędzi, by go zaatakować. - Zostaliśmy zaatakowani. Jesteśmy na wojnie - mówi aktor.
Co dokładnie ma robić Putin? - Używając social mediów, rozpowszechniając propagandę i fałszywe informacje przekonuje społeczeństwa, by przestały ufać mediom - opowiada dalej Freeman. - I wygrywa. Władimir Putin jest tym szpiegiem. A to nie jest scenariusz filmowy - zaznacza.
Pod filmikiem podpisuje się CIR - Committee to Investigate Russia (w wolnym tłumaczeniu organizacja ds. rosyjskich szpiegów). W działalność komitetu zaangażował się m.in. reżyser Rob Reiner. To spod jego ręki wyszły takie hity jak "Kiedy Harry poznał Sally", "Misery" czy "Ludzie Honoru". Celem organizacji jest pomóc Amerykanom zrozumieć "wagę ciągłych ataków Rosji na demokrację".
Filmik błyskawicznie rozprzestrzenił się po sieci, a szczególnie popularny - co łatwo zrozumieć - jest w Rosji. Sprawę skomentował już Kreml, ale zdaniem przedstawicieli prezydenta Putina, całej akcji nie należy brać poważnie.
- Wielu artystów pada ofiarą emocjonalnego przeciążenia, szczególnie jeśli nie posiadają informacji o faktycznym stanie rzeczy - ironizuje rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Przy okazji wbija Amerykanom szpilę, przypominając czasy makkartyzmu i polowania na komunistów w latach 50. ubiegłego wieku. Sam Freeman ma być według rzecznika rozemocjonowany i egzaltowany.
Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa z kolei porównała aktora do byłego sekretarza stanu Colina Powella, który pokazywał w 2013 r. fiolkę, która miała być dowodem na istnienie w Iraku broni masowego rażenia. Takiej broni Amerykanie w Iraku nie znaleźli. - Dowiemy się, kto stoi za tą historią szybciej, niż dowiedzieliśmy się o zawartości fiolki - napisała na Facebooku.
To kolejna wymiana ciosów między Rosjanami a Amerykanami. Przeciwnicy Donalda Trumpa są przekonani, że to Rosjanie przy pomocy hakerów przechylili szalę wyborów na jego korzyść. Prokuratura bada, czy Rosjanie nie przekazywali sztabowi Trumpa pieniędzy, o czym szerzej pisaliśmy tutaj. Forbes wyliczył, że na wyborze kandydata Republikanów zarobili rosyjscy oligarchowie.
Amerykański Senat podjął dwa dochodzenia, które mają sprawdzić, czy nie doszło do zaniedbań amerykańskiego wywiadu i wyjaśnić liczne spekulacje mediów wokół kontaktów Rosji z otoczeniem Trumpa.
Opublikowane dotychczas materiały amerykańskiego wywiadu potwierdzają ingerencję służb specjalnych Federacji Rosyjskiej w przebieg kampanii prezydenckiej w 2016 r. Chodzi o ujawnienie dokumentów kompromitujących Hillary Clinton.